Muzyka dance zdobywa rynek

Magdalena Kozmana
opublikowano: 1998-10-06 00:00

Muzyka dance zdobywa rynek

Wielcy potentaci rynku fonograficznego spotykają się z nową konkurencją w Europie. Niezależne wytwórnie rozwijają sie coraz lepiej —głównie dzięki muzyce dance.

Powstające jak grzyby po deszczu niezależne wytwórnie płytowe budują swój sukces na muzyce dotąd traktowanej jako marginesowa. Dance — tym terminem zwykło się określać każde mocne elektroniczne brzmienie — oraz muzyka światowa (world) do niedawna były traktowane po macoszemu przez światowych potentatów muzycznych.

Tymczasem, jak podaje „The Wall Street Journal EuropeŐŐ, udział dance w rynku europejskim nieustannie rośnie — z 5 proc. w 1991 roku do ponad 10 proc. obecnie. Nic więc dziwnego, że tacy giganci, jak PolyGram NV, EMI Group PLC czy Sony Corporation, prześcigają się w tworzeniu joint ventures z niezależnymi wytwórniami, które odniosły sukces na rynku.

Jedną z takich wytwórni we Francji jest Musisoft — stworzona przez Henriego De Bodinat, dawnego prezesa Sony Music France. Wydał on ponad 40 mln franków (25 mln zł), kupując Sonodic — największego francuskiego producenta muzyki światowej, oraz dwa zagraniczne studia nagrań muzyki techno — holenderski PLS i brytyjski Newhurst. W planach ma zakup wytwórni w Miami i Nowym Jorku, lansujących muzykę latynoską. Prezes Virgin Music France, Patric, Zelnic, także opuścił w tym roku firmę i stworzył własną wytwórnię Naive, szybko rozrastającą się — w lecie nabyła ona Auvidis, niezależnego muzycznego producenta i dystrybutora we Francji. Nowe wytwórnie, w przeciwieństwie do fonograficznych gigantów, są bardziej elastyczne, szybko reagują na nowe trendy na rynku — stąd bierze się ich sukces.

DJ biznesmenem

Sukces jest zapewniony, gdy płyta ukazuje się w nakładzie większym niż 100 tys. egzemplarzy. Poniżej tego poziomu wielkim wytwórniom nie opłaca się angażować w takie projekty. Na rynku płytowym można zaistnieć, gdy nakład przekracza 10 tys. — małe wytwórnie mają więc duże pole do zagospodarowania. Nie potrzeba do tego nawet dużych pieniędzy — najprostszą metodą można wydać płytę już za 2500 dolarów (9 tys. zł). Coraz częściej za produkcję biorą się disc jockeye, specjaliści od muzyki dance i techno. Wydane przez siebie albumy (są to najczęściej single) puszczają kilkakrotnie w dyskotekach, zdobywając w ten sposób słuchaczy i nabywców. Najlepsi sprzedają nawet do miliona kopii.

Niemiecki DJ WestBam rozpoczął nagrywanie płyt we własnym mieszkaniu, zaadaptowanym na studio kosztem 10 tys marek (21 tys. zł). W tym roku wraz z przyjaciółmi wypuścił nagranie „Monkey Say Monkey DoŐŐ, które sprzedało się w zawrotnej liczbie 40 tys. egzemplarzy. Jego wytwórnia Low Spirit została szybko zasypana propozycjami ze strony wielkich producentów i ostatecznie zawarła układ z BMG. Low Spirit pozostał częściowo niezależny — wypuszcza własne albumy, zaś BMG wybiera z nich te, które chce wydać w większym nakładzie (ponad 100 tys.). Wielkie wytwórnie nie podejmują ryzyka —zamiast odkrywać nowych wykonawców, wolą ich kupić wraz z producentem.

Music on line

Inną tanią metodą popularyzacji nowego brzmienia może stać się wkrótce Internet. Zamiast wydawać fortunę na akcję promocyjną i tworzenie sieci dystrybucyjnej, niezależni wytwórcy postawili na handel za pomocą sieci komputerowej. Międzynarodowa Federacja Przemysłu Fonograficznego przewiduje, że do 2002 roku sprzedaż poprzez Internet będzie stanowiła 15 proc. całych muzycznych obrotów.