Krajowa wołowina czeka na wyrok KE
Polska może być uznana za kraj podwyższonego ryzyka
Wyniki raportu Komisji Europejskiej dotyczącego BSE zadecydują, czy polska wołowina trafi na stoły unijnych konsumentów. Jednak Główny Inspektorat Weterynarii już przygotowuje się na wypadek uznania Polski za kraj podwyższonego ryzyka wystąpienia choroby szalonych krów.
Ważą się losy eksportu polskiej wołowiny do Unii Europejskiej. Teraz wszystko zależy od werdyktu Komitetu Naukowego UE, który ma zadecydować, czy Polska jest krajem o niskim stopniu zagrożenia BSE czy wręcz przeciwnie. Wiele wskazuje jednak na to, że Brukseli zależy na wyeliminowaniu potencjalnej konkurencji — istnieje więc duże prawdopodobieństwo uznania Polski za kraj o wyższym stopniu zagrożenia BSE. Według Andrzeja Komorowskiego, głównego weterynarza kraju, właśnie dlatego Główny Inspektorat Weterynaryjny rozpoczął przygotowania na wypadek tzw. sytuacji nadzwyczajnej, czyli uznania Polski za kraj zagrożony BSE, lub wykrycia pierwszego przypadku tej choroby.
Znaki zapytania
Nie wiadomo też, jakie ewentualne restrykcje z tego tytułu mogą nas spotkać.
— Sytuacja jest o tyle mało przejrzysta, że Unia nie ma żadnych jednoznacznych regulacji prawnych, jakie należy stosować w przypadku wykrycia choroby — podkreśla minister Andrzej Komorowski.
Unijne zarządzenia na ten temat zmieniają się z minuty na minutę. O ile jednak w przypadku państw członkowskich mogą być one podejmowane przez samych zainteresowanych, to za kraje stowarzyszone, jakim jest Polska, autorytatywne decyzje podejmie Bruksela.
Czekanie na decyzję
Jak podkreśla Andrzej Komorowski, już w ubiegłym roku UE rozpisała ankietę skierowaną do wszystkich państw, z którymi prowadzi wymianę handlową, w celu zakwalifikowania ich do odpowiednich grup ryzyka wystąpienia BSE.
— Po jej opracowaniu, kilka dni temu, Bruksela przesłała nam wstępny projekt raportu, jednak bez ostatecznego werdyktu. Na ten trzeba będzie poczekać kilka tygodni. Wcześniej będziemy musieli spróbować odeprzeć unijne zarzuty, na co Unia dała nam tylko kilka dni — tłumaczy Andrzej Komorowski.
Jego zdaniem, rozpoczęła się już faza zbierania argumentów.
— Problem polega jednak na tym, że nie wiadomo, które z nich zdołają ostatecznie przekonać Brukselę — mówi główny weterynarz kraju.
Dodaje, że Unia podpiera się szczegółowymi danymi statystycznymi dotyczącymi wzajemnego obrotu zarówno mączką, jak i bydłem. Wynika z nich, że zakup przez Polskę dużej ilości mączki z krajów, w których wystąpiły przypadki zachorowań na BSE daje podstawę do podejrzeń.
— W Polsce bydło nigdy nie było karmione paszami zawierającymi mączkę. Przeprowadzona w ubiegłym roku inspekcja wśród producentów pasz bydlęcych wykazała tylko jeden przypadek domieszki. Oczywiście partia ta została natychmiast wycofana. Poza tym cały czas prowadzimy ścisły nadzór — twierdzi Andrzej Komorowski.
Minister zapewnia, że również bydło, które sprowadzono kilka lat temu z krajów „piętnastki”, jest pod ścisłym nadzorem.
Jeśli jednak dowody przedstawione przez stronę polską będą nieprzekonujące, to wprowadzenie restrykcji w handlu mięsem i żywcem wołowym jest niemal pewne. Zdaniem Jana Małkowskiego z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, Unia prowadzi niezwykle protekcjonistyczną politykę w stosunku do rodzimych producentów wołowiny. Głównie z tej przyczyny, że w ostatnim czasie ponieśli oni dotkliwe straty. Pojawienie się „bezpiecznej konkurencji” z Polski mogłoby zagrozić ich pozycji.