Kryzys w Argentynie nie uderzy w naszą gospodarkę

Lesław Kretowicz
opublikowano: 2001-12-12 00:00

Argentyna stoi na skraju bankructwa. Ogłoszenie niewypłacalności może zaszkodzić wszystkim krajom zaliczanym do tzw. rynków wschodzących. Jednak Polska na razie jest bezpieczna, a inwestorzy maja zaufanie do programu naprawy finansów Marka Belki.

Zdaniem analityków, trwający już od trzech lat kryzys w Argentynie zakończy się ogłoszeniem niewypłacalności trzeciej pod względem wielkości gospodarki Ameryki Południowej. Największym problemem tego kraju jest dług publiczny, który wynosi ponad 132 mld dolarów. Kilkuletnia recesja spowodowała, że pojawił się problem z obsługą tego zadłużenia.

Nieszczęściem Argentyny jest sztywny kurs walutowy. Peso jest wymieniany z dolarem w stosunku 1:1. To powoduje, że w momencie wycofywania kapitału nie ma możliwości rynkowej regulacji kursu. Musi więc interweniować bank centralny, topnieją więc jego rezerwy, a to znów zwiększa niepewność inwestorów. Tworzy się więc błędne koło. Inwestorzy uciekają z Argentyny, nie ma popytu na rządowe papiery dłużne.

Sytuację ratował dotychczas Międzynarodowy Fundusz Walutowy poprzez udzielenie Argentynie pomocy finansowej. Obwarowane to zostało jednak wieloma warunkami. Rządowi nie udało się spełnić podstawowego warunku — likwidacji deficytu budżetowego. MFW zawiesił więc w grudniu wypłatę 1,26 mld USD, pogłębiając niepokój wśród inwestorów.

Rząd Argentyny próbuje ratować sytuację zamianą części obecnych papierów na nowe o dłuższym terminie zapadalności i jednocześnie o niższym oprocentowaniu. Zwiększono też obciążenia podatkowe. Rozważana jest dolaryzacja gospodarki argentyńskiej. Eksperci są jednak zgodni — Argentynę czeka bankructwo.

Kryzys finansów w Argentynie może odbić się na innych krajach, głównie zaliczanych do grupy tzw. gospodarek wschodzących. W wypadku kryzysu w jednym z nich inwestorzy tracą zaufanie do całej grupy. Przykładem z ostatnich miesięcy jest zawirowanie kursu złotego na początku lipca tego roku. Jego główną przyczyną były pierwsze sygnały o kłopotach Argentyny oraz Turcji. Jednak obecnie analitycy uważają, że widmo krachu w Argentynie nie zagraża już w istotny sposób pozostałym krajom wschodzącym, a Polska nie odczuje tego w ogóle. Możliwy jest jedynie nieznaczny spadek wartości złotego na skutek pierwszego szoku po informacji o bankructwie Argentyny. Jednak świat już zdyskontował ewentualną niewypłacalność tego kraju, inwestorzy pogodzili się ze stratami i szukają miejsc, gdzie mogą je odrobić.

Nasz kraj wydaje się do tego idealnym miejscem. Polska nie ma problemów z bieżącą obsługą zadłużenia. Inwestorzy chętnie kupują polskie papiery dłużne. Do inwestycji w naszym kraju zachęcają także wysokie stopy procentowe i stabilna waluta. Polska nie jest zagrożona atakami terrorystycznymi, a tego mogą obawiać się gracze w krajach UE i w USA, nie dotyczy nas także niepewność związana z wprowadzeniem euro. Najważniejszą jednak zaletą Polski jest lokalizacja i bliski moment integracji z UE.

— Polska jest coraz mniej kojarzona z rynkami wschodzącymi. Obecnie w ocenie inwestorów jesteśmy bliżej Europy Zachodniej. Dla naszego kraju większe znaczenia ma teraz zła koniunktura w Niemczech i UE niż kryzys argentyński — tłumaczy Marcin Mrowiec, analityk BPH.

Minister finansów Marek Belka uważa, że kryzys argentyński nie powinien mieć wpływu na kurs złotego. To twierdzenie jest zgodne z ogólnie panującymi poglądami, jednak to właśnie osoba wicepremiera gwarantuje spokój na polskim rynku. Wbrew pozorom stan naszej gospodarki nie jest wiele lepszy niż argentyńskiej, jednak ratingi naszego kraju są zdecydowanie wyższe. Najważniejszy czynnikiem jest tutaj opinia Polski jako wiarygodnego i solidnego płatnika.

Nie mniej ważnym kryterium jest zaufanie inwestorów do ciągłości polityki gospodarczej danego kraju. Obecnie mamy do czynienia z kumulacją negatywnych czynników — politycznych i ekonomicznych — ataki na bank centralny i RPP, niepewność dotycząca tegorocznego i przyszłego budżetu, globalna recesja. Na dodatek ministra finansów czeka teraz parlamentarna batalia o budżet. Dotychczas, gdy mowa była jedynie o podstawowych założeniach i kształcie ustawy, wszystko szło gładko. Teraz nadszedł moment prezentacji szczegółów, czyli ustaw okołobudżetowych. Każdy dowie się, ile straci w wyniku pakietu oszczędnościowego, i politycy, pamiętając o wiosennych wyborach samorządowych, mogą niepopularną ustawę budżetową odrzucić. Marek Belka zapowiedział, że jeżeli tak się stanie, odejdzie z rządu. To będzie oznaczać poluzowanie polityki fiskalnej i monetarnej, czyli wzrost inflacji, deficytu handlowego, osłabienie złotego i w konsekwencji wkroczenie na argentyńską ścieżkę.

— Jeżeli powstanie luźniejszy budżet i Marek Belka poda się do dymisji, rynek zacznie wątpić w skuteczność polskich reform. W tej sytuacji szybko powrócimy do pozycji gospodarki wschodzącej, wrażliwej na impulsy zewnętrzne — ostrzega Piotr Bielski, analityk BZ WBK