Oczywistym elementem kampanii stało się zgłoszenie przez marszałka Komorowskiego kandydatury Marka Belki na prezesa NBP . Protest Waldemara Pawlaka (patrz cytat u góry) tylko pozornie dotyczy przedwczesnego zgłoszenia kandydatury. Szef ludowców widzi w Belce drugiego Leszka Balcerowicza i myśli o zupełnie innym prezesie, na przykład o Grzegorzu Kołodce, o którym wręcz marzyłaby Elżbieta Chojna-Duch z Rady Polityki Pieniężnej. Pawlakowi trzeba jednak przyznać, że podniósł wątek całkowicie pomijany przez rynki finansowe — otóż Marek Belka w swoich dotychczasowych działaniach publicznych zupełnie nie miał szczęścia. Wicepremierostwo i szefowanie resortowi finansów dwukrotnie skończył nieciekawie, a już zajmowanie stanowiska premiera to wręcz mordęga — dwukrotne uzyskiwanie wotum zaufania, potem demonstracyjne podanie się do dymisji i administrowanie wbrew sobie. Dlatego nie od rzeczy byłoby przypomnieć, że Napoleon przy nominacjach generalskich brał pod uwagę przede wszystkim syndrom szczęścia.
Inna sprawa, że szefowanie bankowi centralnego jest działalnością z założenia
apolityczną i w tym kontekście całkowite polityczne nieudacznictwo Marka Belki
może być wielką zaletą! Szlak przetarł Leszek Balcerowicz, którego flirt z
czystą polityką, czyli szefowanie Unii Wolności, skończył się zerwaniem koalicji
z Akcją Wyborczą Solidarność i generalną plajtą. Co profesorowi nie
przeszkodziło potem znakomicie sprawdzić się na stanowisku szefa NBP, nie
uginającego się przed doraźnymi żądaniami rządu Leszka Millera. A z premierem
Markiem Belką bank centralny konfliktów nie miał…