Morskie wiatraki czekają na reguły gry

Magdalena GraniszewskaMagdalena Graniszewska
opublikowano: 2021-06-15 17:29

Wiceminister klimatu obawia się spekulacji na bałtyckich projektach wiatrowych, a wiceminister aktywów obiecuje, że port instalacyjny będzie na czas.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • Co wiceminister klimatu rozumie poprzez spekulację
  • Jak Orlen patrzy na harmonogram budowy portu w Gdyni
  • Ja przedstawiciele rządu widzą przyszłość wiatru na lądzie

Wiatrowa konferencja w Serocku, zorganizowana na fali pandemicznej odwilży przez Polskie Stowarzyszenie Energii Wiatrowej, wywołała dyskusje dotyczące przede wszystkim wiatru na morzu. Nic dziwnego, skoro trwają prace nad dwoma ważnymi dokumentami dla tej branży: umową sektorową oraz rozporządzenie przyznające nowe lokalizacje na Bałtyku.

- My, jako branża, oczekujemy nowych lokalizacji na Bałtyku – podkreślał Janusz Gajowiecki, prezes PSEW, reprezentującego inwestorów wiatrowych.

- Zrobimy wszystko, by morska energetyka się rozwijała – odpowiadał Ireneusz Zyska, wiceminister klimatu i środowiska, odpowiedzialny za OZE.

Kto się spodoba?

Branża czeka niecierpliwie na dokument dotyczący przyznania nowych lokalizacji, bo chętnych jest długa kolejka, a łączna wartość projektów tej drugiej „fali” będzie większa od pierwszej. Poza firmami państwowymi w kolejce stoją inwestorzy prywatni, m.in. Michał Sołowow, a także zagraniczni. Waży się to, wedle jakich kryteriów przyznawane będą lokalizacje. W zawoalowany sposób na temat kryteriów wypowiedział się w Serocku Ireneusz Zyska.

- Chcemy uniknąć działań spekulacyjnych, by nie blokować rozwoju wartościowych projektów. Chcemy budować siłę polskiej gospodarki, bo wiatr wieje w Polsce – mówił Ireneusz Zyska.

W pierwszej „fali” decyzji lokalizacyjnych spekulacja była dobrze widoczna. O ile np. Polenergia wyjątkowo sprawnie wzięła się za badania i pozyskiwanie pozwoleń, o tyle mniejsi gracze, często osoby fizyczne, nie robili nic i ostatecznie sprzedali lokalizacje. Takie aktywa nabyło m.in. niemieckie RWE czy portugalskie EDPR, czyli gracze duzi i pożądani. Sprzedający, nie robiąc nic, stracili jednak czas.

- Mamy ambicje mieć 1,7 GW w wietrze na morzu do 2030 r., więc czekamy na to rozporządzenie – mówi Anna Moskwa, prezes Baltic Power, czyli spółki z grupy państwowego PKN Orlen, który przygotowuje na razie na Bałtyku jeden projekt wiatrowy.

Orlen domaga się portu

Czas tymczasem goni. Polska energetyka potrzebuje morskiej energetyki wiatrowej, bo dominujący w naszym systemie węgiel jest coraz droższy i stwarza coraz więcej problemów. A energetyka wiatrowa potrzebuje portu instalacyjnego.

- Powstanie portu instalacyjnego w Polsce jest kluczowe z punktu widzenia tzw. local content – uważa Anna Moskwa.

Branża offshore jest ustawą obowiązana do maksymalizowania udziału polskich firm i produktów w łańcuchu wartości. Anna Moskwa uważa, że początkowo polscy inwestorzy podeszli do sprawy zbyt ambitnie i założyli zbyt wysoki udział local content. Będzie on mniejszy, ale port musi być. To zadanie dla rządu.

- Port w Gdyni będzie gotowy przed trzecim kwartałem 2024 r., bo wtedy będzie potrzebny inwestorom. Harmonogram jest napięty, ale potrafimy takich terminów dotrzymywać – mówi Zbigniew Gryglas, wiceminister aktywów państwowych.

Problem w tym, że Orlen podaje, że budowę swojej farmy chce rozpocząć w 2023 r. i wtedy będzie portu potrzebować. Jeśli go nie będzie, to projekt się opóźni i prąd z morza popłynie później.

Rząd miał złe założenia

Inwestorzy wiatrowi mają też ambitne plany budowy instalacji na lądzie, ale najpierw rząd musi znieść zasadę 10 h, blokującą niemal całkowicie nowe inwestycje w tym sektorze. Zasada 10h określa minimalną odległość instalacji od istniejących zabudowań, przez co terenów pod inwestycje w zasadzie nie ma.

Nadchodzi czas wiatru.
Nadchodzi czas wiatru.
Polityka Energetyczna Polski do 2040 r. zakłada rozwój w wietrze na morzu i stagnację w wietrze na lądzie. To drugie założenie jest do zmiany, co rząd przyznaje otwarcie.
fot. Eric Thayer/Bloomberg

Kryteriów nie spełniają nawet tereny pogórnicze, np. w Bełchatowie, gdzie PGE planuje w latach 30. zakończenie wydobycia i budowę OZE.

- Na pewno w 2023 r. trzeba będzie dokonać rewizji Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. (zakłada brak nowych mocy w wietrze na lądzie – red.). Przyjęliśmy w niej złe założenia, tymczasem opłacalność OZE sprawia, że zainteresowanie biznesu jest ogromne, jest nadpodaż pieniędzy na takie źródła – mówi Ireneusz Zyska.