Przeciętnemu człowiekowi nazwa Wentworth Club zbyt wiele nie mówi. Wiadomo jedynie, że chodzi o jakiś klub, położony gdzieś w Anglii. Fani golfa natomiast nie tylko wiedzą, jak tam trafić, ale są w stanie wypróżnić swoje portfele w podzięce za członkostwo. Wentworth Club to prywatny klub golfowy znajdujący się niedaleko Londynu, we wsi Virginia Water.

Piłeczki posyła tam do dołków śmietanka towarzyska, która ceni sobie dyskrecję. Nowy właściciel prestiż i prywatność wycenia wysoko, więc ogłosił, że koszt dołączenia do klubu wzrośnie o ponad 700 proc. Chanchai Ruayrungruang, miliarder pochodzący z Tajlandii, podniósł jednorazową opłatę dla nowych członków z 15 do 125 tys. GBP (200 tys. USD, ponad 770 tys. zł). Obecni członkowie klubu zostali poproszeni o wpłatę w wysokości 100 tys. GBP. W golfowym świecie zawrzało, bo takich podwyżek nie lubią nawet ludzie, dla których sześciocyfrowe kwoty są drobnymi w kieszeni. Wzrosną także opłaty roczne — z 8 do 16 tys. GBP.
Miliarder, znany też jako Yan Bin, przejął słynny klub golfowy w zeszłym roku. Przedsiębiorca jest według Bloomberg Billionaires Index drugą osobą na tajskiej liście bogaczy, a w rankingu światowym zajmuje 153. pozycję z fortuną szacowaną na 7,9 mld USD. Kontroluje golfowy biznes poprzez pekińską spółkę Reignwood Group, która w Chinach znana jest głównie jako dystrybutor napoju energetycznego Red Bull, choć działa również w kilku innych branżach. Napój dodaje miliarderowi skrzydeł — w zeszłym roku Red Bull China zanotował 3,2 mld USD przychodów.
Chanchai Ruayrungruang lubi golf, ale jeszcze bardziej lubi na tym sporcie zarabiać. Posiada również Reignwood Pine Valley Golf, klub golfowy na obrzeżach Pekinu. To pierwszy klub w Chinach, do którego dostać się można tylko na zaproszenie. Przyszli członkowie muszą wpłacić co najmniej 250 tys. USD. Miliarder urodził się w Chinach w biednej rodzinie, która wyemigrowała w Tajlandii.
Golf nadal jest jednak w Chinach na cenzurowanym. Mao Zedong, były komunistyczny przywódca, zakazał uprawiania tej dyscypliny niedługo po przejęciu władzy, nazywając grę „sportem milionerów”. Minęły dziesięciolecia, podczas których do Państwa Środka przesiąknęły zwyczaje, tradycje i pasje kapitalistycznego zachodniego świata, ale w partyjnych kręgach golf ciągle nie jest dobrze widziany. © Ⓟ