Kursy wyznaczają popyt na depozyty i kredyty
Polityka wysokich stóp procentowych wzbudziła już tyle kontrowersji, wywołała tyle polemik i ostrych sporów metodologicznych, że zostawmy ją na chwilę w spokoju. Tym bardziej że nikt — łącznie z rządem — nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia. RPP zazdrośnie strzeże swojej niezależności i nie wykazuje większej ochoty do dyskusji czy współpracy. Zwróćmy natomiast uwagę, jaki wpływ mają wysokie stopy procentowe na zachowania się indywidualnych klientów polskich banków.
W ostatnim czasie złoty nieprzerwanie bił kolejne rekordy zarówno wobec dolara, jak i euro (patrz wykres). Odchylenie od dawnego, nie stosowanego już koszyka walut przekroczyło 13 procent — co wtedy skłoniłoby NBP do podjęcia interwencji na rynku walutowym. Ma to wielorakie konsekwencje nie tylko dla prowadzących działalność gospodarczą przedsiębiorstw, nie tylko dla eksporterów, ale również przyczynia się do zmiany strategii indywidualnych depozytariuszy i kredytobiorców.
Od października bankowcy obserwują znacznie szybszy przyrost depozytów walutowych osób prywatnych od przyrostu depozytów złotowych. W roku 2000 tempo przyrostu depozytów walutowych nie przekraczało 7 proc., w marcu roku 2001 wyniosło około 12 proc. Dzieje się tak mimo obniżenia o 1 punkt oprocentowania tychże depozytów. To strategia tych, którzy mają oszczędności i nie wierzą w trwałą aprecjację naszej waluty. Upatrując jej źródeł przede wszystkim w wysokich stopach procentowych, liczą na ich obniżenie i bardziej lub mniej gwałtowną dewaluację złotego. Ich pogląd podziela wielu analityków rynkowych, wyznaczając kurs, na koniec roku, na poziomie 4,5-4,6 złotego za dolara. Przy spełnieniu się tego scenariusza, posiadacz takiego depozytu może liczyć na dodatkową premię wysokości około 15 proc. ponad oprocentowanie lokaty.
Jest jednak również druga strona tego medalu — kredyty. W ciągu ostatniego roku zmniejszyło się również oprocentowanie kredytów dewizowych. Biorąc pod uwagę to, że ich oprocentowanie (10-11 proc.) tylko niekiedy stanowi więcej niż połowę oprocentowania kredytów złotowych (ponad 20 proc. w skali roku), oraz nadmierną siłę złotego — trudno się dziwić, że zainteresowanie kredytami walutowymi wzrosło kilkakrotnie. Chodzi przede wszystkim o kredyty długoterminowe, hipoteczne.
Na dzisiaj przewaga kredytu walutowego nad złotowym nie budzi wątpliwości. Ale co się stanie, kiedy ta sztucznie nadmuchana bańka pęknie i parytet wymiany ustali się na poziomie 4,5-4,6 złotego za dolara? Takie ryzyko kursowe powoduje, że niebawem kredyt walutowy może stać się znacznie droższy. Może to spowodować wpadnięcie wielu dzisiejszych kredytobiorców w pułapkę zadłużenia. Obie pozycje, depozytariusza i kredytobiorcy, są zasadniczo różne. Niespełnienie się scenariusza osłabienia złotego oznacza dla tych pierwszych tylko brak premii nadzwyczajnej, natomiast spełnienie się tego scenariusza — dla tych drugich oznacza poważne kłopoty z obsługą kredytu. Takie są dodatkowe efekty utrzymywania ekonomicznej fikcji.
Ryzyko kursowe: Polacy zaczynają oszczędzać i pożyczać w walutach obcych. Pierwsi liczą na premię w przypadku dewaluacji naszej waluty, drudzy wierzą, że złoty dalej będzie silny.