Kto ogrzeje ciepłownictwo

Rafał Fabisiak
opublikowano: 2013-03-15 00:00

Kolejny rok i kolejne wyzwania dla ciepłownictwa. Niestety barier nie ubywa.

Branża ciepłownicza nie ma na razie powodów do zadowolenia. W „PB” pisaliśmy już o braku regulacji wspierających kogenerację. Dotknie to szczególnie firm opierających produkcję na gazie, biorąc pod uwagę, że żółte certyfikaty są droższe od czerwonych. A to tylko jedno z wyzwań.

Co zmieni trzeci etap

2013 r. to także moment rozpoczęcia trzeciego etapu handlu emisjami. Dla ciepłownictwa, podobnie jak dla innych sektorów, oznacza to, że liczba darmowych uprawnień będzie teraz sukcesywnie spadać.

— Kolejny etap handlu emisjami na pewno komplikuje sytuację w branży. Należy pamiętać, że unijne rozwiązanie (tzw. benchmark) zbudowane jest na bazie o emisji przy spalaniu gazu, a emisja przy spalaniu węgla jest dwukrotnie wyższa. Tymczasem duża część producentów ciepła systemowego (ciepło produkowane w ciepłowniach lub elektrociepłowniach w postaci gorącej wody bądź pary wodnej) opiera produkcję na węglu. Wiemy już, że sektor na podstawie wspomnianego benchmarku będzie musiał wykupić nie jak planowano, 20 proc., lecz około 50 proc. uprawnień — ocenia Jacek Szymczak, prezes zarząduIzby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie.

Jego zdaniem, nie wiadomo czy i jaki to będzie miało wpływ na ceny ciepła systemowego. Element niepewności wprowadzają tu plany Unii, aby zwiększyć cenę uprawnień do emisji, wycofując część z nich z rynku.

— Trudno przewidzieć, jaki wpływ na ceny ciepła w Polsce będą miały zmiany w systemie handlu emisjami (ETS). ETS został stworzony z myślą o redukcji emisji i spełnia swoje zadanie. Natomiast zmiany proponowane przez Komisję Europejską idą we właściwym kierunku i powinny powodować wzmocnienie ETS jako głównego instrumentu polityki klimatycznej — twierdzi Kalle- Erkki Penttila, dyrektor ds. inwestycji i akwizycji w Fortum Power and Heat Polska.

Pieniądze i prawo

Aby cele ETS zostały zrealizowane potrzebne są inwestycje, które pozwolą ograniczyć emisję. Według Jacka Szymczaka, chociaż branża przeprowadza inwestycje, to ich poziom jest niewystarczający. Powód? Niska rentowność sektora, co powoduje szybką dekapitalizację.

— Dla rozwoju inwestycji w Polsce najważniejsze jest korzystne i przewidywalne otoczenie prawne. Przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych w branży ciepłowniczej bierze się pod uwagę perspektywę kilkudziesięciu lat. Kształt prawa energetycznego, w tym dyskutowanej obecnie ustawy o odnawialnych źródłachenergii, jest ważny. Ale równie ważny jest system regulacji, który wspiera poprawę efektywności i zachęca do nowych inwestycji — mówi Kalle-Erkki Penttila. Zdaniem Jacka Szymczaka, w kwestii regulacji bardzo istotna jest też tzw. ustawa korytarzowa. Nieuregulowany stan prawny przebiegu sieci ciepłowniczych jest kolejnym problemem, z którym borykają się dostawcy ciepła systemowego.

— To niezwykle pilna potrzeba. Całkowita długość sieci ciepłowniczych wynosi obecnie 19 287 km, a uporządkowania prawnego wymaga 80 proc. — twierdzi Jacek Szymczak. Ciepłownictwo z nadzieją patrzy także na nowy okres programowania UE. Fundusze unijne z pewnością pomogłyby w uruchamianiu inwestycji, ale także przy pozyskiwaniu tych pieniędzy część rzeczy musi się zmienić. Jak mówi Jacek Szymczak, branża w poprzednim okresie wykorzystała około 700 mln zł pieniędzy unijnych, między innymi w ramach działania 9.2 POIiŚ.

— Problemem przy ubieganiu się o te pieniądze były np. wymagania dotyczące przedstawiania wszystkich pozwoleń na budowę na etapie składania wniosku. Należałoby to zmienić i wymagać pozwoleń cyklicznie, bo bardzo często realizacja inwestycji w ciepłownictwie obejmuje wiele zadań, co trwa kilka lat — tłumaczy Jacek Szymczak.