Iluzjonista Y ma zaledwie 28 lat, a już od dziesięciu prezentuje swoje umiejętności przed prezesami największych firm w Polsce. W swoim programie telewizyjnym czaruje gwiazdy polskiego show-biznesu, a na YouTubie zaskakuje artystów światowego formatu.
W domu rodziców Iluzjonisty Y, państwa Dzięgielewskich — najpierw w Węgorzewie, potem w Trójmieście — zawsze była ciekawość. Zagadki, łamigłówki, gry umysłowe, dygresja goniąca dygresję. Kwestionowano wszystko i wszystkich. Telewizyjne show Davida Copperfielda nie było zwykłą rozrywką, lecz zachętą do rozpracowywania algorytmów wykorzystywanych przez słynnego iluzjonistę. Przyszły magik zetknął się z iluzją, gdy był jeszcze brzdącem. Zobaczył, jak tata teleportuje kartę przez gazetę. Oczarowało go to.



— To był jedyny efekt magiczny, który tata potrafił zrobić. Tak mi się spodobał, że pokazał mi go drugi i trzeci raz, czego akurat nie powinien robić, bo w ten sposób można rozgryźć, jak to działa. W końcu wytłumaczył mi, na czym polega sekret. Byłem zawiedziony, że to nie jest magia — wspomina Iluzjonista Y.
Metoda na iluzję
Jako nastolatek zamykał się w pokoju i obsesyjnie uczył sztuki iluzji z internetu i książek. Wymyślał i rozgryzał iluzje z kartami. Był zafascynowany tematyką oszukiwania w grach karcianych. Nie było mu łatwo, bo porządne karty czy rekwizyty nie były powszechnie dostępne w Polsce. Zresztą historia iluzji w naszym kraju — jak twierdzi magik — to wielka biała plama.
— Za granicą teatry iluzji dobrze prosperują, a magicy występują na największych scenach. Na przykład cztery tysiące osób przychodzi do londyńskiego Palace Theatre, by zobaczyć na żywo występy Derrena Browna. W Polsce tego nie ma. Ustrój komunistyczny zepchnął sztukę iluzji, tak jak wiele innych sztuk performatywnych, do poziomu tandetnej zabawy. Długo nie mieliśmy żadnych wzorców — ubolewa Iluzjonista Y.
Gdy miał 18 lat, wydrukował sobie 100 wizytówek iluzjonisty. Jeden kartonik trafił do pewnej agencji eventowej. Pojawiło się pierwsze zlecenie, od razu skok na głęboką wodę — show podczas korporacyjnej imprezy.
— Gdy wróciłem ze szkoły, wziąłem cztery talie kart i pojechałem na ten event. Chodząc od stolika do stolika, pokazywałem iluzję z kartami pracownikom firmy. Zarobiłem wtedy 500 złotych. I przy okazji poznałem pierwsze mechanizmy biznesowe, bo menedżer imprezy powiedział klientom, że zazwyczaj biorę tysiąc złotych, ale ponieważ właśnie wracam z innego występu, mogę obniżyć cenę. A ja nawet nie myślałem o pieniądzach — opowiada ze śmiechem przedsiębiorca. Wymyślił sobie, że gdy skończy studia, w weekendy będzie dorabiał jako iluzjonista do pensji informatyka, którym jednak nie został. Dziś, mając 28 lat, podczas jednego występu zarabia tyle, ile programista w miesiąc. Jego kanał na YouTubie powoli dobija do miliona subskrybentów, sprzedał kilkanaście tysięcy talii kart, które sam zaprojektował, a w 2017 r. wydał pierwszą książkę. Zawodowe inspiracje?
— Chciałbym być mieszanką Derrena Browna i Davida Blaine’a, tylko z lepszą fryzurą. Zresztą miałem okazję powiedzieć o tym obu panom, co ich bardzo rozśmieszyło — mówi Iluzjonista Y. Swój biznesplan przemyślał na samym początku. Z grubsza.
— Nie wierzę w długofalową strategię przy dzisiejszym tempie zmian, zwłaszcza wywołanych przez technologię — twierdzi przedsiębiorca.
Pierwszą pięcioletnią strategię zapisał jednak na kartce papieru i schował do koperty. Były na niej dwa punkty: zostać najpopularniejszym iluzjonistą w kraju i mieć swój program w TV.
— Po pięciu latach osiągnąłem wszystko, co założyłem. Jeśli ktoś wizualizuje sobie to, co wymyślił, czyli dokładnie opisuje, jak ma to wyglądać, dostrzega więcej zmiennych i może lepiej sobie wyobrazić drogę do osiągnięcia celu — uważa biznesmen.
Technika i psychologia
Jako student Politechniki Gdańskiej na kierunku matematyki stosowanej regularnie występował w roli iluzjonisty na branżowych imprezach. Dużo praktyki zdobył też na uczelni, choć w dość niekonwencjonalny sposób.
— Koledzy z roku uwielbiali magię. Codziennie musiałem wymyślać dla nich nową iluzję. Przed weekendem wybierali najlepszy „efekt tygodnia”. Te występy okazały się świetną praktyką. Gdy założyłem kanał na YouTubie i co tydzień musiałem wymyślać jakąś iluzję, po treningu na uczelni przychodziło mi to z łatwością — twierdzi Iluzjonista Y.
W końcu jednak pasja zdominowała jego życie, rzucił studia i wyjechał do Warszawy. Zapisał się do studium teatralnego, by rozwinąć umiejętności sceniczne.
— Myślenie logiczne to podstawa tworzenia iluzji, ale bez umiejętności aktorskich nie da się dobrze występować na scenie. Jeżeli iluzja ma aspirować do miana sztuki, to musi czerpać z teatru, wzbudzać emocje, nieść przekaz. To w połączeniu z wieloma godzinami pracy nad wymyślaniem efektów magicznych specjalnie pod event lub dla gwiazdy przed nagraniem robi ogromne wrażenie na widzach, ale pozbawia mnie wolnego czasu. Na przykład gdy nagrywam iluzję ze znaną osobą, chcę poznać jak najwięcej szczegółów. Trzeba więc wyszperać i przeczytać masę artykułów, obejrzeć wiele wywiadów, czasem nagrywanych lata temu. Chcę poznać sposób myślenia tej osoby, wzorce w jej zachowaniu, być gotowym na wszystko, by doprowadzić do silnych emocji, które gwiazda zapamięta do końca życia — mówi magik.
Publiczność w korporacjach też nie jest łatwa. Kiedyś prezentował magię przez kadrą zarządzającą dużej spółki skarbu państwa. Dopiero co zaczął występ, a jeden z gości już się śmiał.
— Wiem, że taki heckler — w żargonie komików to osoba, która próbuje aktywnie przeszkodzić w występie — popsuje pokaz reszcie publiczności. Co robić? Muszę szybko złapać z nim kontakt, pokazać, kto dowodzi. Jeśli pozwolę sobie wejść na głowę — nici z dobrego show. Po tym pokazie kilku dyrektorów posadziło mnie obok siebie. Byli zdziwieni, że taki młody chłopak — miałem wówczas 19 lat, choć wyglądałem 17-latka — może być tak pewny siebie. A ja byłem nieśmiałym nastolatkiem, który bał się zagadać do dziewczyny. Musiałem mocno pracować nad pewnością siebie — twierdzi Iluzjonista Y.
Dziś obok występów korporacyjnych, podczas których błyskawicznie odgaduje PIN-y do bankowych kart prezesów, czy ściąga zegarki o wartości nierzadko przekraczającej 100 tys. zł, opowiada również historie motywacyjne pracownikom firm. Bez żadnego wahania i tremy w głosie.
Nowe media
Jego kariera w mediach zaczęła się w 2012 r., gdy doszedł do półfinałów w programie TVN „Mam Talent”. Rozpędu nabrała niedługo po programie, gdy zaczął budować kanał na YouTubie. Pierwszych osiem odcinków wyświetlono 2 mln razy. Kanał się rozrastał. Latem 2014 r., gdy miał już około 70 tys. subskrypcji, zaczęli się pojawiać pierwsi klienci biznesowi.
— W założeniach mojej kariery iluzjonistycznej nawet nie przypuszczałem, że będę zarabiał na reklamach czy product placemencie w internecie. Po prostu załapałem się na ten trend, tak jak w ubiegłym roku trafiłem na rosnącą falę TikToka [aplikacja mobilna umożliwiająca tworzenie i udostępnianie bardzo krótkich materiałów wideo — red.], gdzie mam już około 430 tys. followersów. Dziś nie zamierzam żadnego trendu odpuścić — deklaruje iluzjonista.
Po wielu latach prowadzenia kanału na YouTubie, stworzeniu autorskiego programu „Magia Y” dla TVN Style, współpracy z największymi firmami podczas eventów i w reklamie (w tym globalna kampania dla Coca-Coli) postanowił zawalczyć o pozycję w światowym internecie, zmieniając język swojego kanału na angielski. Za granicą najwięcej subskrybentów ma w Wielkiej Brytanii i USA. W geometrycznym postępie przybywa mu też widzów z Indii. Jednocześnie pracuje nad magicznym monodramatem — jednoosobowym spektaklem iluzjonistycznym, który chce wystawiać w całej Polsce w 2020 r. Przyznaje jednak, że pod tym względem polski rynek jest trudny.
— Teatry są zapełnione, ale na deskach grane są pewniaki. Variete w Polsce praktycznie nie ma. Na szczęście mam możliwości promocji w mediach społecznościowych, więc ze znalezieniem widzów nie powinno być problemu — uważa iluzjonista.
Spółka Magic of Y, której jest współwłaścicielem, stawia również na e-commerce. Sprzedaje zaprojektowane przez siebie talie kart i inne magiczne gadżety, a także odzież marki Y. By wydać swoją własną edycję kart do gry w legendarnej fabryce United States Playing Card Company, Iluzjonista Y przeprowadził akcję crowdfundingową na swoim kanale na YouTubie. Wyliczył, że potrzebuje 38 tys. zł. Zebrał 62 tys. zł, a w kolejnych edycjach prawie po 300 tys. zł. Wydał w ten sposób sześć talii kart, zbierając z przedsprzedaży w crowdfoundingu aż 660 tys. zł. Teraz przymierza się do kolejnej edycji.
— Jeszcze kilka lat temu rynek kart luksusowych w naszym kraju nie istniał. Popyt na eleganckie karty do gry z wyższej półki musieliśmy stworzyć, choć do projektu byłem pozytywnie nastawiony, obserwując zagraniczne trendy. Kolekcjonowanie rzeczy limitowanych robi się coraz popularniejsze. Rynek przedmiotów kolekcjonerskich jest szacowany na 200 miliardów dolarów. Jako firma chcieliśmy uszczknąć skromny kawałek tego ogromnego tortu — deklaruje przedsiębiorca.
W domu ma ponad tysiąc różnych talii kart.
— To przyjemny przedmiot do kolekcjonowania, nie zajmuje dużo miejsca. Kiedy przestałem zbierać talie, schedę przejęła po mnie żona i dalej je kolekcjonuje. Ja jestem już tylko kustoszem tej kolekcji — śmieje się iluzjonista.
W sidłach sukcesu
Prowadzone po występach rozmowy z menedżerami i dyrektorami firm stały się zalążkiem nowego projektu — książki o tytule „13 kroków, by stać się magicznym”. Ukazała się w 2017 r.
— Opisałem w niej wartości, które doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem. Na ma tam przykładów iluzji. Jest za to iluzjonistyczny lifestyle. Bo każda iluzja ma logiczne wytłumaczenie, nawet jeśli wygląda na niemożliwą. Jeśli coś, co wydaje się niemożliwe, można stworzyć za pomocą logicznych rozwiązań, można to przełożyć na wszystko, na całe nasze życie, na biznes — ujawnia magik.
Oczywiście trudne momenty są zawsze. Pozostaje pytanie, co z nimi zrobimy.
— Osoby, które prowadzą kanały na YouTubie, często bardzo źle znoszą, gdy na platformie pojawia się ktoś nowy, wrzuca kontrowersyjne treści i ma o wiele więcej wyświetleń. Żeby w takiej sytuacji nie paść ofiarą samego siebie, trzeba się opanować, próbować wyciągnąć z tego coś pożytecznego — tłumaczy Iluzjonista Y.
Przekonał się, że niszczycielską moc mają również ekspresowa sława i duży pieniądz — gdy świętował swoje pierwsze ćwierćwiecze, miał stany depresyjne, bo zdążył już osiągnąć to, czego pragnął. Nie było więc o co walczyć. Tracił motywację.
— Musiałem ustawić sobie nowe cele, nowe plany. Zacząłem przyspieszać. I tak podczas ucieczki przed depresją umocniła się ciemna strona mojego charakteru — ambicja. Zamiast cieszyć się z czegoś, co się udało, zatrzymać się choćby na chwilę, pędzę dalej. Teraz tyle się dzieje, że nawet nie mam czasu uczcić kolejnych sukcesów lampką szampana z moim menedżerem — mówi przedsiębiorca.
Gdy myśli o przyszłości, widzi się tylko w jednej roli: iluzjonisty.
— Ale nie chcę być najlepszy na świecie, bo znowu wpadłbym w depresję, chyba że zaczniemy kolonizować inne planety, wtedy mógłbym ustanowić sobie nowe cele — żartuje magik.
Podpis: Dorota Kaczyńska