Miesiąc temu PGE i Enea, firmy energetyczne kontrolowane przez skarb państwa, zaskoczyły rynek ogłoszeniem planu wyemitowania akcji. Obie chcą podnieść kapitał o 20 proc. i pozyskać łącznie ok. 4 mld zł.
Wygląda na to, że poza skarbem państwa, który dysponuje pieniędzmi podatników, na zakup tych akcji nie skusi się nikt.
Po co przepłacać?
Z naszych informacji wynika, że zarząd PGE ma już za sobą 20 spotkań z instytucjami finansowymi. Reklamował im ofertę, ale odzew nie pozostawia złudzeń. OFE i TFI nie kupią nowych akcji.

Jakub Viscardi, analityk DM BOŚ, nie jest zdziwiony.
- Cena emisyjna nowych akcji oferowanych przez PGE [8,55 zł – red.] jest wyższa od rynkowej [w środę było to 7,84 zł – red.], trudno więc się dziwić, że instytucje nie chcą ich obejmować. W tej sytuacji można oczekiwać, że to skarb państwa obejmie te papiery, a udziały mniejszościowych inwestorów zostaną rozwodnione. Jeśli zaś ktoś chce utrzymać udział, zawsze może dokupić akcje z rynku – uważa Jakub Viscardi.
Wtóruje mu Paweł Puchalski, analityk Santander Biura Maklerskiego.
- Przy takich cenach [cena emisyjna vs rynkowa – red.] trudno uzasadnić zakup akcji PGE w nowej emisji przez racjonalnie działającego inwestora – mówi Paweł Puchalski.
W przypadku PGE cena emisyjna będzie równa nominalnej wartości akcji, a to oznacza, że zgodnie z prawem nie można obniżyć jej obniżyć. W przypadku Enei nominał wynosi 1 zł, a cena rynkowa to ok 7,8 zł, co teoretycznie daje pole manewru przy wyznaczaniu ceny emisyjnej.
Nikt nie chce węgla
Poza ceną do inwestycji w akcje PGE i Enei zniechęca niepewność związana z procesem wydzielania aktywów węglowych. Aktywa te, czyli elektrownie na węgiel kamienny i kompleksy węgla brunatnego, mają zostać wydzielone do Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE), która będzie należała do państwa.
- Perspektywy polskiego sektora energetycznego zależą przede wszystkim od tego, jak potoczy się operacja tworzenia NABE, a ten proces na dziś jest pełen zagrożeń i znaków zapytania – twierdzi Paweł Puchalski.
Jakub Viscardi wylicza, że niepewny jest harmonogram projektu i zgoda Komisji Europejskiej, nie wiemy też, czy Urząd Regulacji Energetyki i PSE, operator sieci, nadal będą mieć zastrzeżenia związane z konstrukcją rynku energii po wydzieleniu tych aktywów.
- Ponadto trzeba wziąć pod uwagę, że wiele instytucji może mieć czerwone światło na nowe inwestycje w spółki posiadające aktywa węglowe. Dopóki te aktywa nie zostaną wydzielone do NABE, dopóty część instytucji nie kupi nowych papierów państwowej energetyki – podkreśla analityk DM BOŚ.
Rząd wciąż analizuje
Już w styczniu PGE i Enea zadeklarowały, że liczą na zakup akcji przez skarb państwa, z kolei Ministerstwo Aktywów Państwowych (MAP) wyraziło wtedy nadzieję, że „z oferty skorzystają również inni uprawnieni akcjonariusze”. MAP analizowało wówczas temat i dziś, jak informuje Karol Manys, rzecznik resortu, nie ma nic do dodania.
MAP wskazywało w styczniu, że do kupowania przez skarb państwa akcji służą pieniądze Funduszu Reprywatyzacji. Ten sam fundusz sfinansował już przejęcie od PGE spółki atomowej, dokapitalizował też spółkę ElectroMobility Poland, pracującą nad projektem samochodu elektrycznego.
Na co te miliardy?
Na początku marca w sprawie obu emisji zagłosują akcjonariusze PGE i Enei. W praktyce zadecyduje głos skarbu państwa, który ma wystarczająco duży pakiet akcji, by samodzielnie podjąć decyzję.
Dla rynku nadal nie jest jednak jasne, po co energetycznym firmom gotówka od podatników. One same wskazały chęć przyśpieszenia inwestycji w dystrybucję, odnawialne źródła energii oraz projekty dekarbonizacyjne.
- Plan przeprowadzenia tych emisji jest nieco zaskakujący, bo w zakresie inwestycji nic nowego się nie pojawiło. Spółki wcześniej nie sygnalizowały, że dokapitalizowanie będzie konieczne - tym bardziej że bilanse miały być oddłużone po wydzieleniu aktywów do NABE – zauważa Jakub Viscardi.