Drożeją akcje notowanych na giełdzie firm węglowych i energetycznych, w tym PGE i Enei, kontrolowanych przez państwo producentów prądu. Obie firmy planują emisję akcji, więc teoretycznie wzrost notowań zwiększa atrakcyjność takiej oferty. W praktyce emisje muszą poczekać.
Skarb nie jest gotowy
PGE ogłosiła, że rekomenduje akcjonariuszom, czyli głównie skarbowi państwa, ogłoszenie przerwy w walnym zgromadzeniu, które ma głosować w sprawie emisji. Walne zwołano na poniedziałek 7 marca, a rekomendowana przerwa ma potrwać do 6 kwietnia. Przyczyną jest wojenny brak stabilności.
„Głosowanie nad emisją nowych akcji jest kluczową decyzją, zarówno dla samej spółki jak i z punktu widzenia jej właścicieli. Przesunięcie terminu głosowania nad uchwałą da możliwość podjęcia przez akcjonariuszy decyzji w stabilniejszym otoczeniu, co pozwoli na lepszą ocenę propozycji zarządu PGE” – takie uzasadnienie przesłało nam biuro prasowe PGE.
Pisaliśmy już w „PB”, że spotkania z instytucjami finansowymi przyniosły PGE informację, że na ich zainteresowanie nie ma co liczyć. Został skarb państwa, który wydawał się gotowy dokapitalizować spółkę pieniędzmi podatników. Najwyraźniej nie jest gotów, by zagłosować w poniedziałek za emisją.
„Procedowanie nad zawarciem umowy inwestycyjnej dotyczącej objęcia przez skarb państwa nowo emitowanych akcji zwykłych na okaziciela serii E jest w toku” – pisze PGE.
Enea podąża szlakiem
Na 10 marca zaplanowano analogiczne walne zgromadzenie Enei, też poświęcone emisji akcji. Spółka ma jeszcze chwilę na złożenie wniosku o ogłoszenie przerwy i wszystko wskazuje na to, że tak zrobi. Emisje PGE i Enei są ze sobą mocno związane: zamiar ich przeprowadzenia ogłoszono niemal w tym samym momencie i w obu kluczową rolę, jeśli nie jedyną, odegrać ma państwo.
Łaska dla węgla
PGE wskazuje, że to wojna w Ukrainie sprawia, że skarbowi państwa z trudem przychodzi decyzja o wydaniu 4 mld zł na nowe akcje. Jednocześnie Frans Timmermans, komisarz odpowiedzialny za Zielony Ład w Unii Europejskiej, zaskoczył w piątek stwierdzeniem, że wojna w europejskiej polityce klimatycznej zmienia „wszystko”. To dlatego, że „Polska i kilka innych krajów planowało odejście od węgla, tymczasowe wykorzystanie gazu ziemnego, a następnie przejście na odnawialne źródła energii”, mówił Timmermans. Gaz, głównie rosyjski, nie jest już pożądanym paliwem przejściowym. W tej sytuacji, jak wskazuje komisarz, można sobie wyobrazić, że Polska dłużej pozostanie przy węglu, a następnie natychmiast przejdzie na źródła odnawialne.
Miód na serce PGE
To miód na serce Wojciecha Dąbrowskiego, prezesa PGE, która dziś produkuje prąd głównie z węgla.

„Wypowiedź Fransa Timmermansa, że węgiel nie może stanowić tabu, gdy Europa próbuje uniezależnić się od rosyjskiego gazu, to de facto potwierdzenie stanowiska Polski odnośnie sprawiedliwej transformacji” – pisze Wojciech Dąbrowski.
PGE planowała w ramach transformacji najpierw sięgać po gaz, a potem dopiero przejść w pełni na źródła zielone. Teraz widzi szansę na dłuższe pozostanie przy węglu.
„Polska energetyka oparta jest na węglu. Sugerujemy Komisji Europejskiej reformę systemu ETS (rodzaj podatku od węgla – red.) – mamy kilka konkretnych propozycji” – pisze Wojciech Dąbrowski.
Gaz z wozu, będzie lżej?
Dłuższe spalanie węgla i pominięcie roli gazu w transformacji oznaczałoby dla Polski potężną zmianę strategii energetycznej. Oznaczałoby też mniejsze koszty, ale tylko przy założeniu, że obciążające węgiel uprawnienia do emisji dwutlenku węgla nie będą dalej drożały. Czy w takiej sytuacji PGE i Enea nadal będą potrzebowały pieniędzy podatników?