„Puls Biznesu”: W grudniu z wielką pompą ruszyły dwa kable elektroenergetyczne, łączące Szwecję z Litwą i Litwę z Polską. Efekt jest taki, że dziś Litwa cieszy się z napływu tańszej energii ze Szwecji, a polscy wytwórcy, np. PGE i Tauron, na to samo narzekają. Coś źle poszło?

Aleksandras Spruogis, litewski wiceminister energetyki: Po pierwsze, pamiętajmy, że przepustowość LitPol Link to tylko 500 MW, a to oznacza, że wpływ tej energii na parametry polskiego rynku jest prawdopodobnie niewielki. Po drugie, jeśli mówimy o imporcie tańszej energii, to oznacza on przecież niższe ceny dla odbiorców. To chyba dobrze? Trzecia kwestia to, oczywiście, wpływ tej tańszej energii na polski sektor wytwarzania, ale na ten temat nie chciałbym się wypowiadać.
Wpływ jest taki, że import taniej energii dodatkowo obniża rentowność polskich elektrowni, które i tak już borykają się z konkurencją zielonych źródeł. Polski rząd zamierza elektrowniom pomóc rynkiem mocy. Macie na Litwie podobną dyskusję?
Mamy. Litwa jest w trakcie przeglądu strategii energetycznej, a efekty tego przeglądu zobaczymy do końca roku. Musimy podjąć decyzje co do tego, jaką ilość energii chcemy samodzielnie wytwarzać w kraju, a jaką ilość chcemy importować. Prawdopodobnie znajdziemy złoty środek, oparty na obu tych elementach. Na pewno chcemy, by krajowe wytwarzanie pokrywało zapotrzebowanie na energię ze strony odbiorców najbardziej wrażliwych. Nasza strategia musi też wziąć pod uwagę energetyczne dylematy Szwecji, która zamierza wyłączyć część bloków atomowych. Jeśli zdecydujemy, że potrzebujemy zwiększyć skalę krajowego wytwarzania, to staniemy przed wyborem technologii. I będzie to albo gaz, albo atom. Jeśli chodzi o atom, to nasz projekt w Wisagini jest już przygotowany, wymaga jedynie decyzji, że go uruchamiamy. Będziemy się rozglądać za partnerem do tej inwestycji. Wśród scenariuszy rysuje się m.in. pozyskanie partnera z Polski. Zwłaszcza że polski projekt atomowy jest mniej zaawansowany.
Chcecie dalej inwestować w połączenie elektroenergetyczne z Polską?
Tak, bo to dla nas jedyny sposób na uniezależnienie się od energetyki rosyjskiej i wejście w obszar energetyki europejskiej. Do 2020 r. LitPol Link zwiększy przepustowość do 1000 MW. Poza tym pracujemy nad synchronizacją. Z przyczyn historycznych nasz system elektroenergetyczny nadal jest zsynchronizowany z systemem rosyjskim. W praktyce oznacza to, że jego operatorem jest Moskwa. Jak być niezależnym politycznie, będąc zarazem zależnym od rosyjskiego operatora? Dlatego politycznym priorytetem Litwy jest odseparowanie się od systemu rosyjskiego i synchronizacja z Polską oraz resztą Europy. Potrzebna będzie do tego druga nitka LitPol Link i rozmawiamy o niej z polskimi kolegami.
Strona polska zauważa tymczasem, że to kosztowny projekt.
Owszem, ale pamiętajmy, że jest na liście unijnych projektów priorytetowych, więc może liczyć na dofinansowanie. Poza tym opłacalność nie jest jedynym wyznacznikiem tego projektu. Najważniejszym wyznacznikiem jest bezpieczeństwo dostaw oraz bezpieczeństwo geopolityczne. To polityczna inwestycja w niezależność.
Białoruś stawia Litwie pod bokiem elektrownię atomową, w Ostrowcu. Będziecie kupować produkowany przez nią prąd?
Przyglądamy się tej budowie pod kątem wymogów bezpieczeństwa. Niepokoi nas fakt, że Białorusini tak chętnie podkreślają, że będzie to najtańsza elektrownia atomowa na świecie. Jako że nie mamy możliwości powstrzymania tej inwestycji, zaprezentowaliśmy krajom naszego regionu kilka pomysłów na poradzenie sobie z białoruskim prądem. W grę wchodzi decyzja techniczna — zablokowanie importu, lub decyzja polityczna — o niekupowaniu prądu z tego kierunku. Ostatecznie wybierzemy pewnie coś pośrodku.
Podczas gdy Litwa inwestuje w elektroenergetyczne połączenia z Europą, Polska woli chronić swój rynek oparty na węglu. Mądre to?
Nasze kraje są nieporównywalne pod względem energetycznym. Polska ma węgiel, a my nie mamy żadnych paliw kopalnych. Import stanowi dziś ponad 70 proc. litewskiego zużycia prądu, a przepustowość naszych połączeń jest nawet większa i przekracza 100 proc. zużycia. Krajowa produkcja prądu zaspokaja 30 proc. popytu i opiera się głównie na kogeneracji, wietrze i słońcu. Zdajemy sobie sprawę z tego, że najwyższy poziom bezpieczeństwa energetycznego mają ci, którzy 100 proc. zapotrzebowania zaspokajają samodzielnie. Ale to kosztuje.
Jakie korzyści dało Litwie uruchomienie terminalu LNG w Kłajpedzie w 2014 r.?
W tym roku, po raz pierwszy w historii, kupimy więcej gazu z morza niż z rury. O korzyściach niech zaś świadczy to, że po uruchomieniu terminalu ceny ciepła dla odbiorców końcowych [Litwa używa gazu do produkcji ciepła — red.] spadły o 40 proc. To dowód na to, że ceny oferowane nam wcześniej przez Gazprom miały wymiar wyłącznie polityczny. Gazprom próbował zresztą wpłynąć na budowę terminalu — proponował zniżkę w zamian za zatrzymanie inwestycji. Ta polityczna rola Gazpromu sprawia, że sprzeciwiamy się planom budowy Nord Stream 2. Ten gazociąg jest zagrożeniem dla naszego regionu, bo nie zaowocuje prawdziwą dywersyfikacją dostaw gazu.
W ciągu dwóch-trzech tygodni ruszy pierwszy polski terminal LNG, w Świnoujściu. Pomoże Kłajpedzie czy zaszkodzi?
Na pewno nie będzie konkurencją, bo odległość pomiędzy terminalami jest wystarczająco duża. Rysuje się natomiast możliwość współpracy — moglibyśmy wspólnie udostępniać zdolności regazyfikacyjne. Poza tym gaz z Kłajpedy mógłby płynąć przez Polskę na Ukrainę. Do tego jednak potrzebny jest polsko-litewski interkonektor gazowy, nad którym wspólnie pracujemy.
Rozmowę przeprowadziła Magdalena Graniszewska w trakcie Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach