Zapisy są nieważne, a wpłacone pieniądze zostaną zwrócone — prywatyzacja Krajowej Spółki Cukrowej (KSC), zamiast zbliżać się do finiszu, wraca na start. Wczoraj Ministerstwo Skarbu Państwa (MSP) miało zamknąć zapisy na akcje KSC, które składać mogli tylko zatrudnieni w spółce i współpracujący z nią plantatorzy (łącznie ok. 18 tys. osób). Protesty związkowców i plantatorów buraków cukrowych, wraz z powtarzającymi się doniesieniami o nieprawidłowościach przy prywatyzacji, sprawiły, że odstąpiło od oferty publicznej.
— Decyzja została podjęta na podstawie analizy ryzyk związanych z realizacją transakcji, z uwzględnieniem aktualnej sytuacji ekonomiczno-finansowej spółki i interesu skarbu państwa. Jak najszybciej przygotujemy aktualizację wyceny i jeszcze w tym roku wrócimy na ścieżkę prywatyzacyjną — mówi Tomasz Lenkiewicz, podsekretarz stanu w MSP.
Stosy donosów
KSC miała być prywatyzowana na podstawie odrębnych przepisów, dotyczących przekształceń własnościowych w przemyśle cukrowniczym. Oferowano 777 mln akcji(ok. 79 proc. kapitału), które w dwóch transzach miały trafić do współpracowników KSC.
Jednak — jak alarmował Krajowy Związek Plantatorów Buraka Cukrowego (KZPBC) — duże zapisy na akcje zaczęło składać „kilkadziesiąt osób, działających prawdopodobnie w imieniu dużego podmiotu z branży rolno-spożywczej”. Według związku plantatorów, miało to skutkować redukcją zapisów, po której w rękach ustawowo uprawnionych do tego pracowników znalazłoby się ok. 10 proc. akcji KSC.
Za zamieszanie odpowiedzialny jest wadowicki Maspex, jeden z liderów polskiego rynku spożywczego (właściciel m.in. Marki Tymbark i Lubella), którego przychody w 2011 r. sięgnęły 2,64 mld zł.
— Nasza spółka udostępniła środki finansowe w formie pożyczek plantatorom i pracownikom uprawnionym do zakupu akcji Krajowej Spółki Cukrowej. Naszym celem było wsparcie idei akcjonariatu plantatorsko-pracowniczego poprzez jej wzmocnienie o udział akcjonariusza branżowego. Wszystkie nasze działania, jak również współpracujących z nami plantatorów, były w każdym aspekcie zgodne z prawem — informuje Dorota Liszka z Maspeksu.
Spożywcza spółka nie ujawnia, ile pieniędzy przeznaczyła na pożyczki. Ale sposób prywatyzacji wielu osobom się nie spodobał.
— Dostajemy informacje o nieprawidłowościach przy prywatyzacji KSC. Pisma te są analizowane przez CBA — mówi Jacek Dobrzyński, rzecznik CBA.
Nieoficjalnie wiadomo, że doniesienia o nieprawidłowościach w sporej liczbie spływają przede wszystkim z resortu skarbu, dokąd zgłaszają się osoby zaniepokojone przebiegiem prywatyzacji. KSC czeka audyt, a sprawą ma zainteresować się też skarbówka. — Decyzję o takiej formie prywatyzacji podjął rząd i Sejm — i mam nadzieję, że przy niej pozostaną. Uważamy, że możliwe jest uszczelnienie procesu w taki sposób, żeby akcje rzeczywiście trafiły do pracowników i plantatorów. Będziemy w tej sprawie rozmawiać z ministrem Budzanowskim — mówi Kazimierz Kobza z KZPBC, która domaga się odwołania Marcina Kulickiego, prezesa KSC, w związku z jego „niejasną i budzącą podejrzenia rolą w procesie prywatyzacji”. Według naszych ustaleń pielgrzymował on po rynku, próbując namówić inwestorów do sfinansowania skupu akcji.
— Przekonywał, że ma już w rękach prawie 20 proc. głosów na WZA, które pozyskał na zasadzie zebrania nieodwołalnych pełnomocnictw do dysponowania akcjami. Chciał je zastawić pod kredyt na kupno nowych — mówi nasz informator.
Poprosiliśmy o komentarz przedstawicieli KSC. Sylwia Kalska z biura prasowego powiedziała jedynie, że w tej sprawie należy kontaktować się z właścicielem — MSP.
Wysłać na giełdę
KSC jest liderem polskiego rynku cukru, w którym ma 40-procentowy udział. W skali Europy jest siódmym producentem co do wielkości. Spółka w roku obrotowym 2010/11 miała 1,8 mld zł przychodów przy 283 mln zł zysku netto.
— Dane finansowe — przy wysokich cenach cukru — wyglądały dobrze, spółka przymierzała się też do inwestycji zagranicznych. Sądzę, że „klasyczna” prywatyzacja w jej przypadku mogłaby się powieść — takiego rodzaju spółki są notowane np. w Niemczech i inwestorzy na GPW pewnie też by dopisali — ocenia Adam Kaptur, analityk DM Millennium. Fundusze są ostrożne w ocenie potencjału spółki.
— Na GPW jest już ukraińska Astarta, dbająca o przejrzystość i bardzo dobrze oceniana przez rynek. Warto byłoby skonfrontować ją z KSC. W przypadku polskiej spółki jest jednak wiele znaków zapytania, dotyczących m.in. restrukturyzacji. W tym momencie trudno oceniać ją jako potencjalny cel inwestycyjny — mówi zarządzający TFI.