Po wczytaniu się w szczegółowe tabelki odezwała się większość podmiotów, które będą uczestniczyły w długotrwałym procesie decyzyjnym. Wypowiedziały się państwa członkowskie, tzn. przede wszystkim ich rządy, ale również – na przykład w Polsce – liderzy opozycji. Wstępne stanowiska przyjęły także partyjne międzynarodówki funkcjonujące w Parlamencie Europejskim (PE). Zobiektywizowanemu polskiemu punktowi widzenia poświęcony jest na sąsiedniej stronie tekst „Mniej na rolnictwo, więcej na obronność” – tytuł bardzo celnie streszcza przyjętą przez KE pod wodzą Ursuli von der Leyen filozofię WRF 2028-2034.
Wczorajszemu komentarzowi na gorąco nadałem tytuł „Podchody potrwają zapewne aż 2,5 roku”. Bez wielkiego ryzyka błędu obstawiam, że finałowa rozgrywka 27 szefów państw i rządów o budżetową siedmiolatkę – traktat wymaga osiągnięcia przez nich jednomyślności – nastąpi dopiero na brukselskim szczycie Rady Europejskiej (RE) w czwartek-piątek 16-17 grudnia 2027 r. Trochę wcześniej, dopiero w listopadzie można spodziewać się osiągnięcia trójstronnego porozumienia przez negocjatorów KE, PE oraz legislacyjnej Rady UE, którą w drugim półroczu 2027 kierowała będzie akurat Grecja. A co będzie się działo przez długie 2,5 roku do tych finałowych ustaleń? Klasa polityczno-decyzyjna zarówno 27 państw członkowskich, jak też potrójnej centrali Unii Europejskiej z Brukseli, Strasburga i Luksemburga (ten trzeci adres niesłusznie bywa niedoceniany) będzie po prostu dostarczała nam materiałów do komentarzy.
W Polsce rządowe i opozycyjne oceny projektu WRF oczywiście są biegunowo rozbieżne. W tym kontekście trzeba przypomnieć, że najczęściej inny premier finalizuje je na szczycie RE, a później zupełnie inny realizuje. Pierwsze pełne polskie WRF 2007-2013 negocjował Marek Belka, zaś kropkę nad i postawił… Kazimierz Marcinkiewicz swoim słynnym „yesyesyesowaniem”. Weszły w życie 1 stycznia 2007 r., ich dobrodziejstwa nawet nie zdążył odczuć Jarosław Kaczyński, na gotowe przyszedł Donald Tusk. Odpracował to negocjując następne WRF 2014-2020, po ich szczęśliwym sfinalizowaniu na szczycie RE w lutym 2013 r. urządzony został w naszym stałym przedstawicielstwie przy UE pamiętny happening krojenia przez premiera tortu z unijnych banknotów – osobiście wtedy widziałem pierwszy raz z bliska 500-eurówkę, niestety marcepanową… Siedmiolatka weszła w życie 1 stycznia 2014 r., Donald Tusk uszedł do Brukseli i zostawił miliardy Ewie Kopacz, potem przejęli je Beata Szydło i Mateusz Morawiecki. Premier z PiS powtórzył wariant negocjacyjnego odpracowania – w grudniu 2020 r. niemal do ostatnich godzin walczył o przyjęte na szczycie rzutem na taśmę WRF 2021-2027, rozpoczął ich realizację w krajowym budżecie, ale zdecydowaną większość pieniędzy musiał przekazać… znowu Donaldowi Tuskowi.
Polski kalendarz wyborczy podpowiada, że sytuacja się powtórzy. O wieloletnie ramy finansowe 2028-2034 będzie walczył rząd Donalda Tuska, naturalnie jeśli w ogóle dotrwa do planowego końca kadencji. Na samym finiszu unijnej procedury u nas wypadną wybory do Sejmu i Senatu, zatem w podanym wyżej precyzyjnie co do terminu szczycie decyzyjnym Rady Europejskiej w grudniu 2027 r. uczestniczył będzie już nowy premier. Wynegocjuje siedmiolatkę budżetową ruszającą 1 stycznia 2028 r. akurat dla siebie, ale ile lat będzie ją realizował – pytanie retoryczne…