W komedii kryminalnej „Żądło” Robert Redford i Paul Newman budują fikcyjne biuro bukmacherskie, do złudzenia przypominające prawdziwe zakłady sportowe, żeby nabrać mafijnego bosa. Plan się udaje, dobro zwycięża i jest śmiesznie. Do śmiechu nie jest natomiast setkom oszukanych przez wyspecjalizowane grupy przestępcze zajmujące się praniem pieniędzy skradzionych przez hakerów z kont bankowych. Jeśli chodzi o umiejętność mistyfikacji, bohaterowe „Żądła” nie dorastają tym oszustom do pięt.
— To oszustwa wysokiej próby, dokonywane z wykorzystaniem socjotechniki — mówi Piotr Marek Balcerzak, sekretarz- członek Prezydium Rady Bankowości Elektronicznej ZBP.
Poszukiwany kontroler-menedżer
Prześledźmy proceder na przykładzie firmy Dary Ziemi. Pod koniec ubiegłego roku zasypała internet ogłoszeniami o pracę, szukając kandydatów na stanowisko „kontroler-menedżer”, „który będzie przyjmował zamówienia od naszych współpracowników i przekazywał wszystkie dane do działu realizacji”. Dalej czytamy w anonsie „Praca nie jest skomplikowana, natomiast wynagrodzenie gwarantujemy na poziomie 4000 zł”. Firma informuje, że jest liderem w Polsce w przechowywaniu i eksporcie paliw gazowych „do Europy i Polski”. Informacje z ogłoszenia łatwo można sprawdzić na stronie internetowej Darów Ziemi, profesjonalnie zrobionej, przejrzystej, z różnymi sekcjami, jak aktualności, opis rynku rzepaku w Polsce, oferty pracy. Jest też notka o firmie: „Istniejemy już od 2004 roku i zdobyliśmy zaufanie wielu partnerów dzięki solidności i dbałości o szczegóły oraz spełnianiem najwyższych wymogów dbałości o środowisko”. Według danych KRS, spółka rzeczywiście została zawiązana w 2004 r. Nazwisko wiceprezesa i współzałożyciela widnieje w zakładce „kontakt” na stronie internetowej firmy. Adres jest warszawski i taki też numer telefonu.
Pranie przekazem pieniężnym
Wygląda na to, że wszystko jest w najlepszym porządku. Podejrzenia nie budzi też umowa o zatrudnienie, a sama praca wydaje się lekka. Polega „głównie na monitoringu danych o cenach na rynku sprzedaży rzepaku i oleju rzepakowego, składaniu we właściwym czasie zgłoszeń do działu zaopatrzenia, a następnie kontroli przemieszczenia środków transportu, wysłanych po odbiór zakupionych partii surowców i przepływu środków pieniężnych z tytułu opłat”. Większość kooperantów firmy to niewielkie gospodarstwa i zdarza się, że potrzebują one szybko pieniędzy.
„W takich przypadkach, w celu przyspieszenia operacji pieniądze wysyłane są na konto pracownika, który powinien je podjąć w banku i wysłać do dostawcy za pomocą systemu Western Union. Podobne sytuacje mają miejsce niezbyt często i zaliczane są do sytuacji sporadycznych”. Tu dochodzimy do sedna sprawy.
— Hakerzy wykorzystują nieświadome niczego osoby do transferów nielegalnie zdobytych pieniędzy za granicę — mówi Ryszard Jurkowski, przewodniczący Forum Bezpieczeństwa Transakcji Elektronicznych przy ZBP.
Cały przestępczy biznes to jedna wielka mistyfikacja, na którą łatwo dać się nabrać. W przypadku Darów Ziemi prawdziwy jest tylko wpis w KRS z 2004 r. Odszukaliśmy prezeskę i wiceprezesa, którzy założyli spółkę dziesięć la temu. Firma z rzepakiem nigdy nie miała nic wspólnego. Dary Ziemi miały być kawiarenką na warszawskim Dworcu Centralnym. Biznes nie wypalił i — jak twierdzą założyciele — zawiesili działalność wiele lat temu. Ich drogi biznesowe rozeszły się i każde z nich prowadzi własną firmę. Zresztą, gdy uważnie przyjrzeć się danym w rejestrze, łatwo można zauważyć, że od tamtego momentu spółka nie składała żadnych sprawozdań i od dawna jest martwa. Dziwić może też to, że firma, która powstała 10 lat temu, zarejestrowała domenę internetową dopiero w listopadzie 2013 r. Numer telefonu został kupiony w jednej z firm obsługujących połączenia internetoweVoIP. O tym można było przekonać się dopiero po niewczasie, kiedy oszukańczy biznes został zamknięty. Dzwoniąc pod numer dzisiaj usłyszymy automat informujący: „number is not in service”.
— Można kupić numer z dowolnym kierunkowym i odbierać połączenia z dowolnego miejsca na świecie. Wszystko odbywa się w białych rękawiczkach, zdalnie. Przestępcy podszywają się pod istniejące, choć nieczynne firmy, budują fałszywe strony internetowe, zamieszczają ogłoszenia w znanych serwisach o pracy, a nawet na stronach urzędów pracy, co dodatkowo uwiarygodnia cały proceder — mówi Ryszard Jurkowski.
Haker w pośredniaku
W grudniu ubiegłego roku na stronach powiatowego urzędu pracy w Lublinie ogłaszała się firma Lassiter Trans Logistics Import Export, poszukująca — a jakże — kontrolera. „Szukamy osób doświadczonychw logistyce jak i chcących zdobycia nowych umiejętności, osobą bez znajomości i wykształcenia w dziale logistycznym zapewniamy szkolenia”. Błędy językowe potencjalny kandydat mógł tłumaczyć sobie cudzoziemskim pochodzeniem właścicieli. Firma pierwotnie nazywała się Perin i została wpisana do KRS w lutym 2012 r. Cztery miesiące późnej została wykupiona przez dwóch biznesmenów o turecko brzmiących nazwiskach, którzy zmienili też nazwę. Domenę internetową zarejestrowali jednak dopiero w listopadzie 2013 r. i wtedy też ruszyli z naborem „mułów”. Tak w policyjnym i bankowym żargonie nazywane są osoby, które pośredniczą w przelewaniu pieniędzy za wschodnią granicę. Nie udało nam się skontaktować z Lassiter Trans Logistics Import Export, ponieważ „number is not in service”. Firmy nie ma też pod adresem podanym na stronie internetowej.
— Na Ukrainę wędrują miliony złotych, a setki osób padają ofiarą oszustwa. Niestety, często dowiadują się o tym dopiero, kiedy policja zastuka do ich drzwi — mówi Ryszard Jurkowski. Policja nie ma dokładnych danych opisujących proceder, bo giną w statystykach obejmujących szerokie kategorie przestępstw, jak oszustwo czy pranie brudnych pieniędzy.
— Patrząc przez pryzmat liczby pojawiających się ofert fikcyjnej pracy oraz osób, które na te oferty odpowiadają, można stwierdzić, że problem jest coraz bardziej zauważalny — mówi Piotr Marek Balcerzak.
Ostatnie ogłoszenie, wychwycone przez jeden z banków, pojawiło się kilkanaście dni temu Zamieściła je firma kredytowa. Oszustwo zostało wykryte, gdy jeden z „kontrolerów” nabrał podejrzeń, czy transfer za granicę niemal 20 tys. zł, jakie dostał na konto, rzeczywiście jest legalny.
Wielu ludzi zrobionych w „muła” nie zdaje sobie sprawy z tego, że dali się wciągnąć w zorganizowaną działalność przestępczą — tym bardziej nie są więc świadomi, jakie konsekwencje prawne za to grożą. Gorzej, że w tej materii gubią się też służby odpowiedzialne za ściganie takich przestępstw. Z informacji, jakie uzyskaliśmy w bankach, wynika, że niejeden „muł” trafił do aresztu. Udowodnienie udziału w przestępstwie jest jednak trudne i nawet osoby świadomie podejmujące się roli pośrednika mogą dość łatwo wykpić się w sądzie, ponieważ skala pojedynczego oszustwa jest niewielka. Wartość jednorazowych transferów jest tak skalkulowana, żeby nie podpadać pod przepisy o praniu brudnych pieniędzy. Policja i prokuratura nie są przygotowane do ścigania tego typu przestępstw. Sprawy rozsiane są po kraju, bo werbunek „mułów” prowadzony jest w całej Polsce, a nie ma ośrodka koordynującego działania służb. Trudno też ścigać internetowych oszustów, kiedy wiele komisariatów policji nie ma dostępu do sieci. Materia jest też nowa dla prokuratorów i sędziów, którzy często patrzą na problem poprzez pryzmat jednej sprawy, traktując ją jak indywidualne oszustwo, podczas gdy jest to tylko ogniwo rozbudowanej sieci przestępczej.