Po panicznej wyprzedaży zakończonej w połowie marca indeks WIG20 zaczął powoli odrabiać straty. W ostatnich dniach wahał się w przedziale 1600-1650 pkt, podczas gdy najgorsze marcowe zamknięcie to 1306 pkt. Wczoraj jednak sielanka się skończyła. Indeks warszawskich blue chipów stracił na zamknięciu sesji ponad 4 proc. i spadł wyraźnie poniżej 1600 pkt. Mniej, ale również w dół szły indeksy amerykańskie czy niemiecki DAX.

— W przypadku indeksu WIG20 okolice 1650 pkt to nie jest niestety nieistotny poziom. Odpowiada on dołkom z 2016 r. i z tego powodu jest bardzo ważny. Nasz rynek zatrzymał się na tym poziomie i tworzy się bardzo niebezpieczna formacja odwrócenia trendu. To, czy się zmaterializuje, jest jeszcze niewiadomą — twierdzi Łukasz Wardyn, dyrektor CMC Markets na Europę Wschodnią.
Są jednak również bardziej stanowcze głosy.
— Korekta dobiegła końca. Nie tylko na indeksie WIG20, ale też na giełdach amerykańskich i niemieckiej. Rynki wydają się być za wysoko. Przez odbicie na giełdach i spadek zysków prognozowany wskaźnik cena do zysków za najbliższe 12 miesięcy wynosi dla indeksu S&P500 prawie tyle co przed epidemią. Mamy więc bańkę na rynku akcji, będąc 20 proc. poniżej szczytów notowań — twierdzi Daniel Kostecki, główny analityk Conotoxii.
— Wydaje się, że korekta wzrostowa dobiegła końca. Nie tylko u nas, ale również na głównych światowych indeksach. Układ techniczny jest wszędzie podobny. Na S&P500 nie ma jeszcze wygenerowanego sygnału sprzedaży, ale wydaje mi się, że i tam wracamy już w kierunku marcowych minimów — komentuje Marcin Kiepas, analityk Tickmill.
Będzie taniej niż w marcu
Za bezpośrednią przyczynę zwrotu na rynkach akcji można uznać to, co stało się z ropą naftową. Gigantyczne wahania kontraktów terminowych, przynajmniej na papierze i z perspektywy inwestorów finansowych sprowadziły cenę ropy WTI poniżej zera.
— Biorąc pod uwagę ostatnią sytuację na rynku ropy, byłem nawet zdziwiony, jak spokojnie jest na polskiej giełdzie, a przede wszystkim na giełdach zagranicznych. Mimo że była to sytuacja w pewien sposób wyizolowana do jednego kontraktu terminowego, pokazała jednak, że im dłużej będzie trwać pandemia, tym więcej będzie trupów z szafy wypadać. I to na różnych klasach aktywów — komentuje Łukasz Wardyn.
W efekcie analitycy dość zgodnie zakładają, że WIG20 spadnie niżej niż w marcu.
— Pogłębienie ostatnich dołków o 5-10 proc. jest jak najbardziejprawdopodobne. Potem nastąpią trzy-cztery kwartały konsolidacji. A to i tak jest optymistyczny scenariusz — uważa Daniel Kostecki.
— Tąpnięcie w gospodarce odzwierciedla wyniki spółek z drugiego, a nie pierwszego kwartału. Kolejne kwartały też będą problematyczne. To składa się na scenariusz, w którym giełdy będą się powoli osuwać w kierunku marcowych minimów. WIG20 powinien je osiągnąć w czerwcu, może w lipcu. To jest pierwszy cel, ale nie wykluczyłbym, że za jakiś czas zejdzie jeszcze niżej. W bardzo skrajnym scenariuszu do 1000 pkt — mówi Marcin Kiepas.
— Teraz na rynkach jest tak wiele spekulacji, irracjonalnych ruchów, że spadku do 1000 pkt nie można wykluczyć, ale ja uważam, że spadek indeksu WIG20 poniżej 1300 pkt nastąpi tylko wtedy, gdy pandemia zacznie się wyraźnie przedłużać. Jeśli nastąpi odmrożenie gospodarek, to nawet jeśli popyt konsumpcyjny nie będzie taki, jaki był przed pojawieniem się koronawirusa, a odbicie gospodarcze będzie przypominało literę U, to inwestorzy giełdowi mogą być na tyle pazerni, by indeksy poszły wyraźniej do góry. Pamiętajmy, że gospodarki będą na sterydach podanych przez banki centralne — zaznacza Łukasz Wardyn.
Świat po chorobie
Rafał Sadoch, analityk mBanku, studzi typowo giełdowe emocje. Radzi obserwować samą walkę z koronawirusem.
— Nie przywiązywałbym większej wagi do technicznych poziomów indeksu WIG20. Patrząc na to, jak zachowuje się cały świat, ważniejsza jest perspektywa powrotu do normalności w codziennym życiu. Biorąc pod uwagę działania banków centralnych, w tym głównie amerykańskiego, jeśli okaże się, że zwalczanie koronawirusa postępuje, rynki finansowe wrócą do punktu wyjścia szybciej niż realna gospodarka. Gorzej jeśli obecna sytuacja będzie się przedłużać. To, co będzie się działo z indeksem WIG20, to kwestia wtórna wobec tego, co będzie się działo z koronawirusem. To jest czynnik decydujący dla rynków i WIG20 będzie to odzwierciedlał. Kwestie z naszego podwórka — jak sytuacja sektora bankowego lub energetycznego — są w tym kontekście drugorzędne — mówi Rafał Sadoch, analityk mBanku.
Inni nasi rozmówcy stawiają jednak tezę, że samo zwalczenie koronawirusa w wymiarze medycznym i związany z tym powrót do normalności — przynajmniej krótkookresowo — mogą okazać się niekorzystne dla giełd.
— Wydaje mi się, że gdy główne gospodarki zaczną już odmrażanie, to na giełdach możemy zobaczyć reakcję odwrotną. Inwestorzy zobaczą, że powrót do normalności nie następuje tak szybko, jak zakładali i zaczną weryfikować swoje oczekiwania w dół — tłumaczy Marcin Kiepas.
— Kryzys koronawirusowy bardzo mocno wpłynie na konsumentów. I nawet jak uda się uruchomić gospodarkę od strony podażowej, to pozostaje niewiadoma czy ludzie będą kupowali tak jak wcześniej. Wiele gospodarstw domowych może dojść do wniosku, że ich sytuacja płynnościowa stała się trudna w czasie epidemii i zamiast konsumpcji może postawić na oszczędzanie. Będziemy więc budować oszczędności w świecie zerowych stóp procentowych. Trochę absurdalne, ale tak to może wyglądać — rozważa Daniel Kostecki.