Wskaźnik przyszłych oszczędności — jedna ze składowych badań koniunktury konsumenckiej prowadzonych przez GUS — wyniósł w grudniu 7,8 proc. O tyle grupa deklarujących oszczędzanie w ciągu najbliższego roku była większa od tych, którzy nie zamierzają odkładać pieniędzy.
Sama wielkość wskaźnika to ewenement jak na grudniowe wyniki badań koniunktury. To nie tylko dużo więcej niż w poprzednich latach o tej porze roku, ale blisko rekordowego poziomu z listopada. Na dodatek wpisuje się w dłuższy trend odbudowy oszczędności, co widać i w badaniach konsumentów, i w twardych danych.
Oszczędzamy, bo się boimy
Dlaczego Polacy tak pokochali oszczędzanie? Częściową odpowiedź znajdziemy w ankietach prowadzonych przez NBP, ale też niektóre banki komercyjne. Choć wyniki mogą trochę się różnić w szczegółach, to motyw przewodni jest jeden — odkładanie pieniędzy ma przywrócić poczucie bezpieczeństwa mocno nadszarpnięte przez wysoką inflację, kryzys energetyczny i trwającą wojnę za wschodnią granicą.
— W grupie o niższych dochodach są trzy powody podwyższonej stopy oszczędzania. Są to obawa o spowolnienie gospodarcze, obawa o skok inflacji i obawa o wojnę. Wśród respondentów o wyższych dochodach powody to duży wzrost płac przekraczający inflację, który pozwala odbudować inwestycje, a w dalszej kolejności obawa o spowolnienie i skutki wojny — mówi Rafał Benecki, główny ekonomista Banku ING.
Dodaje, że Polacy ewidentnie weszli w tryb ostrożnościowy, bo oszczędności rosną przez całą drugą połowę roku. Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium, dodaje, że efekt tej zmiany widać już w danych z gospodarki, a najlepszy przykład to zaskakujący spadek sprzedaży detalicznej we wrześniu.
— Widać, że mimo dobrej sytuacji dochodowej konsumenci nie palą się do wydawania pieniędzy. Rosną natomiast depozyty i popyt na obligacje oszczędnościowe — mówi ekspert.
Polityka będzie przeszkadzać
Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że jeśli obecne trendy utrzymają się w przyszłym roku, to prognozowanie konsumpcji prywatnej — a w związku z tym wzrostu gospodarczego — może być dość ryzykowne. Rafał Benecki mówi, że jego obecna prognoza wzrostu konsumpcji to 3 proc., ale kluczowa jest tu skłonność do oszczędzania. Ta zaś zależy od tego, czy zagrożenia, przed którymi dziś drży polski konsument, będą łagodzone czy wręcz przeciwnie — podgrzewane na potrzeby kampanii wyborczej.
— Tematy takie jak rachunki za energię czy ceny masła stały się elementem konkurencji politycznej, co podbija obawy. Wyniki wyborów w USA, gdzie Donaldowi Trumpowi udało się przykleić wysoką inflację do Joe Bidena, pokazują, że to może być politycznie skuteczne i także u nas politycy zechcą to kopiować. Poza tym historia dowodzi, że obóz rządzący, który rządził w czasie wysokiej inflacji, zwykle tracił władzę. To widać w Ameryce i w Polsce. Politycy chcą to rozgrywać — podkreśla ekonomista.
Dodatkowa sprawa to dalszy przebieg wojny w Ukrainie. Jeśli nawet dojdzie do jej zakończenia, to nie wiadomo, na jakich warunkach to się stanie.
— Wiele jest w rękach przywódców światowych mocarstw. Opinie na temat sposobu zakończenia wojny są skrajne, wiele jeszcze może się wydarzyć – mówi Rafał Benecki.
Wysokie stopy nie sprzyjają wydatkom
Grzegorz Maliszewski do tej listy czynników dodaje jeszcze sposób prowadzenia polityki pieniężnej w kraju. Jego zdaniem utrzymywanie wysokich stóp procentowych może być dodatkową zachętą do oszczędzania. Jednocześnie może ograniczać popyt na kredyt konsumpcyjny, który mógłby być dodatkowym paliwem dla wzrostu konsumpcji.
— Skłonność do oszczędzania jest jednym z czynników niepewności co do konsumpcji w przyszłym roku. My jednak zakładamy, że stopy procentowe zaczną spadać. A dodatkowo, jeśli już wyjaśni się sytuacja co do cen energii po ich odmrożeniu, jeśli one nie wzrosną tak jak niektórzy się obawiają, to nastroje konsumentów mogą się poprawić. Co sprawi, że będą bardziej wydawać pieniądze, niż je oszczędzać — mówi Grzegorz Maliszewski.