Doświadczeni inwestorzy giełdowi nie mają złudzeń. Samo dobranie spółek z warszawskiego parkietu to dopiero pierwszy krok w budowie portfela inwestycyjnego. Choć w kilkuletniej perspektywie to właśnie akcje zwykle przynoszą najwyższe stopy zwrotu, to jednak w krótkim i średnim terminie mogą się okazać bardzo ryzykowne. Dlatego w każdym portfelu — obok akcji — potrzeba drugiej, bezpieczniejszej, nogi.



To, jak jest ona niezbędna, inwestorom zawsze przypominają okresy słabej koniunktury giełdowej. Najlepszym przykładem były wahania rynkowe z ostatnich kilkunastu miesięcy. Pogorszenie perspektyw giełdowych spółek zawsze odbija się w pierwszej kolejności na ich akcjonariuszach. Gdy zyski operacyjne są mniejsze, większa ich część idzie na obsługę zadłużenia. Właściciele obligacji otrzymują kupony, a banki — odsetki od kredytów. Niestety, właściciele akcji muszą się obejść smakiem.
Dywersyfikacja to podstawa
Jeszcze gorzej jest, gdy ciężar zadłużenia doprowadza spółkę do upadłości. Wtedy posiadacze akcji są brani pod uwagę w ostatniej kolejności przy likwidacji majątku. Skoro w okresie spowolnienia akcjonariusze ponoszą większe ryzyko, a zarabia kto inny, nic dziwnego, że ceny papierów znajdują się pod presją. W wielu przypadkach straty mogą być wręcz bardzo bolesne.
Na taką możliwość lepiej przygotować się zawczasu. Pierwszym krokiem jest utrzymywanie zdywersyfikowanego portfela akcji. Dlaczego to takie ważne? Żeby przetrwać bessę, trzeba być przygotowanym na każdą okoliczność. W naszym portfelu może znaleźć się spółka, która nie przetrwa okresu gospodarczego spowolnienia. Jeżeli jednak postawimy na więcej papierów, ryzyko, że któraś z firm upadnie, spada. Mimo to nie wystarczy, by zamiast dwóch spółek kupić akcje pięciu czy siedmiu.
Warto zadbać, by w portfelu znaleźli się przedstawiciele różnych branż. Oprócz papierów małych spółek — lepiej mieć także bezpieczniejsze akcje średnich i największych emitentów. Obok akcji z branż cyklicznych (surowce, budownictwo, przemysł czy banki) warto zainwestować w papiery spółek defensywnych (użyteczność publiczna, podstawowe dobra konsumpcyjne).
Bezpieczna noga
To wciąż jednak za mało. Do tak zbudowanego portfela akcji lepiej dodać drugą, bezpieczniejszą część. Wtedy będzie on w mniejszym stopniu podatny na krótkoterminowe wahania koniunktury. A to ważne nawet dla długodystansowych graczy.Każdemu może się zdarzyć, że nieoczekiwanie będzie potrzebował wcześniej wycofać część zainwestowanych pieniędzy. Jeżeli postawi na zrównoważony i stabilny portfel, nie będzie ryzykował konieczności sprzedaży mocno przecenionych akcji na samym dnie.
Co najlepiej nadaje się na drugą nogę portfela? Zasad jest kilka. Przede wszystkim musi to być płynna inwestycja. Choć ceny nieruchomości są bardziej stabilne niż notowania akcji, to jednak sprzedaż mieszkania trwa wiele miesięcy. Mało płynne są fundusze zamknięte, a zerwanie lokaty strukturyzowanej wiąże się z utratą całości zysków.
Dodatkowe inwestycje warto też rozważać w kontekście kształtu całego majątku. Jeżeli całość naszych inwestycji to aktywa krajowe, warto dla odmiany kupić fundusz zagraniczny. Jeżeli mamy już własne mieszkanie, kupno drugiego oznaczałoby jeszcze mocniejsze uzależnienie się od koniunktury na tym rynku.
Najważniejszym czynnikiem jest jednak to, by dodatkowe inwestycje skutecznie obniżały ponoszone przez nas ryzyko. Ryzyko związane z akcjami można zmniejszyć, nie tylko inwestując w najbezpieczniejsze lokaty. Często nawet lepszym wyjściem jest inwestycja w inne ryzykowne aktywa. Kluczem jest, by drożały głównie wtedy, gdy akcje spadają. Postanowiliśmy poszukać kandydatów stanowiących najlepsze dopełnienie inwestycji giełdowych. Oto lista 7 propozycji „PB”.
Co powinieneś mieć
1 Lokata
To najprostszy instrument, którego można użyć, by zmniejszyć ryzyko związane z portfelem akcji. Jego zaletą są pewne i stabilne zyski. W chudych latach pozwalają one do pewnego stopnia zrównoważyć giełdowe straty. Ceną prostoty i dostępności jest jednak pewne niedociągnięcie lokaty, widoczne w porównaniu z innymi propozycjami. Zyski są zawsze mniej więcej takie same, niezależnie, czy indeksy rosną, czy spadają. Optymalnym rozwiązaniem byłoby tymczasem, gdyby zyski były największe w czasie bessy. Jeżeli więc chcemy, by druga noga naszego portfela poruszała się w odwrotnym kierunku do nogi akcyjnej, skupmy się na obligacjach i inwestycjach denominowanych w bezpiecznych walutach — dolarze, jenie i franku szwajcarskim.
6,4% Tyle wynosi oprocentowanie najlepszej obecnie na rynku lokaty rocznej.
2 Fundusz rynku pieniężnego
To rozwiązanie zbliżone do lokat. Niestety, funduszy rynku pieniężnego z prawdziwego zdarzenia jest nad Wisłą jak na lekarstwo. Większość polskich funduszy pieniężnych i gotówkowych część portfela inwestuje w obligacje korporacyjne. Inwestowanie w nie może jednak wiązać się z większym ryzykiem niż założenie lokaty. Pokazały to przykłady funduszy Idea Premium i UniWibid, które poniosły straty wskutek kłopotów emitentów z branży budowlanej. Dodatkowo stopy zwrotu z obligacji korporacyjnych są w pewnym stopniu związane z zyskami notowanymi na giełdzie. Dlatego stanowią mniej atrakcyjne dopełnienie portfela akcji. Interesującym przykładem funduszu o dość konserwatywnej polityce jest SKOK Rynku Pieniężnego.
3 Obligacje skarbowe
Rynek obligacji skarbowych jest mało związany z koniunkturą giełdową. Te papiery zwykle korzystają na spowolnieniu gospodarczym. Przyczyną są obniżki stóp procentowych, którymi NBP próbuje ożywić gospodarkę. Powodują obniżenie rentowności papierów skarbowych, co przekłada się na wzrost ich cen.
4 Obligacje spółdzielcze i komunalne
Papiery banków spółdzielczych są nieco bardziej ryzykowne od obligacji skarbowych, jednak oferują wyższe rentowności (8-9 proc.). Podobnie jak te emitowane przez rząd, często zyskują wtedy, gdy akcje tracą na wartości. Łukasz Rosiński, dyrektor zarządzający w firmie inwestycyjnej Infinity8, poleca papiery banku BPS Warszawa, zapadające w 2018 r. Ich zaletą jest wysoka płynność i oprocentowanie sięgające 8,17 proc. Inną możliwością są obligacje emitowane przez miasta. Pod względem bezpieczeństwa dorównują obligacjom skarbowym. Niestety, w porównaniu ze spółdzielczymi są mniej płynne, a i rentowności nie są równie atrakcyjne. Dla inwestorów indywidualnych dostępne są papiery notowane na organizowanym przez GPW rynku Catalyst i sprzedawane przez resort skarbu (dystrybutorem jest PKO BP).
8,2% To oprocentowanie obligacji BPS Warszawa.
5 Lokata dolarowa
To jedna z dostępnych dla każdego inwestycji denominowanych w dolarze. Oprocentowanie takich lokat nie dorównuje oprocentowaniu lokat w złotych. Dla chcących oszczędzać wyłącznie na bankowym koncie nie są więc optymalną propozycją. Co innego dla inwestorów giełdowych. Wszystko przez odwrotną korelację notowań dolara z indeksami giełdowymi. Dzięki niej giełdowi gracze, którzy skorzystają z takiej możliwości, mają szanse na wysokie długoterminowe zyski przy znacznie zmniejszonym ryzyku strat. Warto poświęcić chwilę na wybór banku, w którym założymy lokatę. Oferty instytucji mogą się znacznie różnić. W przypadku lokat 12-miesięcznych na oprocentowanie powyżej 2 proc. możemy liczyć w Alior Banku, Getin Banku i Polbanku. Jak wynika z obliczeń „PB”, założony na początku 2010 r. portfel, złożony w połowie z indeksu WIG, a w połowie z lokaty dolarowej oprocentowanej na 2 proc., dał w dwa i pół roku zarobić 13 proc. W tym samym czasie WIG przyniósł zaledwie symboliczne zyski, a na dodatek notowania portfela złożonego wyłącznie z akcji podlegały znacznym wahaniom.
6 Fundusz obligacji dolarowych
Z dobrodziejstw odwrotnej korelacji indeksów giełdowych z dolarem pozwalają skorzystać otwarte fundusze obligacji dolarowych. Są mniej antycykliczne niż lokaty dolarowe, ale w długim okresie pozwalają osiągnąć wyższe zyski. To możliwe dzięki wysoko rentownym obligacjom korporacyjnym znajdującym się w ich portfelach. Mimo to zdecydowanie najwięcej można na nich zarobić, gdy koniunktura giełdowa nie rozpieszcza. W ciągu ostatnich 12 miesięcy najlepszy z polskich funduszy tej kategorii zyskał 27,3 proc. To osiągnięcie KBC Dolar.
27,3% Tyle przez rok zarobił fundusz KBC Dolar.
7 Fundusz akcji amerykańskich
Dywersyfikacja geograficzna potrafi zdziałać cuda. W czasie kryzysu warszawska giełda potrafi podążać w zupełnie innym kierunku niż Wall Street. Wszystko za sprawą dolara, w którym wyrażone są notowania amerykańskich spółek. Najlepszym przykładem są stopy zwrotu w okresie od lipca 2008 do lutego 2009 r., kiedy na rynkach szalał kryzys finansowy. Polskie akcje straciły wtedy 48 proc. wartości. Papiery amerykańskie w złotych dały jednak… zarobić! Zyski sięgnęły 22 proc. Wiele wskazuje, że po całej dekadzie marazmu Wall Street najgorsze ma już za sobą. Wyrażony w złotych indeks S&P500 (a takie stopy zwrotu interesują polskich inwestorów) znalazł się najwyżej od 10 lat. Fundusz Pioneer Akcji Amerykańskich w ciągu ostatnich 12 miesięcy zyskał na wartości 15,4 proc. W tym czasie WIG stracił 13,5 proc.