Od maja 2020 r. stopa referencyjna w Polsce utrzymywana jest na rekordowo niskim poziomie 0,1 proc. Tymczasem inflacja przyspiesza - we wrześniu ceny były średnio o 5,8 proc. wyższe niż rok wcześniej. To najwyższy wynik od ponad 20 lat, co budzi niepokój byłych prezesów NBP i członków RPP, którzy wyrazili swoją krytykę w liście otwartym.
,,Ta niekorzystna zmiana nie nastąpiła z dnia na dzień. Inflacja od ponad dwóch lat przekracza cel inflacyjny z krótkimi jednomiesięcznymi przerwami. Zmienność koniunktury rośnie od czterech lat. Realne oprocentowanie depozytów jest niemal nieprzerwanie ujemne od prawie pięciu lat” - czytamy w komunikacie, który podpisali m.in. Leszek Balcerowicz, Marek Belka i Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Szóstka z przodu pewna
Wysoka inflacja jest efektem kilku czynników, w tym pandemii, która wpłynęła na odroczenie i skumulowanie popytu konsumpcyjnego po lockdownie.
– Na to nałożył się silny impuls fiskalny i monetarny, dzięki którym zarówno polska, jak i światowa gospodarka przeszły łagodnie przez kryzys. Wsparcie pozwoliło gospodarce szybko się odbić, ale stymulowany popyt spotkał się z ograniczeniami ze strony podaży. Teraz musimy zapłacić za to cenę w postaci inflacji - tłumaczy Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.
Jego zdaniem przestrzeń do wzrostu inflacji wynika także z tego, że firmy przerzucają wyższe ceny produkcji na konsumentów, którzy mimo to chcą i mają za co kupować.
– W październiku inflacja z szóstką z przodu jest właściwie przesądzona, ze względu na wzrost cen surowców energetycznych. W zależności od tego, jak będą się kształtować w grudniu, inflacja może sięgnąć nawet 7 proc. - dodaje Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego.
Ubożsi bardziej narażeni
Byli prezesi NBP i członkowie RPP przytaczają koszty wysokiej inflacji i apelują do Rady, aby powróciła do dbania o wartość złotego. Wśród argumentów za przeciwdziałaniu jej wzrostowi wymieniają trudności w ocenie tego, co warto produkować.
,,Niepewność wywołana inflacją może skłonić część przedsiębiorstw do odłożenia inwestycji. Inne firmy, podejmując decyzje o inwestowaniu, mogą popełniać więcej błędów niż w warunkach stabilnego poziomu cen” - czytamy w liście.
– Oczekiwania co do odbicia inwestycji po pandemii były znacznie wyższe niż ich obecny poziom. Przedsiębiorstwa od miesięcy żyją w warunkach dużej niepewności, a przyspieszająca inflacja i rekordowo niskie stopy, które będą musiały wzrosnąć, dodatkowo ją wzmacniają i ograniczają wydatki na inwestycje - komentuje Monika Kurtek.
Autorzy listu przypominają także, że inflacja stanowi nieformalny, bo nie uchwalany przez parlament, podatek od gotówki i oszczędności w bankach, na którym najwięcej tracą słabsze grupy społeczne.
,,Podatek inflacyjny jest szczególnie dotkliwy dla ludzi mniej zamożnych, gdyż mają oni bardziej ograniczone możliwości, niż osoby bogate, zabezpieczenia się przed nim.” - czytamy.
– Osoby, które mają więcej oszczędności, są w stanie uratować je przed utratą wartości lokując je w innych dobrach, np. nieruchomościach. Między innymi stąd wynika wysoki popyt na rynku mieszkań. Osoby mające mniej na kontach nie mają takiej możliwości - tłumaczy Monika Kurtek.
Ponadto inflacja może zwiększać pośrednio inne ciężary podatkowe a także zmusza ludzi do ponoszenia zbędnych wydatków, w tym na poszukiwanie źródeł zakupów, gdzie ceny jeszcze nie wzrosły.

Pora zaciskać pasa
Byli prezesi NBP i członkowie RPP apelują, że Rada nie może dłużej odwlekać zmian w polityce pieniężnej.
,,Z projekcji NBP wynika, że w horyzoncie, w którym się ją sporządza, tj. do końca 2023 r., inflacja nie powróci do celu inflacyjnego, który wynosi 2,5 proc., bez zmian w polityce pieniężnej.” - czytamy w liście.
W ich ocenie dalsza zwłoka byłaby sprzeczna z prawem.
,,Im do wyższej inflacji dopuści, tym większe będą koszty nie tylko samej inflacji, ale i jej tłumienia. Dalsza zwłoka byłaby sprzeniewierzeniem się podstawowemu celowi banku centralnego. Łamana byłaby zarówno Konstytucja, jak i ustawa o NBP” - zaznaczają autorzy komunikatu.
Główni ekonomiści bankowi również nie widzą powodów, dla których stopy procentowe nie miałby zostać podniesione.
– RPP tłumaczy swoją politykę dużą niepewnością w związku z ryzykiem kolejnej fali pandemii. Po trzech falach wiemy już jednak, że gospodarka nie reaguje już tak silnie na wzrost zachorowań jak wiosną 2020 r. - mówi Monika Kurtek.
Jej zdaniem to najwyższy czas, aby zacząć zaciskanie pasa w polityce monetarnej. Robią to już nasi sąsiedzi. Czeski bank centralny podniósł oprocentowanie już trzykrotnie, a we wrześniu powyżej przewidywań - o 0,75 zamiast o 0,5 pkt proc.
– Węgrzy i Czesi przystąpili już do podwyżek, a my czekamy nie do końca wiadomo na co. Łagodne i rozciągnięte w czasie podwyżki w okolicach 15-25 pkt proc. nie będą bolesne. Jeśli jednak będziemy za długo zwlekać, konieczna będzie drastyczna reakcja, która doprowadzi m.in. do szybkich podwyżek rat kredytów - tłumaczy Monika Kurtek.
Grzegorz Maliszewski zwraca także uwagę na sposób komunikacji i zarządzanie oczekiwaniami inflacyjnymi przez Radę.
– Obawy przed wysoką inflacją przekładają się na wyższe żądania płacowe. Rada niekoniecznie musi podnosić stopy, aby wpływać na oczekiwania inflacyjne - można to osiągnąć odpowiednią komunikacją. Tłumaczenie inflacji czynnikami zewnętrznymi, znajdującymi się poza kontrolą NBP, jest dużym skrótem myślowym. Polityka NBP, która jest obecnie bardzo łagodna, potęguje skutki ograniczeń podażowych - mówi Grzegorz Maliszewski.
