Platforma Obywatelska zamierza maksymalnie eksploatować polskie przewodnictwo w Unii Europejskiej, a Prawo i Sprawiedliwość — rzecz jasna katastrofę w Smoleńsku. Ale obie strony już się zorientowały, że na jednej nodze władzy na kadencję 2011-15 się nie zdobędzie. Wybory do parlamentu — w odróżnieniu na przykład od prezydenckich — bezwzględnie wymagają również drugiej silnej nogi, gospodarczej.
Ekipa rządowa zamierza za wszelką cenę wykorzystać półroczną prezydencję do utrzymania polityki spójności jako priorytetu w wieloletnim budżecie Unii Europejskiej na lata 2014-20. Wczoraj premier Donald Tusk kolejny raz dopominał się o to w Brukseli na tematycznej konferencji, a w najbliższy piątek powtórzy polskie postulaty na szczycie Rady Europejskiej. Niestety, naszą pozycję w unijnej centrali generalnie osłabiają marne perspektywy zbicia w roku 2012 długu publicznego poniżej 3 proc. PKB. Komisja Europejska coraz głośniej mówi, że to niemożliwe, w związku z czym odsuwa się perspektywa przyjęcia przez Polskę euro.
Wieści hiobowe dla rządu okazują się miodem na serca Prawa i Sprawiedliwości.
Również wczoraj prezes Jarosław Kaczyński ogłosił uzupełnienie Smoleńska o ideę
patriotyzmu gospodarczego. Jego sztandarem ma być polski złoty, utrzymywany w
obiegu nie przez dziesięć, a co najmniej przez dwadzieścia najbliższych lat.
Oznacza to, że krystalizuje się pole wyborczego starcia gospodarczego. Jego
istota zdefiniowana została w tytule komentarza. A dla mniej piśmiennego
elektoratu, nie pojmującego kategorii tzw. turbokapitalizmu wyznawanego przez
Platformę Obywatelską, odpowiednikiem piktogramów z niedawnego referendum w
Sudanie mogą być w kampanii wyborczej monety — 1 złoty kontra 1 euro.