Medialna eksplozja kursu upadłego producenta felg

Zbigniew Kazimierczak
opublikowano: 2008-02-01 00:00

Lokalna gazeta napisała, że jest chętny do przejęcia Toory. To nie było autoryzowane — twierdzi syndyk.

Lokalna gazeta napisała, że jest chętny do przejęcia Toory. To nie było autoryzowane — twierdzi syndyk.

Kurs Toory, będącego w stanie likwidacji producenta aluminiowych komponentów samochodowych i grzejników, zaraz po rozpoczęciu czwartkowej sesji wystrzelił w górę. Giełda zawiesiła handel na wiele godzin, bo teoretyczna cena rosła nawet ponadtrzykrotnie. Ostatecznie realnie skończyło się na zwyżce o 125 proc.

Powód? Oficjalnie nic się nie stało, trop prowadzi jednak do środowego artykułu lokalnej rzeszowskiej gazety „Nowiny”. Ta napisała w tytule, że jest chętny do przejęcia Toory, choć z tekstu wynika, że chodzi tylko o zakład produkujący felgi. Według gazety, rozmowy z inwestorem zostały już zakończone.

— Nie czytałem tego tekstu, ale nie był on autoryzowany. Ktoś źle zinterpretował moje wypowiedzi, może chciał zrobić sztuczną sensację — mówił nam wczoraj Dariusz Skiba, syndyk Toory.

Jego zdaniem, do transakcji sprzedaży jest jeszcze bardzo daleko. Trzeba dać ogłoszenie w prasie, odczekać przynajmniej pięć tygodni. Na razie syndyk myśli więc co najwyżej o wydzierżawieniu zakładu, aby nie zwalniać ludzi. Rozmowy z inwestorami są prowadzone, ale Dariusz Skiba podkreśla, że dotyczą one tylko elementów majątku Toory, a nie całej spółki akcyjnej.

W tej sytuacji inwestorzy kupujący walory firmy z Niska mogą liczyć jedynie na to, że wpływy ze sprzedaży jej majątku okażą się większe od zobowiązań (blisko 400 mln zł) i zostanie coś dla właścicieli akcji. Choć ci są na końcu kolejki do zaspokojenia roszczeń.