Polacy zażywają za dużo tabletek, bo lubią i nie chcą tracić czasu w kolejkach
O tym, że Polak lubi wypić, wiadomo nie od dziś. O tym, że lubi się faszerować lekami, przekonaliśmy się w ostatnich latach.
Trudno dziś wyobrazić sobie życie bez tabletki. Na ból głowy, na gardło, sen, zgagę — nawet jak nic nie dolega, bierzemy — profilaktycznie. Sięgamy po witaminy i preparaty wzmacniające, bo trzeba być na pełnych obrotach. Zamiast do lekarza Polak idzie więc po tabletki do kiosku, sklepu, na stację benzynową. Sam się leczy nie tylko w sytuacjach banalnych, ale też często kiedy ból jest sygnałem poważniejszej choroby. Przy tym świadomość, co dokładnie i po co kupuje, ma raczej nikłą. Pada ofiarą marketingu i... tradycji.
Jednoznaczne statystyki
Według danych IMS Health zażywamy coraz więcej leków, w tym coraz więcej tych kupowanych bez recepty (tzw. OTC, od ang. over the counter). Jeśli liczyć wydatki na OTC, to Polacy nakupili ich w ubiegłym roku za 4 mld zł. Wielkość spożycia plasuje nasz kraj na piątym miejscu w Europie.
— W pierwszym kwartale 2007 r. sprzedaż odręczna wzrosła względem analogicznego okresu ubiegłego roku o 13,9 proc. Na taką sytuację miała wpływ łagodniejsza zima, podczas której obserwuje się większą tendencję do leczenia się na własną rękę, co z kolei wpływa na wzrost sprzedaży odręcznej — informuje Piotr Kula, prezes PharmaExpert.
Z analizy wykonanej przez Zofię Skrzypczak z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że w ciągu ostatnich 11 lat miesięczne wydatki Polaków na leki wzrosły z 5 do 23 zł na jedną osobę w rodzinie, czyli ponad 4,5-krotnie. Wzrost ten wcale nie oznacza, że gospodarstwa domowe kupują coraz więcej leków, lecz że ceny medykamentów poszły w górę.
— Polski pacjent musi dołożyć z własnej kieszeni średnio 64 proc. ceny statystycznego leku refundowanego. To najwięcej w naszej części Europy. Według standardów WHO, dopłata do leków refundowanych ze strony pacjenta nie powinna wynieść więcej niż 50 proc. Niska dostępność leków wynika w Polsce nie z wysokich cen, jak się powszechnie sądzi, ale z bardzo niskich dopłat do leków ze strony państwa. Aż 23 proc. pacjentów nie wykupuje w całości recept przepisanych przez lekarzy, a około 3 proc. w ogóle ich nie realizuje. Leki na receptę są drogie więc pacjenci szukają alternatywy w postaci np. tańszych leków OTC — zwraca uwagę Tomasz Szelągowski, dyrektor generalny Federacji Pacjentów Polskich (FPP).
Większość wydatków to zakupy środków przeciwbólowych i na przeziębienie.
— Szybko rozwija się też świadomość konsumentów i zakres korzystania z bardziej wyspecjalizowanych kategorii bezreceptowych leków i parafarmaceutyków, takich jak środki na bóle mięśni, żylaki czy też preparaty uspokajające. To właśnie w kategoriach leków kierowanych do węższych grup odbiorców toczy się w tej chwili najbardziej intensywna konkurencja między producentami — mówi Rafał Bera, analityk rynku farmaceutycznego z firmy Acxiom.
Łatwe tabletki
Analitycy są przekonani, że sprzedaż leków bez recepty napędzają głównie zakupy pozaapteczne — w kioskach i na stacjach benzynowych.
— Wzrost spożycia leków przez Polaków to także skutek starzenia się społeczeństwa. Ludzie starsi częściej chorują, od lekarzy wychodzą z plikiem recept, kupują też rozmaite preparaty przeciw zmianom zwyrodnieniowym, bólom głowy itp. — mówi Tomasz Szelągowski.
Młodzi ludzie są zabiegani, nie mają czasu chorować. Gdy dopadnie ich przeziębienie, leczą się z reguły środkami dostępnymi bez recepty.
— Moda na szczupłą sylwetkę skutkuje rosnącym spożywaniem witamin, specyfików na odchudzanie, poprawę trawienia, wzmocnienie odporności, poprawę wzroku, zwiększenie sił witalnych, zmniejszenie stresu… Te przykłady można mnożyć bez końca. Nie bez znaczenia jest również fakt, że wydaje nam się, że preparaty nie będące z definicji lekarstwami, pozbawione są działań niepożądanych, więc możemy przyjmować je bez ograniczeń — zwraca uwagę Anna Senderska, lekarz internista z Centrum Medycznego Enel-Med.
Specjaliści od marketingu farmaceutycznego skutecznie zadbali, by wypromować cały zestaw chorób, o których nikt wcześniej by nie pomyślał.
— Dzięki reklamom i akcjom marketingowym łatwiej docierają do nas informacje o różnych schorzeniach i sposobach ich leczenia, a rosnący komfort życia oraz wzrost naszych potrzeb powodują, że często kupujemy produkty, których tak naprawdę nie potrzebujemy — mówi Anna Senderska.
Te same czynniki działają jednak we wszystkich społeczeństwach Zachodu — presja reklamy, stresujący tryb życia, starzenie się populacji. Skąd więc — mimo relatywnego ubóstwa — nasze miejsce w czołówce kupujących farmaceutyki? Jesteśmy społeczeństwem o plebejskich korzeniach. Lubimy się leczyć, bo w naszej kulturze choroba przez wieki była kojarzona z klasą wyższą — na dworach utrzymywano medyków, we dworach cierpiano na globusy... Epatowanie nieszczęściem, przekonanie, że choroba i cierpienie nadają człowiekowi rys szlachetności, to spuścizna po romantyzmie. Przed wojną były tabletki przeciwbólowe z kogucikiem, po wojnie z krzyżykiem, a teraz „Goździkowa przypomina”.
— Nie bez znaczenia jest też element negatywizmu charakterystycznego dla Polaków. Jesteśmy narodem, który zawsze lubił się leczyć — w badaniach respondenci wykazują, że zdrowie jest dla nich najważniejsze. Zwykle jednak skłonni jesteśmy na owo cenne zdrowie narzekać. A że jesteśmy narodem ludzi zaradnych, leczymy się sami — argumentuje Piotr Kula.
Zdaniem Barbary Jacennik z Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Warszawie skłonność do samoleczenia wynika także ze złej kondycji zdrowotnej Polaków oraz niewydolności systemu ochrony zdrowia.
— Na decyzję o zakupie leków bez recepty wpływa niedostateczny dostęp do lekarzy. Wizyty w przychodni kojarzą się ze staniem w kolejce i oczekiwaniem. Nieczęsto chodzimy też na badania profilaktyczne. Wizyta w aptece bywa nie uzupełnieniem, ale alternatywą wizyty u lekarza — potwierdza Tomasz Szelągowski.
Ból po bólu
Świadome samoleczenie wydaje się zjawiskiem korzystnym, bo pozwala zaoszczędzić czas, odciążyć lekarza, zakłada zaangażowanie jednostki w swoje zdrowie.
— Jeżeli informacja reklamowa jest przyjmowana bezkrytycznie, samoleczenie może być szkodliwe. Potencjalne niepożądane skutki to nadużywanie leków nieskutecznych, opóźnianie wizyty u lekarza i diagnozy, nieodpowiednie łączenie leków. Skutkiem negatywnym, choć nie wpływającym na stan zdrowia, jest niepotrzebny wydatek, który ponosi pacjent bez istotnej korzyści — wylicza Barbara Jacennik.
— Pacjenci nierzadko przekraczają zarówno dobowe dawki leków, jak i czas ich przyjmowania. Nie zdają sobie sprawy, że wiąże się to z niekorzystnym działaniem na układ krążenia czy przewód pokarmowy — tłumaczy Anna Senderska.
Korzyścią, wynikającą z rosnącej sprzedaży leków jest możliwość wielokierunkowego leczenia.
— Jedyna ewentualna korzyść z nadmiernego zainteresowania Polaków lekami to większa wiedza konsumentów o rynku farmaceutyków, co niekoniecznie idzie w parze z wiedzą naukową z zakresu farmakoterapii. Można się spodziewać, że wzrosną koszty ekonomiczne leczenia, bezpośrednio — wskutek wzrostu spożycia leków, i pośrednio — wskutek niestosowania profilaktyki bądź odraczania diagnozy lekarskiej. Potencjalnie groźnym choć trudnym do zmierzania efektem boomu farmaceutycznego jest ubożenie wiedzy o profilaktyce zdrowotnej, zarówno wśród profesjonalistów jak i w społeczeństwie — podsumowuje Barbara Jacennik.