7,2 tys. zł rocznie może zyskać podatnik rozliczający się z fiskusem według stawki PIT wynoszącej 12 proc., jeśli zapowiadana podwyżka kwoty wolnej od tego podatku wejdzie w życie – wylicza Tomasz Petryszak, koordynator zespołów księgowych w spółce iFirma, prowadzącej serwis rachunkowy. Na razie rządowego projektu w tej sprawie nie ma, jest natomiast poselski, który już skierowano w Sejmie do pierwszego czytania. Jego treść odpowiada koncepcji przedstawianej w jesiennej kampanii wyborczej i deklaracjach obecnej koalicji rządzącej – 60 tys. zł rocznego dochodu byłoby zwolnione z podatku, zamiast obecnych 30 tys. zł.
Ulga nie dla wszystkich
– Kwota wolna przysługuje osobom rozliczającym się według dwustopniowej skali podatkowej, czyli m.in. z tytułu umów o pracę i zlecenia, a także z działalności gospodarczej. Przy takiej konstrukcji prawa po podniesieniu kwoty wolnej pracownicy zarabiający do ok. 6080 zł brutto miesięcznie objęci stawką 12 proc. w ogóle nie zapłaciliby PIT. Natomiast dla bardziej zasobnych stanie się niższy. Odczują to również osoby, których dochód przekracza 120 tys. zł, czyli pierwszy próg skali, a podatek wynosi wtedy 32 proc. – mówi ekspert iFirmy.
Zwraca uwagę, że korzyści ze zmiany nie odczują osoby prowadzące działalność gospodarczą opłacające zryczałtowany PIT lub kartę podatkową. W takich formach opodatkowania kwota wolna nie jest uwzględniana. Nie oznacza to jednak, że z tego powodu są one nieopłacalne, nad czym na początku roku mogą zastanawiać się m.in. mikroprzedsiębiorcy, rozważając ewentualne przejście na inny niż wcześniej sposób rozliczeń z fiskusem. Ci, którzy w styczniu osiągnęli swój pierwszy tegoroczny przychód, mogli zgodnie z prawem do 20 lutego podjąć decyzję o takiej zmianie, co jednak nie jest łatwe z uwagi na różne czynniki, których nie sposób przewidzieć.
– Trudno jest oszacować przedsiębiorcom, jakie koszty pochłonie ich biznes i jakie przychody przyniesie na koniec roku, a więc często podejmują ryzyko, dokonując wyboru danej formy opodatkowania – zwraca uwagę Piotr Juszczyk, główny doradca podatkowy w firmie inFakt.
W trakcie roku można zarówno utracić prawo do jakiejś ulgi, jak i takie uzyskać, np. po zawarciu związku małżeńskiego. Ponadto wiele problemów stwarzają obecne zasady opłacania składki zdrowotnej, zróżnicowane zależnie od formy opodatkowania.
– Przedsiębiorca może uznać, że dana forma rozliczeń będzie dla niego najbardziej opłacalna z uwagi na najniższy podatek, ale może się okazać, że przyjdzie mu wtedy opłacać wyższą składkę zdrowotną – wyjaśnia Piotr Juszczyk.
Jak wylicza, przedsiębiorca na skali podatkowej z dochodami 250 tys. zł i 50 tys. zł kosztów wraz z daninami na ZUS zapłaci w roku 36,4 tys. zł podatku, a na liniowym PIT - 38 tys. zł. Do tego trzeba doliczyć składkę zdrowotną, czyli dla tych form odpowiednio: 18 tys. zł i 9,8 tys. zł. To oznacza łączne obciążenie 54,4 tys. zł w pierwszym przypadku i 47,8 tys. zł w drugim. Ekspert inFaktu zwraca uwagę, że w tym przykładzie „liniówka” jest korzystniejsza także dlatego, że zapłaconą składkę zdrowotną do limitu 11,6 tys. zł w ciągu roku można zaliczyć do kosztów uzyskania przychodów - to w konsekwencji jeszcze obniży podatek i samą składkę.
Reforma dla mikro
Również Związek Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) oraz Warsaw Enterprise Institute (WEI) we wspólnym raporcie „Agenda Polska 2030: polska reforma podatkowa” zwracają uwagę na negatywny wpływ tej składki na kondycję przedsiębiorców. Jak podkreślają, przy rozliczeniu na zasadach ogólnych (czyli według skali) wynosi ona aż 9 proc. podstawy wymiaru, której sposób określenia sam w sobie jest skomplikowany. Przy czym gdy dochody rosną, rośnie też kwota składki, ale świadczenia, jakie z tego tytułu można uzyskać, pozostają takie same.
Według postulowanej przez ZPP i WEI koncepcji reformy podatkowej, mogącej ich zdaniem realnie zwiększyć wynagrodzenia Polaków bez podwyższania kosztów przedsiębiorców i zachować neutralność dla wpływów do budżetu państwa, indywidualna działalność gospodarcza powinna być opodatkowana na preferencyjnych warunkach - z uwagi na jej skalę, przychody oraz ryzyko, jakie wiąże się z jej prowadzeniem.
„Mali przedsiębiorcy powinni płacić prosty zryczałtowany podatek konsumujący nie tylko obecny PIT, ale także składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne. Stawka podatku powinna zależeć od rodzaju wykonywanej działalności i mieścić się w przedziale od 1,5 proc. - dla niskomarżowych działalności o wysokich kosztach - do 17 proc. Średnio powinna wynieść ok. 10 proc. Tak ustalona wysokość obciążeń dla najmniejszych firm byłaby prosta, korzystna i pozwoliłaby uniknąć problemów związanych m.in. z płatnością parapodatku, jakim stała się składka zdrowotna” – wyjaśniają autorzy agendy.
Bez obaw o inflację
WEI przypomina zarazem, że od lat wnosi o podwyższenie kwoty wolnej od podatku, wskazując to jako jeden z warunków szybszego wzrostu dobrobytu i bogacenia się gospodarki. Dlatego apeluje do rządu, aby ten nie zwlekał z realizacją deklaracji w tej sprawie. Przekonuje, że pierwszym efektem związanego z tym zwiększenia wynagrodzeń netto byłoby złagodzenie skutków inflacji bez tworzenia nowych tego typu zagrożeń.
„Wyższy dochód rozporządzalny Polaków napędzi konsumpcję, wzmocni handel. Pozwoli też na wzrost oszczędności, co w konsekwencji wzmocniłoby system bankowy i uruchomiło większą podaż kredytu inwestycyjnego. Zadajemy kłam ekspertom, którzy utrzymują, że zwiększenie kwoty wolnej spowoduje wzrost inflacji. Inflacja to wzrost ogólnego poziomu cen w gospodarce, wynikający w długim okresie z faktu, że podaż pieniądza przewyższa popyt na pieniądz” – czytamy w stanowisku WEI.
Eksperci zwracają też uwagę, że wyższa kwota wolna od podatku to ulga dla pracodawców. Po jej podniesieniu zostanie więcej dochodu w kieszeniach pracowników, co zmniejszy presję na podwyżki płac. Dzięki temu firmy będą mogły więcej kapitału przeznaczyć na rozwój.
„Projektowana ustawa pozytywnie wpłynie na sektor mikro, małych i średnich przedsiębiorstw poprzez zwiększenie podaży pracy, wynikające ze zmniejszenia klina podatkowego, a także spowoduje znaczny wzrost przeciętnych zarobków netto. Skorzysta cała gospodarka, gdyż w sektorze prywatnym znajdzie się więcej pieniędzy i na konsumpcję, i inwestycje” – podkreślono w uzasadnieniu do poselskiego projektu.