Leopard w drodze na szczyt

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2012-10-02 07:16

Tomasz Czechowicz, prezes funduszu MCI Management, atakuje kolejne biznesowe szczyty. Szybkim krokiem chce przejść od setek milionów do miliardów.

Niedzielne wrześniowe przedpołudnie. Warszawska Starówka powoli dźwiga się z otchłani kaca, a co bardziej zdyscyplinowani turyści fotografują się z Syrenką. Zakochana para pozuje do sesji ślubnej, budząc zaciekawienie ludzi wychodzących z katedry.

Za nimi, od strony rynku, biegnie jakieś 300 mln zł z okładem: najwięksi udziałowcy spółek MCI Management i Action. I tak jeszcze przez 10 kilometrów. Dla Tomasza Czechowicza, prezesa MCI, i Piotra Bielińskiego, szefa Action, niedzielne bieganie to nie tylko okazja do wzmocnienia mięśni. To przede wszystkim szansa na biznesowe (i nie tylko) pogaduchy.

— …więc po ostrym bieganiu przez kilka dni nie piję wina — słychać strzępek rozmowy, nim biznesmeni w oddychających koszulkach znikną za rogiem Świętojańskiej.

Przyspieszenie długodystansowca

20 kilometrów niedzielnej rozmowy zleciało jak z bicza strzelił. Pętelka truchtu bez krawata zaczęła i skończyła się na Polu Mokotowskim — na jego obrzeżach mieszkają obaj prezesi.

— Bieganie poprawia mi samopoczucie. Ćwiczę regularnie, robię kilka maratonów rocznie, w tym roku czekają mnie jeszcze Warszawa i Stambuł. Wyników nie mam rewelacyjnych, ot 3,45. Ale startuję bez ekstra przygotowań, po prostu lubię, nie mam hopla na wykręcanie czasów. A z Piotrem biegam, bo chcieliśmy pogadać — przekonuje Tomasz Czechowicz, który jednak hopla sportowego ma: wspina się po skałach na całym świecie.

— Na wspinaczkę mnie nie namówi, podobnie jak ja jego na rower. Ale wybiegane plotki w męskim wydaniu pasują nam obu. Gadamy o tym, jak wygląda rynek nowych technologii, co się zmienia, gdzie pojawiają się szanse. Przy czym ja bym wolał biegać po lesie, ale on potrzebuje polansować się na mieście. W ten sposób całą Warszawę zwiedziliśmy — śmieje się Piotr Bieliński, były kolarz.

Na co dzień Action i ABC Data, spółka portfelowa funduszu MCI, wyspecjalizowanego w nowych technologiach, ostro rywalizują na rynku IT. Zresztą wyścig biznesowy w parze Czechowicz — Bieliński ma dłuższą tradycję, bo przez lata ten pierwszy zalewał Polskę sprzętem komputerowym jako prezes i współtwórca JTT, a Action wciąż hurtowo handluje podzespołami komputerowymi. Teraz jednak Czechowicz, choć w maratonie przybiega na metę godzinę po Bielińskim, przyspiesza kroku w biznesie. Po cichu liczy, że mało kto wytrzyma ostre tempo. W najbliższych dwóch latach MCI inwestycyjnie ma biec ponaddwukrotnie szybciej. Co roku spółka przeznaczała na inwestycje około 100 mln zł. Teraz w dwa lata chce wydać nawet 500 mln zł. Twórca MCI nie zamierza przy tym ograniczać się do Polski. Jego celem są dobrze prosperujące firmy technologiczne z zachodu Europy, choćby z Niemiec.

— Tegoroczna sprzedaż naszych udziałów w Mall.cz, największym sklepie internetowym w regionie, dała nam awans na wyższy poziom. Robimy już transakcje trzycyfrowe w milionach, a nie dwucyfrowe, jak jeszcze do niedawna. Skoro strategia działa, to nie zmieniamy modelu działania, tylko zasięg geograficzny — tłumaczy inwestor.

Światło w chaszczach

Kwietniowe wyjście z Mall.cz wywindowało akcje samego Czechowicza. Błysnął w zamkniętym światku szefów europejskich funduszy technologicznych. Mało komu w ostatnich miesiącach udało się sprzedać tak duży biznes z ponadczterokrotnym zwrotem z zainwestowanego kapitału. MCI od kupującego Naspersa zainkasowało niemal 40 mln euro i nie zamierza gotówki trzymać w zamrażarce. Tomasz Czechowicz intensywnie kursuje między Londynem, Berlinem, Pragą a Warszawą. Tka sieć.

— W środowisku ludzi, którzy pociągają za sznurki na globalnej scenie firm internetowych, Tomasz jest na ustach wszystkich, których interesuje środek Europy. To pozycja, którą już ma i którą będzie wzmacniał — ocenia Ola Ahlvarsson, szwedzki przedsiębiorca i inwestor, eksmistrz świata w karate, doradca globalnych gigantów technologicznych. Dla Ahlvarssona Czechowicz to wykapany leopard w biznesowej dżungli.

— Wcale nie największa bestia w chaszczach, ale najszybsza i taka, która kocha szybkie tempo i wspinaczkę — tłumaczy Szwed.

Główny zainteresowany nie wyjawia szczegółów biznesowej strategii, ale można się domyślać, że drapieżnik po raz kolejny wychodzi na łów. Wyceny technologicznych spółek, odciętych w kryzysie od taniego i deprawującego pieniądza z giełd, zaczynają się zbliżać do poziomu akceptowalnego ryzyka. Tłuste lata czekają za rogiem, a jednocześnie kasa MCI jest pełna jak nigdy. Kiedy więc skakać na głęboką wodę, jeśli nie teraz?

— W porównaniu do wcześniejszych lat w MCI mamy megapłynność. Dążymy do tego, by angażować się w firmy, których wartość liczona będzie w przyszłości w miliardach euro — zapowiada Tomasz Czechowicz.

Od lat 90. sinusoida jego medialnej aktywności raz się wznosi, raz opada. Przez ostatnie lata o twórcy MCI było raczej cicho. W początkach lat 90. jako szef JTT doczekał się fali prasowych laurek, od komputerowego „Bajtka” po „Gazetę Wyborczą”. W hossie przed pierwszą bańką internetową też było go pełno. Po bańce nieco przycichł, falowanie i spadanie z Bankierem, Travelplanet czy Poland.com kosztowało go sporo nerwów. Kolejna runda medialnej popularności przyszła 5-6 lat temu, gdy MCI okrzepł na giełdzie i zaczął pokazywać całkiem pokaźne zyski z przedsiewzięć internetowych. Teraz Tomasz Czechowicz znów zatrudnił agencję PR, wplata media i marketing w tryby swojego biznesu. Rozgrzewa machinę na wszystkich frontach. I choć w sobotę odżywa po trudach tygodnia, już w niedzielę wieczorem zaczyna rozsyłać pierwsze maile, SMS-y i głowa znów puchnie mu od pomysłów. Myśl o poniedziałkowym kieracie, trwającym zwykle od 8 rano do 10 wieczorem, nie psuje mu humoru.

(...)

Cały artykuł znajdziesz w październikowym "PB Weekend" lub >>tutaj