Wartość kruszcu nie stanowi zwykle głównego czynnika decydującego o cenie kolekcjonerskiego numizmatu, a jeśli już, to na pewno nie działa w pojedynkę. Metal szlachetny podnosi stawkę razem z rzadkością w odbiegu, stanem zachowania, urodą wybitego przedstawienia i paroma innymi parametrami, nie wyłączając popytu w danym kraju. Z utartej reguły trochę wyłamuje się 50-dolarówka z połowy XIX w., bo wszystkie wymienione czynniki mają spore znaczenie, ale prym zdecydowanie wiedzie kruszec pozyskany w ramach słynnej gorączki złota w Kalifornii. Żeby nowo odkrytym surowcem można było handlować, musiały od razu powstać jakieś prywatne mennice, a z czasem urząd probierczy, który ustanowił, że limitem rozmiaru monety zostanie 50 USD. Z dzisiejszą wartością nie ma to wiele wspólnego, bo w katalogu wrześniowej aukcji w Bonhams spodziewana cena ciężkiej monety dochodzi do równowartości 95 tys. zł — jeśli jednak inwestor planowałby ją internetowo licytować, musi pamiętać, że polski rynek zbytu może się okazać trochę za mało obyty. Bardzo rzadki egzemplarz nie może się jednak nie sprawdzić w roli lokaty, bo nawet jeśli kalifornijska gorączka utraciłaby w jakiś nadprzyrodzony sposób swoją legendę, zawsze pozostają jakość przedstawienia i stan zachowania — czyli ładność orła wybitego z tarczą i wstęgą oraz obecność wszystkich ośmiu rogów. Jak zapewnia dom aukcyjny, moneta oferowana jest wraz z rozluźniającą atmosferę kopertą, która informuje inwestora, że cenny numizmat został podarowany jakiemuś Jonathanowi przez wujka Allena.
