Mniej na rolnictwo, więcej na obronność. Polska na plusie w unijnym budżecie

Marek ChądzyńskiMarek Chądzyński
opublikowano: 2025-07-17 15:23

Nowy budżet unijny w kształcie, w jakim przygotowała go Komisja Europejska, jest dla Polski bardziej korzystny, niż wynikało to z pierwszych propozycji Brukseli. Ale plan przedstawiony przez KE to dopiero wstęp do negocjacji i dużo zależy od szczegółów, na przykład w sprawie finansowania konkurencyjności - zwraca uwagę Marcin Klucznik z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Z tego tekstu dowiesz się:

  • czy Polska skorzysta w nowym unijnym budżecie
  • ile przeznaczono pieniędzy na finansowanie rolnictwa
  • czy budżet na rozwój regionów będzie mniejszy
  • kto zapłaci nowy unijny podatek dla firm
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Pierwszy draft wieloletnich ram finansowych (WRF) na lata 2028-34 to wydatki sięgające 2 bln EUR, czyli 1,26 proc. unijnego dochodu narodowego brutto. To więcej niż w obecnej perspektywie finansowej UE (1,13 proc. DNB), co podkreślają przedstawiciele Komisji Europejskiej.

Jednak nowy budżet uwzględnia też spłaty długu zaciągniętego na program Next Generetion EU, z którego finansowany jest m.in. Krajowy Plan Odbudowy. Realnie do wydania będzie więc równowartość około 1,16 proc. unijnego DNB.

- To oznacza, że według propozycji Komisji budżet byłby realnie tylko minimalnie większy od poprzednich budżetów. Jednak już teraz samą wielkość budżetu kontestują Niemcy i Holandia, co – biorąc pod uwagę doświadczenia z poprzednich negocjacji – może oznaczać jakąś redukcję – mówi Marcin Klucznik, starszy doradca w zespole gospodarki światowej Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Ekspert podkreśla, że to i tak nie jest najgorszy scenariusz, biorąc pod uwagę przebieg wielomiesięcznych dyskusji poprzedzających przedstawienie WRF. Jeszcze rok temu na stole leżała wersja, w której nowa perspektywa finansowa nie różniła się od obecnej, za to uwzględniała już ciężar spłat długu zaciągniętego na odbudowę po pandemii. Taki wariant doprowadziłby do tego, że do dyspozycji realnie byłoby mniej pieniędzy.

Nowa wydatkowa układanka

Choć łączna wielkość planowanych wydatków jest podobna do obecnego poziomu, to jednak w ich strukturze nastąpią bardzo poważne przesunięcia. Z propozycji KE wynika, że nominalnie mniej pieniędzy będzie na wspólną politykę rolną (WPR). Kwota, jaka pada w tym kontekście, to 300 mld EUR. W mijającej perspektywie finansowej na WPR zaplanowano ponad 380 mld EUR. Mniej będzie też na politykę spójności, główny instrument wyrównywania szans rozwojowych pomiędzy regionami UE. Choć trudno o bezpośrednie porównania, bo rolnictwo i spójność mają znaleźć się w jednym budżetowym worku pod nazwą krajowe i regionalne programy partnerstwa. Mają one w sumie dysponować 865 mld EUR. Ale z wypowiedzi przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen wynika, że na inwestycje w regionach słabiej rozwiniętych zabezpieczono 218 miliardów EUR. Dla porównania w obecnym budżecie na politykę spójności przeznaczono 392 mld EUR.

Marcin Klucznik zwraca uwagę, że udział wspólnej polityki rolnej w poszczególnych budżetach maleje już od pewnego czasu i propozycja KE to kontynuacja tego trendu. Choć, przyznaje, skala cięcia, jaką Komisja zaproponowała na lata 2028-2034 jest duża.

- Niemniej jednak poszczególne kraje mają zagwarantowane minimalne udziały w ramach polityki rolnej, więc to nie jest tak, że rolników w Polsce czeka jakiś ogromny szok. Co do polityki spójności to teraz jest ona łączona z innymi celami. Może w samej polityce spójności środków będzie mniej, ale pojawią się pieniądze na wspieranie konkurencyjności czy finansowanie obronności. W tych obszarach będzie więcej środków do wydania, co jest ważne na przykład z polskiej perspektywy – mówi ekonomista.

Zachodni komentatorzy są przekonani, że to właśnie kraje Wschodniej Europy skorzystają najwięcej na nowym budżecie ze względu na ich potrzeby finansowania obronności i regionów. Ale też wspierania konkurencyjności: nowe WRF przewidują powołanie dużego Funduszu Konkurencyjności o wartości 409 mld EUR.

- Może stać się tak, że te pieniądze będą trafiać do polskich firm, tylko że do innych sektorów gospodarki niż dotychczas. Budżet unijny to taka gra o sumie zerowej: jeśli jedne działy gospodarki będą zyskiwać, to inne prawdopodobnie nieco stracą – mówi Marcin Klucznik.

Rachunek dla Polski raczej na plus

Czy tak rzeczywiście się stanie? Wszystko zależy od efektów negocjacji. Propozycja KE to dopiero wstępny draft i punkt wyjścia do dalszych rozmów.

Według Marcina Klucznika dla Polski kluczowe będzie ustalenie zasad podziału pieniędzy na obronność i konkurencyjność. Bo jeśli spojrzymy na wieloletnie ramy finansowe z góry, ich ułożenie wyda się dla nas relatywnie dobre.

- W szczególności w porównaniu do tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby budżet nie został zwiększony, za to uwzględniono by w nim spłaty Next Generation EU. Polska, jako beneficjent netto funduszy unijnych, dostałaby wtedy mniej pieniędzy – mówi ekspert.

Ekonomista zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. To sposób budowania tzw. zasobów własnych Komisji Europejskiej, jaki przedstawiono w propozycji. Chodzi o pule środków, poza składkami członkowskimi krajów członkowskich, które zasilałyby dochody budżetu, ale były w dyspozycji Komisji.

KE zaproponowała kilka źródeł zasobów własnych. Chce mieć udział np. we wpływach z akcyzy tytoniowej. Komisarz ds. budżetu Piotr Serafin tłumaczył to na przykładzie akcyzy od tzw. wyrobów nowatorskich. Do tej pory nie doczekała się ona harmonizacji prawa na poziomie całej UE, jednak gdyby do niej doszło – a taki jest plan – ustalono by stawki minimalne tego podatku dla całej UE, a do kasy Komisji mogłoby wpływać 15 proc. takiej akcyzy.

W sumie wpływy z akcyzy tytoniowej miałyby wynieść 11,2 mld EUR rocznie.

Inne źródło to specjalny podatek od korporacji europejskich. KE chce nałożyć go na firmy o rocznych dochodach powyżej 100 mln EUR. Według Serafina jest 20 tys. takich firm, a sama opłata dawałaby 6,8 mld EUR rocznie.

Zdaniem Marcina Klucznika dla Polski istotne jest to, że wśród finansowania zasobów własnych nie ma wpływów z ETS-2, czyli rozszerzenia systemu handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla na transport i budownictwo. W krajach, które są dopiero w trakcie transformacji energetycznej, takie rozwiązanie byłoby bardzo kosztowne.

- W przypadku zasobów własnych dyskusja przeszła w stronę CBAM (podatek węglowy od importu na teren UE – przyp. MCH), czy właśnie opodatkowania największych korporacji, gdzie my nie mamy aż tak dużej ekspozycji – mówi Marcin Klucznik.