Kuchnie świata na kółkach

Magdalena Mastykarz
opublikowano: 2014-10-28 00:00

Pomysł na biznes Moda na food trucki trwa w najlepsze. Ich właściciele przyznają, że to biznes sezonowy i niełatwy — ale satysfakcjonujący

Hitem minionego lata w dużych miastach były food trucki. Kolorowe samochody z najróżniejszym menu można było spotkać przy popularnych ścieżkach rowerowych, nad rzeką, na targach śniadaniowych, festynach i koncertach. W samej Warszawie działało ponad 50 jadłodajni na kółkach.

MOBILNE JADŁODAJNIE:
MOBILNE JADŁODAJNIE:
Food trucki podbiły w tym roku polskie miasta. Ich właściciele współłpracują ze sobą, bo zależy im na rozwoju rynku i przyjaznych przepisach.
[FOT. FORUM]

Gastronomiczna społeczność

Podstawą w tym biznesie jest oczywiście samochód, za który trzeba zapłacić od 20 do 150 tys. zł — W zależności od rocznika i wyposażenia. Następnie trzeba znaleźć dla siebie niszę, żeby nie kopiować pomysłów już działających — tutaj przydają się kreatywność i dryg kulinarny. Wołowinę, ale nie w postaci popularnych burgerów, a w wymyślnych kanapkach rodem z USA, serwuje Chyży Wół.

— Firmę założyliśmy we wrześniu 2013 r., ale oklejanie i wyposażanie samochodu, a także testy potraw trwały aż do lutego 2014 r., kiedy to zadebiutowaliśmy na ulicach Warszawy — mówi Kamil Domurad, właściciel food trucka, który prowadzi wraz z Nataszą Chabinowską. Karmiąc warszawiaków na targach śniadaniowych i imprezach miejskich, mieli okazję poznać konkurencję, m.in. West Coast Toast — food truck z tostami prowadzony przez Bartłomieja Gmura, który od zawsze chciał otworzyć własną restaurację.

— Niestety, z powodu braku wystarczającego kapitału te plany musiałem odłożyćna przyszłość. Wtedy pomyślałem o food trucku, który pozwala na zebranie niezbędnego doświadczenia w pracy w branży gastronomicznej — przyznaje Bartłomiej Gmur.

Jako że panowie serwują zupełnie inne jedzenie, ich współistnienie na rynku przyjmuje raczej formę współpracy niż rywalizacji. Właściciele warszawskich food trucków tworzą społeczność, która wspólnie buduje ten segment rynku.

Niełatwa zima w mieście

W interesie wszystkich leży ustalenie z miastem porozumienia co do zasad funkcjonowania food trucków w jego obszarze. — Miasto jest w trakcie regulowania naszej obecności na terenie ulic. Na razie zatem ustawiamy się głównie na terenach prywatnych i bierzemy udział w targach śniadaniowych, gdzie dogadujemy się bezpośrednio z dzierżawcami terenu — mówi Kamil Domurad.

— Rzeczywiście, nie ma miejsc wyznaczonych przez miasto na naszą działalność, jednak nie przeszkadza to w pobieraniu opłaty targowej. Przepisy tworzą kuriozalną sytuację, w której opłata uiszczana jest zarówno na rzecz osoby prywatnej, na terenie której stoimy, jak i miasta, które pobiera opłatę targową — dodaje Bartłomiej Gmur. Niejasna sytuacja lokalizacyjna i dublujące się opłaty mogą doskwierać jeszcze bardziej, kiedy przyjdzie zima — raczej nie sezon na jedzenie z samochodu.

Dla Kamila Domurada Chyży Wół jest działalnością weekendową, na co dzień pracuje bowiem na etacie, który jest jego sposobem również na zimę. Bartłomiej Gmur jednak z etatu zrezygnował i czeka go pierwsza zima, podczas której będzie karmił w swojej mobilnej jadłodajni.

— Planujemy działać również w sezonie zimowym. Jednak nie możemy jeszcze podać szczegółów — mówi właściciel West Coast Toast.

Satysfakcja i zmęczenie

Zima jest też dobrym czasem na opracowywanie strategii rozwoju. Pomysłów foodtruckowcom nie brakuje. — Food trucki stają się powoli szybką i prostą metodą na catering. Stąd na przykład oferty cateringów na firmowych imprezach czy nawet weselach. Poszerzamy też ofertę dań, co może pozwolić nam znaleźć nowe rynki — mówi właściciel Chyżego Wołu. Najbliższym celem West Coast Toast jest powiększenie zespołu.

— Działam jako firma jednoosobowa, zatem wszystko jest na mojej głowie. Zaczynając od zakupu składników, przez przygotowywanie tostów wraz z ich sprzedażą, a kończąc na kontaktach z organizatorami eventów. Liczę na to, że w najbliższym sezonie nasz skład znacznie się powiększy — zapowiada Bartłomiej Gmur.

Obaj właściciele food trucków przyznają, że prowadzenie takiego biznesu nie jest tak łatwe, jak może się wydawać. — To nadal jest gastronomia, która jest niewdzięczna i mocno nieprzewidywalna — mówi Kamil Domurad.

— Ta praca daje mnóstwo satysfakcji i może przynieść wymierne korzyści, ale nie należy do łatwych zarówno fizycznie, jak i psychicznie — wtóruje mu Bartłomiej Gmur.