Grupa Azoty to największy polski producent nawozów. Produkuje je w Tarnowie, Puławach, Policach i Kędzierzynie-Koźlu. Choć dominuje na rynku, musi liczyć się z konkurentami, szczególnie że albo już rosną w siłę, albo zrobią to lada chwila. Po latach zapowiedzi włocławski Anwil, chemiczna spółka należąca w 100 proc. do Orlenu, chce wreszcie przystąpić do rozbudowy instalacji nawozowej. Zwiększenie jej mocy to element nowej, ogłoszonej dwa miesiące temu, strategii koncernu z Płocka na lata 2017-21.
— Ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły, ale skierowaliśmy już na rynek pytanie dotyczące zakupu projektów bazowych oraz licencji na instalacje do produkcji kwasu azotowego, neutralizacji oraz granulacji. Planujemy wzrost mocy produkcyjnych nawozów azotowych o ponad 400 tys. ton. Zdolności wytwórcze instalacji wzrosną do prawie 1,5 mln ton rocznie. W pytaniu ofertowym termin osiągnięcia pełni mocy wytwórczych określiliśmy na 2021 r. — potwierdza Jacek Podgórski, prezes Anwilu. Koszty inwestycji zostały wstępnie oszacowane, ale na ich ostateczne określenie jest jeszcze za wcześnie, ponieważ projekt jest we wstępnej fazie. Obecnie 80 proc. nawozów produkowanych przez Anwil trafia na rynek krajowy, reszta na eksport.
— Zakładamy, że także w przypadku zwiększenia mocy produkcyjnych ta struktura będzie podobna. Polski rynek nadal będzie dla nas kluczowy ze względu na swoją atrakcyjność — twierdzi prezes włocławskiej spółki.
Moce rosną
— Nowe moce wytwórcze w Anwilu ruszą za kilka lat, ale sytuacja na rynku nawozów w Polsce już nie wygląda najlepiej — uważa Jakub Szkopek, analityk mBank Domu Maklerskiego. Powodów jest kilka. Jeden z nich to uruchomienie wkrótce nowych linii produkcyjnych w regionie i na świecie. — W 2013 r. ruszyliśmy z programem rozbudowy mocy wytwórczych i poprawy ich efektywności. Zaplanowaliśmy, że na te inwestycje przeznaczymy około 400 mln EUR — mówi nam Tímea Kovács z węgierskiej firmy Nitrogénművek.
Obecnie zakłady mogą produkować 1,4 mln ton nawozów rocznie, a ich głównym produktem są — podobnie jak w przypadku Grupy Azoty i Anwilu — nawozy azotowe. Tímea Kovács nie ujawnia, o ile zwiększą się ich zdolności produkcyjne, jednak z naszych informacji wynika, że chodzi o instalację o mocy 0,6 mln ton rocznie (częściowo zastąpi ona stare linie produkcyjne). Ruszy zapewne w tym roku.
— Obecnie połowa naszej produkcji trafia do państw regionu — mówi Tímea Kovács. Nitrogénművek chce utrzymać ten poziom eksportu, można się więc spodziewać, że więcej węgierskich nawozów trafi również do Polski, gdzie są one sprzedawane za pośrednictwem firmy handlowej Nitrogen Polska.
— To, że węgierska spółka inwestuje w rozwój produkcji nawozów, dowodzi, jak bardzo atrakcyjny jest to segment i jak duży jest jego potencjał. Należy jednak pamiętać, że rynkiem zbytu dla Nitrogénműveku jest przede wszystkim rynek rodzimy oraz państw ościennych, dlatego nie spodziewamy się znaczącego wpływu tego projektu na naszą działalność — mówi prezes Anwilu.
— Według agencji analizujących rynek nawozów nowe moce na Węgrzech produkować będą na rynek lokalny — uważa również Wojciech Wardacki, prezes Grupy Azoty. Można jednak mieć co do tego wątpliwości. W tym roku, jak wynika z raportu koncernu Yara, na całym świecie, poza Chinami, uruchomione zostaną nowe linie wytwarzające nawozy o łącznej mocy nawet 8 mln ton. — To znacznie więcej niż w poprzednich latach. Zazwyczaj było to bowiem około 3 mln ton — mówi analityk mBank Domu Maklerskiego. Nowe instalacje powstają głównie w USA, w północnej Afryce i na Bliskim Wschodzie i będą nastawione na sprzedaż do Azji. Jednak gdyby podaż na tamten rynek była za duża, nawozy mogą trafić np. na południe Europy. — Wtedy lokalni producenci, np. z Austrii, Rumunii czy Węgier, starając się znaleźć miejsce na rynku, mogą aktywniejszukać odbiorców na północy, w tym w Polsce — uważa analityk DM mBanku.
Ciasny rynek
Import nawozów już zresztą znacznie przewyższył ich eksport. Pierwsze skrzypce grają tu Rosja i Białoruś.
— Najpoważniejszą konkurencją dla wszystkich polskich producentów jest import zza wschodniej granicy. Rywalizowanie z tamtymi producentami jest trudne ze względu na niższe ceny podstawowego surowca, jakim jest gaz ziemny — przyznaje prezes Grupy Azoty.
— W Polsce notujemy większy potencjał wytwórczy niż chłonność rynku. Grupa Azoty ocenia, że rynek nawozów azotowych zarówno w Polsce, jak też w całej Unii Europejskiej jeszcze bardziej się zacieśni — dodaje Wojciech Wardacki. Sytuacja producentów nawozów na europejskim rynku już w ubiegłym roku nie była najlepsza, a kłopoty w rolnictwie — bardzo niskie ceny kukurydzy i pszenicy — jeszcze mocniej odcisnęły się na warunkach funkcjonowania firm.
— Sytuacja polskich rolników w minionym roku się pogorszyła. Jakość zbiorów zbóż była niska, co obniżyło ich cenę, a ponadto rolnicy późno otrzymali unijne dotacje. To uderzyło m.in. w sprzedaż nawozów — tłumaczy Jakub Szkopek. Jego zdaniem, na skutek nowej podaży w drugiej połowie tego roku Grupa Azoty może mieć pewne problemy ze sprzedażą. Nie sprzyja temu również uruchomienie na Bliskim Wschodzie nowych mocy produkcyjnych nawozów saletrzanych.