Jest pan laureatem poprzedniej edycji konkursu BKR i jurorem obecnej. Jak to jest zamienić się miejscami?
To mój pierwszy raz w życiu jako członek jakiegokolwiek jury – i od razu w konkursie Biznesowa Książka Roku. Przyznaję szczerze: kiedy dostałem zaproszenie, poczułem mieszankę dumy i lekkiego stresu. To ogromne wyróżnienie, ale też odpowiedzialność.
Dlaczego?
Dotychczas zwykle czytałem głównie dla siebie – wygodnie w fotelu, z kubkiem herbaty, bez presji. Mogłem zachwycać się stylem, przeskakiwać fragmenty, wracać do ulubionych akapitów albo po prostu odłożyć książkę na półkę, kiedy przestała mnie wciągać.
Teraz było zupełnie inaczej?
Owszem. Siadałem do lektury z czerwonym ołówkiem w głowie – każde zdanie, przykład, tezę musiałem zważyć, każdą pozycję porównać z pozostałymi książkami i zapytać siebie: czy ta lub tamta pozycja naprawdę wnosi coś nowego? Czy argumentacja jest solidna? Czy autor dotrzymuje obietnicy złożonej w tytule? Czy książka przetrwa próbę czasu, czy za dwa lata będzie tylko reliktem mody? Krótko mówiąc: bycie członkiem jury to nie tylko przywilej oceniania. To także – jeśli nie przede wszystkim – lekcja pokory i uważności.
Pańskie „Nierówności po polsku” – napisane razem z Pawłem Bukowskim i Michałem Brzezińskim – zgarnęły nagrodę główną w kategorii książka naukowa w pierwszej edycji BKR, ale stały się też jednym z często cytowanych tytułów w polskiej debacie publicznej. Tym bardziej jestem ciekaw: które z teraz nominowanych pozycji najbardziej pana poruszyły?
Wskazanie najbardziej inspirujących tytułów to wyjątkowo trudne zadanie, bo poziom jest naprawdę wysoki. Praktycznie wszystkie książki zahaczają o moją działkę – ekonomię i społeczeństwo. Są pozycje o globalnych łańcuchach dostaw, o rozwoju firm, ale także o cieniach współczesnego kapitalizmu. Dla kogoś, kto zawodowo zajmuje się nierównościami i mechanizmami redystrybucji, to prawdziwa uczta intelektualna.
Co w konkursie najbardziej się panu podoba?
To, że BKR nie ogranicza się tylko do czysto biznesowych poradników i podręczników, ale pokazuje szersze otoczenie biznesu. Świat jest dziś zbyt złożony i zbyt szybko się zmienia, żeby lider mógł funkcjonować tylko z kalkulatorem w ręku. Musi rozumieć ludzi, mechanizmy społeczne, globalne ryzyko i to, co dopiero nadchodzi. Dlatego każdą inicjatywę, która wyposaża menedżerów i przedsiębiorców w prawdziwą wiedzę o przyszłości – a nie tylko chwilowe triki – warto popierać i głośno chwalić.
Co zmieniłby pan w kolejnej edycji konkursu BKR?
Najbardziej brakuje mi żywego kontaktu z autorami – paneli dyskusyjnych, wywiadów, podcastów już na etapie nominacji, a szczególnie ze zwycięzcami. Sam odbierałem nagrodę w pierwszej edycji i szczerze przyznam: trochę żałowałem, że nie było okazji pogadać szerzej z innymi laureatami, publicznością, czytelnikami PB. Taki dialog to najlepsza część każdej nagrody.
Mógłby pan wskazać trzy książki, które każdy menedżer powinien znać?
Pierwsza to „Pułapki myślenia. Myślenie szybkie i wolne” Daniela Kahnemana – bo pokazuje nasze błędy poznawcze, które biznes umie wykorzystywać, nie zawsze z korzyścią dla kontrahentów czy konsumentów. Drugą pozycją jest „Antykruchość” Nassina Taleba – idealna na dzisiejsze czasy, uczy, jak budować odporność firmy, zespołu, a nawet jednostki. Wreszcie trzeci tytuł – „Jak powstają wielkie strategie” Wojciecha Czekana – to świetny poradnik strategiczny, napisany w amerykańskim stylu, ale o polskich realiach.
Wśród pozycji zgłaszanych na nasz konkurs przeważają tłumaczenia. Dlaczego tak mało wartościowych książek biznesowych powstaje w Polsce?
Bo mądrzy ludzie nie piszą. Tworzenie takiej literatury jest finansowo mało opłacalne, a na uczelniach popularnonaukowa książka nie liczy się w dorobku. Żadnych bodźców. Efekt? Na liście nominacji dominują tłumaczenia.
I ostatnie: czy menedżer musi czytać książki?
Menedżer to przede wszystkim człowiek. Niech rozwija się w sposób, który go wciąga i daje radość. Jedni pochłaniają książki – super. Inni wolą podcasty, długie artykuły, a nawet ambitne gry wideo – też świetnie. Ważne, żeby nie stać w miejscu. Książki to jedno z najlepszych narzędzi do tego, ale nigdy nie powinny być przymusem. Rozwój ma smakować, a nie boleć.

