Niezależnie od tego, czy referendalną inicjatywę zgłasza prezydent, partia czy grupa obywateli — nie można abstrahować od realiów prawno-politycznych. Zgodnie z Konstytucją RP z 1997 r. referendum ogólnokrajowe zarządza albo Sejm bezwzględną większością głosów, albo prezydent za zgodą Senatu, wyrażoną także bezwzględną większością głosów. Takie związanie głowie państwa rąk wpisane zostało przez komisję konstytucyjną w reakcji na numer, jaki na odchodnym wyciął prezydent Lech Wałęsa. W samej końcówce kadencji, już po przegranej reelekcji, zarządził referendum uwłaszczeniowe. Aleksander Kwaśniewski nie chciał zaczynać od jego anulowania, wobec czego Sejm do pytania prezydenckiego dołożył cztery własne. W efekcie 18 lutego 1996 r. odbyło się najgłupsze referendum III RP, którego — na szczęście — nikt już nie pamięta.
Trudno przypuszczać, żeby Senat, zdominowany przez Platformę Obywatelską, poparł inicjatywę Lecha Kaczyńskiego, zdecydowanie konfrontacyjną wobec programu tej partii. Prezydent nie ma szans, ale za to odegra się jeszcze częstszym wetowaniem — lub odsyłaniem na leżakowanie do Trybunału Konstytucyjnego — ustaw konfrontacyjnych wobec jego programu.
Jacek Zalewski