Polskie firmy za mało inwestują za granicą - ocenia PIE. To zagrożenie dla rozwoju kraju

Marek ChądzyńskiMarek Chądzyński
opublikowano: 2025-11-25 20:00

Przedsiębiorstwa z Polski nie rozpychają się za granicą tak bardzo, jakby to wynikało z wielkości i siły polskiej gospodarki. Relacja między wartością kapitału zagranicznego zainwestowanego nad Wisłą a naszymi inwestycjami bezpośrednimi za granicą wynosi 9 do 1. Ekonomiści wyjaśniają, dlaczego tak się dzieje.

Z tego tekstu dowiesz się:

  • jaka jest relacja wartości bezpośrednich inwestycji zagranicznych do polskich inwestycji bezpośrednich za granicą
  • jak wygląda ekspansja zagraniczna polskich firm
  • na jakim etapie rozwoju inwestycyjnego jest polska gospodarka
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Przedsiębiorcom z Polski brakuje odpowiednio dużego kapitału, przewagi technologicznej, ale też motywacji i odwagi, by podbijać świat przez inwestycje bezpośrednie. Wolą to robić, zwiększając eksport, bo do podstawowej działalności wystarcza im duży chłonny rynek wewnętrzny. To jeden z wniosków płynących z najnowszej analizy Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).

Mistrzowie w przyciąganiu zagranicznego kapitału

Ekonomiści PIE w opracowaniu „Polska gospodarka na drodze do dojrzałości inwestycyjnej” przyjrzeli się tzw. ścieżce rozwoju inwestycji w krajowej gospodarce. Zgodnie z tą teorią gospodarki przechodzą przez kolejne etapy, w których zmienia się struktura i kierunek przepływów kapitału. Polska przeszła już drugą fazę, która charakteryzuje się intensywnym napływem inwestycji zagranicznych dzięki przewagom lokalizacyjnym. Po akcesji do Unii Europejskiej w 2004 r. bliskość rynków Europy Zachodniej, konkurencyjność kosztowa i rosnący potencjał kapitału ludzkiego pozwoliły przyciągać inwestycje i włączyć się w międzynarodowe łańcuchy dostaw.

Teoretycznie teraz czas na fazę trzecią. Powinna charakteryzować się rosnącą rolą innowacyjności i dynamicznym wzrostem inwestycji polskich firm za granicą. Tymczasem dane wskazują, że mimo dynamicznego rozwoju pozycja inwestycyjna Polski od ponad dekady się nie zmienia. Różnica między zobowiązaniami z tytułu inwestycji zagranicznych w Polsce a polskimi inwestycjami za granicą od lat utrzymuje się na poziomie 34-37 proc. PKB. Oznacza to, że intensywność inwestycji polskich firm na innych rynkach się nie zwiększa, choć w tym samym czasie zamożność kraju mierzona PKB per capita wzrosła o 52 proc.

- Poziom internacjonalizacji w dalszym ciągu jest niezbyt wysoki, biorąc pod uwagę stosunkowo wysoki PKB na osobę, dużą i rosnącą zamożność oraz relację między bezpośrednimi inwestycjami zagranicznymi [BIZ - red.] w Polsce a polskimi inwestycjami bezpośrednimi za granicą. Widać to zwłaszcza, gdy popatrzymy na inne kraje w regionie, w których powoli relacja między BIZ a inwestycjami wychodzącymi się zmienia. Tam więcej inwestuje się za granicą, a napływ inwestycji z zewnątrz stopniowo wyhamowuje – mówi Dominik Kopiński, autor analizy PIE.

Duży rynek krajowy spowalnia ekspansję

Według ekonomistów instytutu trudno to będzie szybko zmienić, bo przyczyny stagnacji polskiej ekspansji inwestycyjnej za granicą mają charakter strukturalny. Kluczowym czynnikiem jest duży i chłonny rynek wewnętrzny, już generujący PKB na poziomie 1 bln USD.

Analitycy PIE zwracają uwagę, że duża skala rynku wewnętrznego zapewnia komfort działania krajowym firmom, co zatrzymuje je w kraju - i jest to zjawisko silniejsze niż w mniejszych gospodarkach regionu, takich jak Węgry czy Czechy. Polskie przedsiębiorstwa często uznają krajowy rynek za wystarczający, a ekspansję rozumieją jako zwiększanie sprzedaży do państw Unii Europejskiej, czyli głównie eksport. Jest on uznawany za prostszy i mniej ryzykowny niż bezpośrednie inwestycje.

Paradoksalnie, jednolity rynek UE ułatwia bezpieczniejszy sposób wejścia na zagraniczne rynki przez eksport, bez konieczności inwestowania kapitału. Swoboda przepływu towarów, spadające koszty transportu i bliskość geograficzna sprawiają, że eksport bezpośredni i pośredni staje się atrakcyjniejszy. Ograniczona aktywność narodowych czempionów na rynkach międzynarodowych dodatkowo osłabia dynamikę polskich inwestycji za granicą.

Kolejnym problemem jest fakt, że polskie przedsiębiorstwa dopiero wykształcają bardziej zaawansowane kompetencje technologiczne i organizacyjne. Do tego dochodzi wysoka awersja do ryzyka wśród małych i średnich przedsiębiorstw, która przekłada się na niską skłonność do wychodzenia za granicę. Hamulcem w ekspansji jest też ograniczony dostęp do kapitału i instrumentów wsparcia dla potencjalnych inwestorów.

Jak uzyskać przewagę na zagranicznym rynku

Jednocześnie Polska nadal skutecznie przyciąga bezpośrednie inwestycje zagraniczne. Koszty pracy wciąż są niższe niż w Europie Zachodniej, co zapewnia konkurencyjność. Nie będzie to jednak trwało w nieskończoność. Atut taniej pracy stopniowo będzie zanikał, bo polski rynek bardzo się zmienił w porównaniu z początkiem transformacji.

- Również w transferze i absorpcji technologii, jakie wynikały z BIZ przez ostatnie 35 lat, dochodzimy powoli do ściany. Teraz wypadałoby pójść krok dalej, w stronę rodzimych, organicznych przewag innowacyjnych. Tych przewag brakuje raczej w przypadku bezpośrednich inwestycji zagranicznych, przynajmniej w takim ich profilu, jaki mamy obecnie. W dalszym ciągu nie są to inwestycje wiedzochłonne czy pobudzające innowacyjność, bo takich projektów jest relatywnie niewiele – mówi Dominik Kopiński.

Żeby nie utknąć między drugą a trzecią fazą na ścieżce rozwoju inwestycyjnego, krajowe firmy powinny położyć większy nacisk na innowacyjność. Przy czym właśnie ekspansja zagraniczna może być metodą na pozyskiwanie innowacji.

- Do perfekcji opanowali to Chińczycy, a najlepszy przykład to przejęcie Volvo przez Geely w 2010 r. Z dnia na dzień chiński właściciel uzyskał dostęp do technologii, myśli inżynieryjnej Volvo. A później prototypy, które nie zostały skomercjalizowane w Volvo, Geely wykorzystało do tego, żeby sprzedawać auta u siebie w Chinach. To jest doskonały przykład, jak to się robi, czy jak powinno się robić – mówi Dominik Kopiński.

Jednocześnie zwraca uwagę, że ekspansja kapitałowa za granicą może się nie udać, jeśli firmy nie wypracują przewagi właścicielskiej, np. w postaci własnej innowacyjnej technologii.

- Trzeba na sprawę spojrzeć z dwóch stron. Z jednej strony dostęp do rynków zagranicznych i inwestowanie za granicą mogą pobudzić innowacyjność. Ale z drugiej strony, żeby firmy mogły więcej inwestować za granicą, muszą posiadać atuty, które je wyróżnią na tle konkurencji - w zakresie technologii, know-how, patentów, silnych marek czy dizajnu. To im pozwoli skutecznie konkurować z miejscowymi firmami – podkreśla ekonomista PIE.

Ekspansyjni liderzy i strukturalne problemy

1,6 mld zł - to wartość największej tegorocznej zagranicznej akwizycji w wykonaniu polskiej firmy. Dokonał jej giełdowy Benefit Systems, operator kart MultiSport, który przejął turecką grupę MAC, lidera tamtejszego rynku klubów fitness. W ostatnich latach polski prywatny kapitał coraz śmielej zaczął inwestować poza Polską. O ile w pierwszych trzech dekadach po transformacji na duże zakupy zagraniczne chodziły niemal wyłącznie spółki kontrolowane przez państwo (Orlen w Czechach i na Litwie, KGHM w Chile, Lotos i PGNiG w Norwegii, PZU w krajach bałtyckich), o tyle od początku tej dekady prym zaczęły wieść spółki prywatne. Transakcji jednak - jak na skalę polskiej gospodarki - jest wciąż niewiele.

- Struktura polskiej gospodarki nie sprzyja ekspansji międzynarodowej krajowych firm. To wynika z niskiego poziomu zakumulowanego kapitału oraz tego, że nasza gospodarka jest oparta na małych i średnich przedsiębiorstwach, tworzących ponad połowę PKB. Mamy relatywnie mało polskich średnich firm - i bardzo mało prywatnych krajowych firm dużych, a to tacy gracze najchętniej wychodzą z inwestycjami za granicę - ocenia Paweł Borys, partner zarządzający MCI Capital i były prezes PFR.

W tej dekadzie giełdowe Allegro przeznaczyło 4 mld zł na czeską grupę e-handlową Mall.cz, kierowany przez Rafała Brzoskę InPost za 2,6 mld zł przejął francuskie Mondial Relay, Synthos z portfela Michała Sołowowa za ponad 2 mld zł kupił kauczukowe aktywa niemieckiego Trinseo, a należąca do Sebastiana Kulczyka Qemetica za 1,2 mld zł kupiła od amerykańskiego PPG zakłady w USA i Holandii. Ostatnio, pod koniec ubiegłego roku, Wirtualna Polska przeznaczyła nieco ponad 1 mld zł na przejęcie czeskiej, ale mającej sporą działalność w Niemczech turystycznej Invii, a potem akwizycji w Turcji dokonał Benefit Systems. Poniżej 1 mld zł, ale i tak sporo, bo niemal 700 mln zł, spożywczy Maspex przeznaczył w połowie roku na pakiet kontrolny w notowanym w Bukareszcie producencie wina Purcari. Na polskim rynku spożywczym, jak pisaliśmy ostatnio w PB, firmy z krajowym kapitałem wzmocniły się na tyle, że po latach w cieniu zagranicznej konkurencji to one stały się głównymi kupującymi.

- W większości przypadków uzasadnieniem akwizycji zagranicznej jest kupowanie rynku, czyli sieci dystrybucji albo bazy klientów, a takich polskich firm, które tego potrzebują, nie jest zbyt wiele. Są wyjątki, jak Orlen spośród firm z udziałem skarbu państwa, ale też jak firmy prywatne, wśród których wymienić można choćby Wielton, DocPlanner czy będącą w portfelu MCI firmę eSky. Siła kapitałowa i wielkość krajowych firm wciąż są strukturalną barierą w ekspansji - uważa Paweł Borys.[MZAT]