Po niedawnych pożarach w dwóch znanych zakładach mięsnych (JBB, Mysław) zarówno właściciele firm spożywczych, jak i firmy ubezpieczeniowe wzięli pod lupę ryzyko wybuchu kolejnych pożarów i stan ochrony przeciwpożarowej. Nie brak przy tym głosów, że zakłady branży spożywczej są szczególnie narażone na tego rodzaju szkody. I to nie z powodu profilu produkcji.
— W procesie inwestycyjnym preferowane są technologie pozwalające szybko i tanio wznieść budynek. Obowiązująca klasyfikacja materiałów budowlanych pozwala na stosowanie paneli warstwowych z rdzeniem ze spienionych tworzyw sztucznych, jako nierozprzestrzeniających ognia. Tymczasem szkody pożarowe, jakie wydarzyły się ostatnio w branży spożywczej, wskazują, iż konstrukcje te miały znaczący wpływ na ich rozmiary. Obiekty takie mogą być skutecznie chronione przy zastosowaniu odpowiednich systemów gaśniczych, jednakże jeśli nie są one wymagane prawem, inwestor z reguły rezygnuje z ich instalacji, aby obniżyć koszty inwestycji — mówi Robert Kurzac, dyrektor departamentu zarządzania ryzykiem w AXA Polska.
— Moim zdaniem, ryzyko występowania pożarów w branży spożywczej nie jest wcale wyższe niż w innych gałęziach przemysłu. Trudno mi też uwierzyć w to, że liczące się firmy spożywcze nie dbają należycie o ochronę przeciwpożarową i oszczędzają na systemach gaśniczych. Prawo przeciwpożarowe w Polsce jest dość ostre — mówi Andrzej Gantner, dyrektor Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Więcej na ten temat w środowym Pulsie Biznesu.