Bogdan Góralczyk: najtrudniejsze będą rozmowy o rolnictwie
NEGOCJACJE Z UNIĄ: W trakcie rozmów nasza transformacja systemowa nieuchronnie przejdzie w następny, nie mniej trudny, etap — modernizacji — mówi Bogdan Góralczyk. fot. Borys Skrzyński
Dziś, 10 listopada, rozpoczynają się negocjacje z Unią Europejską. Zwyczajowo otworzy je wspólna sesja ze wszystkimi — teraz sześcioma — państwami kandydującymi, ale później zaczną się negocjacje dwustronne, prowadzone z każdym kandydatem indywidualnie. Z całą pewnością nie będą to klasyczne negocjacje, stosunek sił jest nieporównywalny. To piętnastka dyktuje i będzie dyktować warunki.
ROZPOCZNIE SIĘ twardy bój, a tam, gdzie się nie uda uzgodnić stanowisk, wprowadzone zostaną okresy przejściowe. Sądząc po negocjacjach prowadzonych przez Hiszpanię, Portugalię i Grecję, udaje się czasem wynegocjować okresy przejściowe nawet na dziesięć lat (rolnictwo czy rybołówstwo).
W NASZYM PRZYPADKU najtrudniejsze będą rozmowy o rolnictwie i przemyśle spożywczym. Dziedziny te Unia obłożyła niemal setką różnych wskazań i dyrektyw,dotyczących nawet takich drobiazgów, jak sposoby pakowania towarów czy ich nazewnictwo i oznaczanie. Trudne również będą rozmowy w innych dziedzinach, mających w Unii specjalne uregulowania. Chodzi tu głównie o wyroby chemiczne, lekarstwa oraz samochody i inne pojazdy.
CZY JEST jakaś dziedzina, w której rozmowy będą łatwe? Raczej nie. Obecne, piąte już poszerzenie wspólnoty europejskiej, zwane poszerzeniem na Wschód, w powszechnej opinii będzie najtrudniejsze. Chodzi bowiem o państwa, z punktu widzenia Brukseli, peryferyjne, a nadto ubogie, co udokumentowano w programowej „Agendzie 2000”. Dochody państw kandydujących z naszego regionu (Cypr to odmienna kategoria) sięgają zaledwie jednej trzeciej przeciętnych dochodów w Unii. Jedynie maleńka Słowenia pozytywnie odstaje od pozostałych kandydatów.
ROZPOCZĘCIE ROZMÓW z Unią to dla Polski nie tylko wielka szansa i wyzwanie, ale też przyspieszenie wysiłków modernizacyjnych. W trakcie rozmów nasza transformacja systemowa nieuchronnie przejdzie w następny, nie mniej trudny, etap — modernizacji. Wiemy już, jakim kosztem odbywał się pierwszy etap transformacji; nie wiemy jeszcze, z czym wiąże się (przyspieszona) modernizacja. Będą znowu społeczne ofiary, będzie więc i społeczne niezadowolenie. Unia będzie nieubłagana. Ma doświadczenie, środki i siłę. Źle przygotowanego kandydata natychmiast odrzuci.
POLSKA JEST najponętniejszym, ale i najtrudniejszym z obecnych kandydatów. Mamy większą powierzchnię i większą liczbę ludności niż pozostała czwórka z naszego regionu razem wzięta. Na dodatek, jesteśmy w strategicznym punkcie kontynentu. To największy rynek, ale i — z punktu widzenia Brukseli — najtwardszy orzech do zgryzienia i największy ból głowy.
PROBLEM W TYM, że racje polityczne wcale w tym przypadku nie są najważniejsze. Chodzi o dopasowanie się dwóch odmiennych organizmów, dwóch nie przystających jeszcze do siebie struktur.
JAKO DOCELOWĄ datę zakończenia rozmów sugeruje się 1 stycznia 2003 roku, co wskazuje, że praktycznie moglibyśmy wejść do Unii najwcześniej w 2004 roku. Czy uda się nam? Trzeba przeogromnego wysiłku i mobilizacji. Polska staje przed cywilizacyjną szansą, porównywalną z przyjmowaniem chrześcijaństwa. Po raz pierwszy w dziejach otwiera się przed nami realna możliwość włączenia się do zachodniego systemu instytucjonalnego. Z peryferii przesuniemy się ku centrum.
TO ZNACZNIE więcej niż obrona zachodniego systemu wartości, który staraliśmy się zachować nawet w najbardziej tragicznych okresach naszych dziejów. Dzisiaj wartości trzeba przełożyć na konkretne interesy. Już nie etos się teraz liczy, ale fakty.
Bogdan Góralczyk jest politologiem, ekspertem Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego