13 lipca tego roku był czarnym poniedziałkiem dla grupy IPF, właściciela Providenta. Akcje spółki na londyńskiej giełdzie traciły ponad jedną czwartą wartości, po tym jak na Wyspy dotarła informacja o drobnej poprawce do projektu tzw. ustawy antylichwiarskiej. Jeden z posłów PO zaproponował, a komisja sejmowa zaaprobowała, żeby do kosztów pożyczki wliczać wszystko, łącznie z kosztem wizyty domowej.
W pierwotnej wersji ustawy takiego zapisu nie było, gdyż projektodawcywychodzili z założenia, że opłata za dostarczenie umowy i gotówki do domu ma charakter fakultatywny i jeśli klient nie chce gościć u siebie przedstawiciela firmy pożyczkowej, to nie musi, gdyż może pieniądze dostać przelewem na konto. Wygląda jednak na to, że spora część klientów zapraszała do siebie agenta z pożyczką w torbie. Tak wynika z raportu za III kwartał grupy IPF. Spółka podaje w nim, że szacunkowy koszt ustawy antylichwiarskiej wyniesie około 30 mln GBP.
To potężne uderzenie w wynik Providenta i całego IPF. W ubiegłym roku grupa zarobiła 123 mln GBP, z czego około 70 mln GBP w Polsce. Właściciel Providenta zapowiada, że zaplanował działania, które mogą ograniczyć negatywny wpływ regulacji o połowę, ale podkreśla, że sytuacja jest tak niepewna, że nie ma żadnej pewności co do ostatecznych efektów tych zamierzeń.
Co planuje IPF? Z raportu wynika, że chce przetestować zainteresowanie klientów pożyczki na wyższe kwoty i o dłuższym terminie spłaty. Weźmie też pod lupę koszty biznesu w Polsce, gdzie Provident zatrudnia ponad 9 tys. osób.
IPF oczekuje, że wpływ na wynik będzie odczuwalny przez dwa lata, w pełni ujawni się dopiero w 2017 r. Spółka przekonuje, że biznes w Polsce jest solidny i pomimo regulacyjnych zmian generuje na kapitale wyższy niż średnia dla całej grupy. Kurs akcji IPF obniżył się wczoraj o 3,3 proc.