Morscy farmerzy zaczynają odliczać

Michalina SzczepańskaMichalina Szczepańska
opublikowano: 2012-02-20 00:00

Przed końcem lutego resort transportu wyda pierwsze decyzje lokalizacyjne dla wiatrowych inwestycji offshore

Już 32 wnioski o lokalizację na Bałtyku sztucznych wysp pod farmy wiatrowe czekają na rozpatrzenie przez Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej (MTBiGM). Cierpliwość inwestorów zainteresowanych realizacją takich projektów wkrótce zostanie nagrodzona.

— Około 29 lutego można spodziewać się pierwszych pozwoleń na wznoszenie i wykorzystywanie sztucznych wysp, konstrukcji i urządzeń na polskich wodach Bałtyku — zapowiada Anna Wypych-Namiotko, podsekretarz stanu w MTBiGM.

To dobra wiadomość m.in. dla Polskiej Grupy Energetycznej (PGE) — jej apetyt na morskie inwestycje jest największy wśród firm, które pochwaliły się planami w zakresie offshore.

Krajowy gigant stara się o trzy wyspy. Chce zbudować na Bałtyku farmy o łącznej mocy nawet 3500 MW. Szeroko zakrojone wiatrowe plany ma także Jan Kulczyk, jeden z najbogatszych Polaków. Jego trzy wnioski złożone w MTBiGM opiewają co najmniej na 1800 MW. Kolejne dwa złożyła belgijska firma DEME. Wśród potencjalnych bałtyckich inwestorów są też hiszpańska Iberdrola, Generpol (ze szwajcarskim udziałowcem Energy Federation),

który — według nieoficjalnych informacji — stara się o siedem miejsc, Orlen planujący budowę dwóch farm o łącznej mocy do 2000 MW i Energetyka Polska z Krakowa, która prawdopodobnie złożyła trzy wnioski.

Nie wszystkich starających się o decyzje lokalizacyjne resort transportu zdołał zidentyfikować, a tym bardziej ocenić wiarygodność finansową inwestorów. Na to przyjdzie czas w kolejnym etapie postępowania, kiedy chętni będą musieli zapłacić za wydanie pozwolenia. W grę wchodzą niebagatelne kwoty, bo aż 1 proc. szacunkowej wartości inwestycji.

Dla przykładu morskie projekty PGE, przy obecnych kosztach technologii, można wycenić nawet na 45 mld zł. Plany dotyczą jednak dość odległej przyszłości — grupa chce mieć pierwszy 1000 MW dopiero w 2020 r. Do tego czasu technologia prawdopodobnie stanieje.

Mimo to opłata za pozwolenie w przypadku PGE może być liczona nawet na setki milionów złotych. Dla niektórych inwestorów opłacenie decyzji będzie z pewnością niełatwym testem możliwości finansowych i determinacji, by zrealizować inwestycję. Ci, którzy dostaną zgodę, będą mieli sześć lat na uzyskanie pozwolenia na budowę. W ciągu następnych trzech lat muszą rozpocząć realizację, a kolejnych pięciu — zacząć produkcję prądu w morskich farmach.

W przypadku przekroczenia któregokolwiek z terminów ministerstwo unieważni decyzję, a opłata przepadnie. Niewykluczone więc, że niektórzy wnioskodawcy zrezygnują zawczasu.

— Na podstawie niektórych aplikacji trudno zidentyfikować inwestorów, bo wnioski składają za pośrednictwem spółek celowych. Niektóre robią wrażenie próby zarezerwowania obszarów morskich — bez zamiaru realizacji konkretnych inwestycji przez wnioskodawcę.

Może to dotyczyć nawet połowy wniosków. Ale jeśli są poprawne pod względem formalnym, opiniujące je resorty nie zgłoszą zastrzeżeń ani nie wpłyną konkurencyjne wnioski dotyczące tych samychmiejsc, pozwolenia zostaną wydane — mówi Anna Wypych-Namiotko. Inwestorzy, którzy w lutym dostaną zgodę, będą mieli pełne ręce roboty.

— Czekają ich badania środowiskowe i badanie wietrzności, zapewnienie przyłączenia do sieci i decyzji środowiskowej, co może potrwać nawet cztery lata — tłumaczy Bogdan Gutkowski, prezes Polskiego Towarzystwa Morskiej Energetyki Wiatrowej (PTMEW).