Polscy przedsiębiorcy wciąż narzekają na brak kapitału inwestycyjnego. Jak wygląda rynek venture capital/private equity i jego perspektywy z punktu widzenia funduszu?
PB: Jakie firmy mogą liczyć na wsparcie ze strony private equity?
Jacek Siwicki: Private equity to nie jest kapitał dla wszystkich, ale dla tych, którzy mają wizję, szybko rosną, a na dodatek chcą mieć partnera finansowego.
A nie chcą?
W Polsce pod tym względem jest dużo lepiej niż na przykład w Niemczech, gdzie średniej wielkości firmy, głównie rodzinne, są bardzo przywiązane do tradycji kontynuowania biznesu przez członka rodziny. Polscy przedsiębiorcy są otwarci na negocjacje z inwestorami z zewnątrz. W ostatnich trzech latach obserwujemy rosnącą falę wykupów z udziałem funduszy private equity. Są to duże transakcje, często z udziałem długu bankowego. Ta część rynku będzie się z pewnością dalej rozwijać, a jeśli gospodarka utrzyma 4-5 proc. tempo wzrostu, urośnie też zapotrzebowanie na kapitał na ekspansję, który nie zawsze można zdobyć na giełdzie.
Inwestorzy są chętni do współpra- cy z funduszami inwestującymi w Polsce?
Coraz łatwiej pozyskać kapitał od zachodnich partnerów, a na dodatek także w Polsce zaczyna tworzyć się podobny rynek. Przeprowadzamy już wstępne rozmowy z polskimi funduszami emerytalnymi, które są zainteresowane tego typu grupą aktywów. Nie ma problemu po stronie zasilania. Wyzwaniem nadal pozostają projekty. Ich „przerób” nie jest masowy. Aktywnych funduszy jest w Polsce może dwadzieścia i łącznie realizują one kilkadziesiąt przedsięwzięć rocznie.
Więc może warto zwrócić uwagę na mniejsze inwestycje w wysoką technologię?
Ostatnio na dorocznym zjeździe naszego europejskiego stowarzyszenia w Londynie słyszałem narzekania, że rynek venture capital jest tu za mało rozwinięty. Ale Europa to przecież nie jest Dolina Krzemowa i zawsze będziemy pod tym względem w tyle za Amerykanami. Na dodatek część biznesów technologicznych przeskoczy np. do Chin czy — paradoksalnie —do Rumunii. W Polsce nie widzę szans na gwałtowny rozwój wysokich technologii. Siłą gospodarki pozostanie ciekawy biznes usługowy i produkcyjny. To jednak tylko moja opinia.
Które branże są w Polsce najciekawsze dla funduszy?
Kiedy spojrzeć na nasz portfel, widać obraz trochę od Sasa do Lasa. Mamy firmę DGS, która produkuje nakrętki, mamy Zelmera, który wytwarza odkurzacze i roboty kuchenne, mamy Kruk Inkaso i Magellana, firmy z branży finansowej, mamy też trochę IT — wrocławską Tetę. Dlatego nie podejmowałbym się oceny, który sektor jest, a który nie jest atrakcyjny. Szanse wzrostowe są wszędzie, ale najlepsze perspektywy coraz częściej otwierają się przed firmami o zasięgu regionalnym. Przykładem niech będą Opoczno czy Comp.
W regionie, czyli w Europie Wschodniej...
Nie tylko. Coraz więcej firm przymierza się do ekspansji w UE — w Niemczech czy we Francji. To jest psychologiczny efekt akcesji. Nasi przedsiębiorcy przewartościowali swoje szanse i przekonali się, że są nie tylko równoprawnymi partnerami, bo podlegają tym samym regulacjom, ale bywają silniejsi i bardziej dynamiczni od swoich konkurentów. W związku z tym coraz częściej chcą zaistnieć w Unii. Z drugiej strony jest kilka krajów w Europie Środkowej, na przykład Bułgaria czy Rumunia, które znajdują się w miejscu, w którym Polska była kilka lat temu. To stwarza spore możliwości inwestycyjne dla funduszy private equity — na przykład Enterprise Investors przejął w Rumunii sieć supermarketów, wykorzystując doświadczenia nabyte w Eldorado — ale otwiera też pole do przejęć dla naszych firm.
Sami szukacie celów inwestycyjnych czy czekacie w biurze na chętnych?
I tak, i tak. Rozglądamy się, analizujemy, sami wychodzimy do przedsiębiorców. Na przykład Gazele Biznesu są dla nas bardzo wdzięczną grupą do poszukiwań. Dzięki takim spotkaniom przedsiębiorcy dowiadują się, czego się spodziewać i czego unikać we współpracy z private equity. Pryskają mity, na przykład dotyczący biznesplanu, który generalnie nie jest funduszowi niezbędnie potrzebny do podjęcia decyzji o wejściu do firmy. Skończyły się czasy funduszu, który zajmuje się czystą inżynierią finansową. Jego rolą jest dodawanie wartości w biznesie. Niekoniecznie podejmowanie decyzji za zarząd firmy, ale podsuwanie możliwości, inspirowanie zmiany. Musimy być nie tylko partnerami w biznesie, ale i kimś w rodzaju sparingpartnera podczas podejmowania decyzji strategicznych, na przykład o kierunku ekspansji, o sposobach finansowania, przy wejściu na giełdę, podczas negocjacji z bankami.
Jak firma powinna przygotować się do rozmowy z funduszem private equity?
Najważniejsze jest podjęcie decyzji, czy chce się mieć partnera. Zarząd firmy musi mieć świadomość, że decyduje się na wieloletni związek z funduszem, który ma własną wizję, oczekiwania itd. Wiąże się to z pewną utratą wpływów w spółce. Bo jeśli chcemy być równorzędnym partnerem w biznesie albo przynajmniej w proporcji do zaangażowanego kapitału, to chcemy mieć dostęp do informacji w określonym zakresie, ale i dostęp do decyzji. Nam nie zależy na bieżącym zarządzaniu firmą, jednak gdy chcemy np. zmienić członka zarządu czy podjąć strategiczną decyzję rynkową np. o kupnie konkurenta — to chcemy te decyzje podejmować wspólnie, czytaj: chcemy mieć prawo weta. Trzeba też pamiętać, że celem private equity jest znaczące pomnożenie kapitału włożonego w firmę. W wielu przypadkach z pomocą przychodzi inżynieria finansowa.
No dobrze. Siadamy do negocjacji z funduszem i...?
I musimy przygotować się na długie negocjacje i szczerą wymianę informacji. Czasami od chwili podjęcia wstępnych rozmów do inwestycji mija kilka miesięcy. Firma nie może się na siłę upiększać. W ramach due diligence i tak trzeba zrobić audyt, który powinien ujawnić ukryte słabości firmy. Podczas rozmów pytamy przedsiębiorcę o rynek, konkurentów, odbiorców, przeszłe i planowane finanse firmy itp. Ważne jest, by przedsiębiorca ułatwił nam dostęp do dokumentacji, ponieważ nie możemy polegać wyłącznie na jego słowie. Przed inwestycją prześwietlamy firmę, bo inwestorzy, którzy powierzają nam pieniądze, muszą mieć zaufanie do naszej pracy. Sami też niczego nie ukrywamy, mówimy, co nam jako inwestorom się udało, a co wyszło bokiem… Rozmowy potencjalnych partnerów nie należą do najprzyjemniejszych.
Kto ponosi koszty przygotowań?
Zazwyczaj i my, i firma. Najchętniej po połowie, chociaż tu też jest pole do negocjacji. Wspólnym kosztem są zazwyczaj audyty: prawny, finansowy, środowiska naturalnego. I tu istotna uwaga: przedsiębiorcy popełniają błąd, starając się maksymalnie oszczędzać na obsłudze prawnej negocjacji i samej transakcji. Bardzo często powoduje to niepotrzebne zamieszanie i wydłużenie całego procesu inwestycyjnego, źle też świadczy o firmie. Nie należy jednak przesadzać w drugą stronę i pozwolić prawnikom przejąć kontroli nad negocjacjami. Umiejętność odpowiedniego wyważenia proporcji bardzo dobrze świadczy o zarządzie firmy. W końcu najchętniej wchodzimy w biznes, nad którym ktoś panuje.