Mispol to nasz wspólny fundusz emerytalny

Sebastian Gawłowski
opublikowano: 2006-06-12 00:00

Władze i udziałowcy Mispolu traktują spółkę jako inwestycję długoterminową. Dlatego uczestniczą w ofercie.

„Puls Biznesu”: Czy pogarszająca się koniunktura giełdowa będzie miała wpływ na ofertę Mispolu?

Marek Piątkowski: Nie. Musiałby się stać jakiś kataklizm, żebyśmy przesunęli ofertę. Uważam, że przedział cenowy (8-10 zł) uwzględnia dyskonto i ostatnie osłabienie na rynku. Nasza spółka jest odbierana pozytywnie przez inwestorów giełdowych. Dotychczasowi udziałowcy traktują firmę jako swój fundusz emerytalny. Wchodzimy na giełdę po to, by budować wartość dla wszystkich akcjonariuszy. To jest jeden z podstawowych celów działalności Mispolu.

Czy zarząd będzie uczestniczył w ofercie?

Tak, również członkowie rady nadzorczej zapowiedzieli złożenie zapisu na akcje.

Jest pan prezesem spółki, ale wcześniej zasiadał pan w jej władzach jako przedstawiciel funduszu Hals, który sprzedaje akcje w ofercie publicznej. Czy istnieje ryzyko, że pan również odejdzie ze spółki po debiucie?

Nie zamierzam rezygnować po debiucie na GPW. Obecnie nie jestem reprezentantem Hals. Wcześniej byłem w radzie nadzorczej emitenta z ramienia tego funduszu. Jednak odszedłem z Hals w 2004 r. W ubiegłym roku razem z akcjonariuszami Mispolu podjęliśmy decyzję, że przejmę zarządzanie firmą i będę realizował strategię rozwoju, która uwzględnia debiut giełdowy i rozwój w kolejnych latach.

Mispol jest wiceliderem z ponad 13-procentowym udziałem w rynku pasztetów i konserw. Ile chcecie osiągnąć docelowo?

Uważam, że na tym rynku dojdzie do konsolidacji w najbliższych latach. Ponad 80 proc. rynku zostanie skupionych przez trzech największych, którzy obejmą po 25-30 proc. Wśród nich powinien być Mispol.

Rynek pasztetów i konserw czeka stabilizacja w najbliższych latach.

Właśnie dlatego zostaną tylko najmocniejsze firmy. W związku ze stabilizacją tego rynku nasza strategia zakłada wejście na rynek dań gotowych, w niszę dań w innowacyjnych opakowaniach, a także w segment jedzenia dla zwierząt. Te segmenty czeka szybki rozwój.

Kiedy te nowe segmenty mogą osiągnąć znaczący udział w przychodach firmy?

Duże sieci, które są naszymi klientami, same pytają, czy możemy wprowadzić „pet food” do oferty. W przyszłym roku sprzedaż tych produktów może sięgnąć ponad 10 proc. przychodów Mispolu. Z kolei dania gotowe w doy-packach i na tackach to na razie rynek wartości 200 mln zł. Jednak zachodnie przykłady pokazują, że w perspektywie trzech do pięciu lat dynamika tego rynku powinna być wysoka. Myślę, że w tym czasie nasza sprzedaż tych produktów może sięgnąć nawet 30 proc. przychodów.

Jak szybko może rozwijać się wasza spółka Grodex, która ma zakłady na Białorusi? Jakie jest ryzyko działalności za wschodnią granicą?

Mamy tam dwa zakłady, które są traktowane jako białoruskie i nie ponoszą kosztów, jakimi obciążeni są zachodni eksporterzy na tamtejszy rynek. Ponadto sprzedają one do Rosji bez ceł. Zakład główny w Grodnie jest ulokowany w specjalnej strefie ekonomicznej, wolnocłowej, co dodatkowo pozwala na oszczędności. Czynniki polityczne nie mają specjalnego wpływu i pozwalają na w miarę swobodne prowadzenie firm. Rynek byłego ZSRR jest wart podjęcia ryzyka, by tam zaistnieć. Niewykluczone, że za kilka lat ta firma będzie miała wyższe wyniki niż sam Mispol.

Według prospektu Mispol miał w ubiegłym roku ujemny kapitał obrotowy. Czy nie wpłynęło to na zakłócenie działalności?

Wyniki skonsolidowane z prospektu nie obejmują białoruskich zakładów. Tymczasem właśnie tam zainwestowaliśmy 9 mln zł z kapitału obrotowego. Wyniki pierwszego kwartału pokazują, że nadal szybko się rozwijamy.

Skąd straty netto w latach 2003 i 2004?

Przede wszystkim podjęliśmy się rozbudowy zakładów i inwestycji w produkcję i dystrybucję. Nie od razu to przełożyło się na wyniki. Dodatkowo w 2004 r. wystąpił przejściowy szok cenowy na rynku mięsa, w związku z wejściem do UE. Zaznaczam, że przełożyło się to na zyskowność, a nie na sprzedaż, która rosła w tym czasie średnio o 34 proc. W 2005 r. pokazaliśmy, że spółka potrafi zarabiać pomimo inwestycji, tym razem na Białorusi.

Waszym kluczowym odbiorcą jest największa sieć dyskontowa, która ma niemal 20-procentowy udział w waszej sprzedaży. Nie za dużo?

Z tą siecią łączą nas długotrwałe relacje. Jest to największa sieć w Polsce, a my jesteśmy mocno obecni w tym nowoczesnym kanale sprzedaży, więc struktura naszej sprzedaży odzwierciedla sytuację na rynku. Uważam, że to nie jest ryzyko, tylko pewność, że nasze zyski mają zdrowe fundamenty.

Spółka ma rozdrobniony akcjonariat. Czy myślicie o inwestorze branżowym?

Dotychczasowi udziałowcy, osoby fizyczne, prowadzą ze sobą interesy od wielu lat. Poza Mispolem zakładali chociażby sieć BOS [łączy się obecnie z giełdowym Eldorado — przyp. red.]. Ten akcjonariat jest więc tylko z pozoru rozdrobniony. A inwestor branżowy? Kiedy umocnimy pozycję, niewykluczone, że zainteresuje się spółką jakiś zachodni koncern. Nie przewidujemy obecnie sprzedaży firmy, ale oczywiście to kwestia ceny.

Jaką rentowność netto ma osiągać Mispol?

Powyżej 10 proc. rocznie.