
On wdraża systemy CRM i pracę zdalną, ona jest web designerem i zarządza projektami. Dwa lata temu porzucili Warszawę i pracują zdalnie z domu po dziadkach w miejscowości Purzec koło Siedlec. Pobliskie pole stało się plantacją lawendy i odskocznią od pracy przed komputerem – szczególnie w lecie, gdy zleceń dla informatyków jest mniej.
– Szukaliśmy nowej pasji i chcieliśmy zrobić coś niesztampowego z ziemią, którą otrzymaliśmy po dziadkach. Zaczęliśmy od sprawdzenia gleby i okazało się, że jest tak słabej jakości, że aż będzie idealna dla lawendy, która lubi słońce i piaszczyste podłoże. Korzystałem ze wskazówek i rozwiązań podsuwanych przez innych plantatorów – mówi Sławomir Stańczuk.
Warsztaty, sesje i szkolenia

Małżeństwo Stańczuków otrzymało wsparcie finansowe na start z programu restrukturyzacji małych gospodarstw (60 tys. zł). Pieniądze poszły na sadzonki, narzędzia i remont stodoły. Założenie Lawendowego Oczka kosztowało około 100 tys. zł.
– Praca przy polu lawendy zaczyna się w kwietniu, gdy wszystkie sadzonki trzeba uformować w kulki. Wtedy pracujemy dwa, trzy dni w tygodniu i zatrudniamy pomocnika – mówi Paulina Stańczuk.
Od razu trzeba też planować wydarzenia towarzyszące. Tu przydaje się doświadczenie zdobyte w branży IT.
– W połowie czerwca pojawiają się pierwsze kwiaty i rozpoczyna sezon sprzedaży roślin, czas dla gości, fotografów oraz warsztatów i wydarzeń, np. z dekorowania lawendą. Zasięgi budujemy, oznaczając się w mediach społecznościowych. Nasze umiejętności zawodowe przydały się przy uruchomieniu strony z rezerwacjami wizyt i sprecyzowaniu znacznika w Google Maps. Gościom daliśmy bezpłatny internet, żeby od razu mogli się dzielić zdjęciami ze znajomymi. Autoryzacja do wi-fi odbywa się za pomocą Facebooka, co dostarcza nam danych o liczbie odwiedzających i zameldowaniach. To niuans, ale dla nas to też reklama – wyjaśnia właścicielka Lawendowego Oczka.
Wypoczynek w obiekcie jest bezpłatny, ale na miejscu (a także online) można kupić np. kwiaty cięte, susz oraz produkty z lawendy. Zapłacić trzeba też za profesjonalne sesje fotograficzne i niektóre szkolenia, np. z robienia makram.
– Chcieliśmy stworzyć miejsce, w którym można odpocząć i cieszyć się naturą. Dlatego też organizujemy wydarzenia. Na tym się znamy i wiemy, czego kategorycznie nie powinniśmy robić, a co jest niezbędne. Organizując np. Piknik Lawendowy, wykorzystaliśmy zapisy internetowe, które dały nam perspektywę, ile osób może się na nim pojawić. Pozwoliło to przygotować miejsca parkingowe dla około 150 samochodów, gadżety, filmy promocyjne – wymienia Paulina Stańczuk.
Prowadzenie nowego biznesu wymaga szybkiego reagowania – tego też nauczyła ich praca w IT.
– Początkowo zakładaliśmy, że w pierwszym roku nie będziemy mieli dużych zbiorów, a wyszło zupełnie inaczej. Dlatego zmieniliśmy plany i kupiliśmy destylator. Gdyby nie to, wiele kwiatów by się zmarnowało. Doświadczenie z IT pomaga nam być elastycznymi i szybko odpowiadać na potrzeby. Zainicjowałem też powstanie Stowarzyszenia Plantatorów Lawendy, którego jestem prezesem. Pomaga w tworzeniu grup zakupowych i pozwala na wymianę doświadczeń. Taka baza wiedzy i porad ułatwia zakładanie i prowadzenie plantacji – mówi Sławomir Stańczuk.
Bogate plany, bogate plony

Lawendowe Oczko znajduje się w sąsiedztwie parków krajobrazowych i obszaru Natura 2000 Dolina Liwca, co podsunęło kolejny pomysł na biznes. Stańczukowie chcą tu przygotować dla najmłodszych ścieżki i zagrodę edukacyjną o zagrożonych gatunkach ptaków, uprawie lawendy, a dla nieco starszych – zajęcia z chemii, np. o procesie destylacji.
– W maju i czerwcu przedszkola i szkoły szukają miejsc, do których można wybrać się na wycieczkę. Bliskie są nam też wyprawy rowerowe, dlatego chcielibyśmy wyznaczyć w okolicy ścieżki we współpracy z PTTK – mówi Paulina Stańczuk.
Jesienią chcą zadbać o pobliskie oczko wodne – stworzyć plażę, przestrzeń rekreacyjną, altany dla 20–30 osób na różne imprezy, a w przyszłości także kawiarnię, w której będą podawane lokalne produkty z dodatkiem lawendy, np. lody, ciasteczka maślane i kawa. W planach jest też postawienie kilku domków agroturystycznych i wyznaczenie miejsc dla kamperów.
Plany są więc bogate, a żeby takie same były plony, chcąc nie chcąc trzeba się pochylić i pielić grządki. Tego zautomatyzować niestety się nie da.
– Lawenda i chwasty są z tej samej rodziny roślin, więc nie ma innej możliwości niż praca ręczna. To jest wymagające, ale efekty wizualne i zadowolenie naszych gości w pełni rekompensują te trudy – przyznaje Paulina Stańczuk.

