Jarosław Kowalczuk, były prezes Domu Maklerskiego mBanku, a potem dyrektor zarządzający mBanku odpowiedzialny za private banking, pracuje obecnie nad rozwojem usług asset management. Według Cezarego Stypułkowskiego, prezesa mBanku, ten kierunek to przyszłość instytucji, a bank był niedoinwestowany w tym zakresie. Supermarket funduszy inwestycyjnych jest co prawda lubianą platformą dystrybucji funduszy, ale według szefa banku nie oferuje „troski o to, co z pieniędzmi się dzieje”, a to jest istotne dla klienta masowego.
- Można oczekiwać, że strategia lat 2021-2025 w dużym stopniu będzie stać pod znakiem inwestycji w asset management – powiedział Cezary Stypułkowski w trakcie zorganizowanej przez mBank wirtualnej konferencji „Nowe Perspektywy”.
W marcu 2021 r. mBank udostępnił w supermarkecie klientom detalicznym zagraniczne fundusze takich firm, jak AllianceBernstein, Fidelity oraz Schroders, które wcześniej oferował klientom premium. W grudniu 2020 r. podjął zaś decyzję o powołaniu własnego TFI. Cezary Stypułkowski nie odniósł się do tego ostatniego ruchu, ale zaznaczył, że na uzupełnienie oferty produktowej mają się złożyć m.in. plany emerytalne. Zasugerował też, że w nowym asset managemencie będzie chodziło o robodoradztwo. Ma on bowiem być „bardzo zautomatyzowany”.
- Większość klientów powinna mieć możliwość samodzielnego wyboru, prawdopodobnie z niezbyt wielkiej liczby opcji – zastrzegł Cezary Stypułkowski.
Dla bogatych klientów bank od dawna świadczy usługi tradycyjnego doradztwa inwestycyjnego i w tym zakresie nic się nie zmieni.
Podatek od rezerwy
Pytany o możliwość wprowadzenia ujemnego oprocentowania depozytów prezes mBanku nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi. Dość wyraźnie zasugerował jednak, że zbliża się czas, gdy po klientach korporacyjnych również osoby fizyczne będą musiały się liczyć z jakąś formą kary za przechowywanie większych kwot na rachunkach. Zdaniem Cezarego Stypułkowskiego, dyskusją o „paradygmatach bankowości” jest kwestia tego czy będzie to karna opłata, czy ujemna stopa procentowa. Z jego wypowiedzi jasno jednak wynikało, że skłania się ku pierwszej wersji.
Prezes mBanku na własnym przykładzie pokazał, jak mogłoby to wyglądać. Cezary Stypułkowski pracował kiedyś w Wielkiej Brytanii i zostawił sobie tam rachunki bankowe. Za ten w funtach nic nie płaci, ale po przekroczeniu pewnego limitu salda za rachunek w euro jest taksowany 200 EUR miesięcznie. To konsekwencja wprowadzonych kilka lat temu ujemnych stóp procentowych w strefie euro.
Główna stopa procentowa NBP od maja 2020 r. wynosi 0,1 proc. Nie jest więc ujemna. Od 2016 r. banki muszą jednak płacić podatek bankowy wysokości 0,44 proc. liczony od aktywów. Wyłączone są z niego inwestycje w obligacje skarbowe, ale już nie depozyty banków komercyjnych w NBP. A właśnie stopą referencyjną jest oprocentowana rezerwa obowiązkowa jaką banki komercyjne utrzymują w NBP.
- Czyli jak państwo składacie u nas depozyt, a my nie mamy z tym depozytem co zrobić, bo nie ma dostatecznej akcji kredytowej, bo mamy jakiś limit na państwowe papiery wartościowe, to nawet jeżeli w banku centralnym składamy te pieniądze, to musimy od nich zapłacić podatek rzędu 44 pkt baz. – tłumaczył Cezary Stypułkowski.
Kierowana przez niego instytucja ma tylko z tytułu nadpłynności tracić 60-70 mln zł rocznie.
- W pewnych okolicznościach banki prawdopodobnie nie będą miały wyboru. Sytuacja w Polsce i krajach strefy euro różni się tym, że w krajach strefy euro ujemne stopy procentowe częściowo są bankom rekompensowane przez Europejski Bank Centralny – stwierdził Cezary Stypułkowski.
Słowa te były kierowane od specyficznego audytorium. Konferencja „Nowe Perspektywy” przeznaczona była dla bogatszej klienteli mBanku, a więc można przyjąć, że również ludzi,o stosunkowo dużych kwotach na rachunkach. mBank chciał ich zachęcić do większego zainteresowania produktami inwestycyjnymi.
Zarazem przedstawiciele mBanku zwracali uwagę, że nie jest właściwe lokowanie wszystkiego w nieruchomości. Uczulali na związaną z tym kwestię braku dywersyfikacji, jak i brak płynności takich inwestycji.
- W przypadku giełd i inwestowania mówimy oczywiście o długim horyzoncie. Ale w sytuacji, gdy zdarza się coś nagłego, potrzebujemy jednak wyjąć te pieniądze, jesteśmy w stanie zrobić to w ciągu 1-2 dni – przypominał Krzysztof Bratos, dyrektor bankowości prywatnej mBanku, nawiązując do terminów rozliczania transakcji sprzedaży akcji i umarzania jednostek funduszy inwestycyjnych.
Chybiony przykład
Nie wszystkie argumenty używane przez przedstawicieli mBanku okazywały się jednak celne. Bankowcy podpierali się np. tym, że kurs firmy Pfizer, oferującej szczepionkę na COVID-19, od wielu miesięcy zachowuje się gorzej niż indeks S&P 500. Miał to być argument za tym, że dywersyfikacja jest lepsza od szukania inwestycyjnej perełki. Uczestniczący w jednej z debat Paweł Przewięźlikowski, prezes Ryvu Therapeutics, przypomniał jednak, że to nie Pfizer jest faktycznym wynalazcą szczepionki. Kurs Biontechu wyraźnie zaś poszedł w górę. Paweł Przewięźlikowski przypomniał też, że krocie można było zarobić na akcjach Moderny czy Novavaxu, które opracowały szczepionki i dystrybuują je własnymi siłami.
- Trzeba zwracać uwagę, kto faktycznie tworzy coś nowego, a kto ma po prostu globalny łańcuch dystrybucji. Dawniej ten globalny łańcuch dystrybucji był kluczowym aktywem, obecnie innowacja jest kluczowym aktywem – uczulał szef Ryvu Therapeutics.
Przypomniał, że medycznych innowacji nie trzeb szukać daleko, bo zarówno jego spółka (jeszcze jako „stara” Selvita), jak i OncoArendi Therapeutics potrafiły skomercjalizować swoje badania. Przyznał jednak, że dla osób bez odpowiedniej wiedzy fachowej od szukania perełek lepsza będzie inwestycja w ETF na indeks Nasdaq Biotechnology.
