Na początek trochę tła. W czerwcu 2022 r. resort finansów wprowadził do sprzedaży obligacje oszczędnościowe roczne i dwuletnie, których oprocentowanie równe było stopie referencyjnej (dwulatki dostały też skromną marżę) i comiesięczną wypłatę odsetek. Papiery okazały się hitem. Sprzedaż obligacji oszczędnościowych przekroczyła wówczas 14 mld zł (wcześniej tylko dwa razy w historii sprzedaż przekroczyła 5 mld zł, mówimy o wyniku lepszym niż łączna sprzedaż z kilku lat w poprzedniej dekadzie). Z tego 5,7 mld zł przypadło właśnie na obligacje roczne. Dla ich posiadaczy przed rokiem resort finansów (MF) także przygotował promocję, ale sprzedaż spadła do 6,1 mld zł (z 14 mld zł), z czego 2,6 mld zł przypadło na operacje zamiany. Polacy, którzy rok wcześniej przeznaczyli 5,7 mld zł na zakup rocznych obligacji zabrali część swoich pieniędzy. W tym roku w czerwcu zapadają roczne obligacje warte 2,7 mld zł oraz 1,3 mld zł w obligacjach dwuletnich i resort finansów chce, żeby właściciele obligacji zostawili swoje oszczędności w budżecie.
To dlatego operacje zamiany są tak korzystne. Premia rośnie wraz z tenorem wybieranych papierów i w przypadku obligacji czteroletnich (to na nich się skupimy) cena wynosi 99,7 zł, co oznacza 0,3 proc. dyskonta. Oczywiście zamieniać obligacje mogą też posiadacze innych serii zapadających w czerwcu 2024 r., (11 mln zł z dziesięciolatek, 408 mln zł czterolatek, 11 mln zł trzylatek). Łącznie chodzi o zamianę 4,4 mld zł, co jest już kwotą istotną. Dyskonto w cenie emisyjnej ma znaczenie, gdyby inwestorzy zmienili decyzje (np. jeśli inflacja w przyszłym roku okaże się niższa od oczekiwań). Koszt przedterminowego umorzenia to 70 groszy. Dyskonto w cenie faktycznie obniży ten koszt. W czerwcu ubiegłego roku MF także urządził promocję i czterolatki oferowano w drodze zamiany po 99,5 proc. i z oprocentowaniem 7 proc. w pierwszym roku. Teraz posiadacze tamtych obligacji mogą zgarnąć swoje 7 proc. i umorzyć obligacje, a koszt przedterminowego umorzenia częściowo zrekompensuje dyskonto w cenie. Ale to nie wszystko.
Od czerwca resort obniżył kupony od obligacji rocznych, dwuletnich i trzyletnich, ale t utrzymał oprocentowanie dla obligacji indeksowanych inflacją i dodatkowo podniósł ich marże. Czterolatki dawać będą 1,5 pkt proc. ponad inflację, a dziesięciolatki 2 pkt proc. (dotąd 1,25 i 1,5 pkt proc.).Promocja akurat tych serii też nie jest dziełem przypadku. Od początku roku posiadacze starszych serii obligacji indeksowanych inflacją masowo je umarzają przed terminem zapadalności. Spadek inflacji powoduje, że w kolejne okresy odsetkowe serie wchodzą z niskim oprocentowaniem. Czteroletnie obligacje kupione w czerwcu 2021 r. w ostatni rok odsetkowy wejdą z oprocentowaniem 3,15 proc., te kupione rok i dwa lata później naliczą 3,35 proc. Tymczasem obecnie wciąż jeszcze naliczają one 15,45 proc. oprocentowania (15,7 dla młodszych serii). W czerwcu w nowe okresy odsetkowe wejdą czterolatki warte 8,1 mld zł, które mogą zostać umorzone po wypłacie dwucyfrowych odsetek. Taki sam los może spotkać obligacje dziesięcioletnie z ubiegłych lat (z czerwcowych emisji), warte 1,9 mld zł. Łącznie z zapadającymi papierami, promocja MF obliczona jest na zatrzymanie przy Świętokrzyskiej 14,5 mld zł. A warunki wydają się na tyle dobre, że mogą przyciągnąć także nowe pieniądze.
Hojność resortu ma swoje drugie oblicze. Jeśli inflacja zacznie topnieć i spadnie trwale do celu RPP, obligacje indeksowane CPI będą płacić około 5 proc. odsetek lub mniej. Ale ich umorzenie w przyszłości nie będzie już dobrym rozwiązaniem - przy niższej inflacji oprocentowanie obligacji oferowanych w przyszłości także będzie niższe. Alternatywą są jak zawsze obligacje korporacyjne. PCC Exol po czteroletniej przerwie wrócił z publiczną emisją i oferuje 2,7 pkt proc. ponad WIBOR.