Największą radość daje mi 60 sekund swobodnego spadania

Ewa Tyszko
opublikowano: 2023-09-08 14:45

Gdy dwa lata temu Tomasz Korościk po raz pierwszy skoczył w tandemie ze spadochronem, nie przypuszczał, że zaczyna przygodę życia. Dziś współwłaściciel i prezes łódzkiej drukarni Oltom ma na koncie 422 samodzielne skoki, a w kolekcji zdjęć niezwykłe widoki świata z góry.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Pierwsze pieniądze zarobił jako licealista w firmie… której jest dziś współwłaścicielem.

– 30 lat temu, w 1993 r., mój tata założył drukarnię. Był to biznes rozwijany organicznie i powoli. Kiedy skończyłem poligrafię na Politechnice Łódzkiej, od razu zacząłem tu regularną pracę. To były czasy, kiedy ludzie, tworząc firmy, wkładali w nie całe serce, a że nie mieli odpowiedniego wykształcenia, żeby zarządzać nimi w nowoczesny sposób, często drugie pokolenie decydowało się na ucieczkę od rodzinnego biznesu. U nas było inaczej – z przyjemnością angażowałem się w pracę już w szkole średniej, gdy dorabiałem tu po lekcjach czy podczas weekendów – wspomina Tomasz Korościk, prezes Oltomu.

Jestem ekofreakiem

Początkowo firma miała profil reklamowy – drukowano m.in. katalogi w niedużym nakładzie.

– Od ponad dekady obserwuję globalny spadek druków reklamowych na rzecz przenoszenia treści do internetu. Dlatego wyspecjalizowaliśmy się w opakowaniach premium – dla branży kosmetycznej, farmaceutycznej, odzieżowej. To będzie potrzebne zawsze. Przyznaję, że jestem ekofreakiem, zgodnie z tym sposobem myślenia działa cała firma – budynek jest ekologiczny, to nasz autorski projekt, zgodnie z którym wszystkie nadwyżki ciepła z maszyn są odbierane i wykorzystywane do jego ogrzewania. Produkty eko nie muszą być szare i zgrzebne, ważne, z jakich źródeł pochodzi surowiec. Drukarnia może się pochwalić certyfikatem FSC umożliwiającym śledzenie pochodzenia drewna – w tym systemie las, tartak, papiernia, drukarnia, firma, która przetwarza makulaturę i kieruje ją ponownie do papierni tworzą obieg zamknięty. Kupujemy też papier tylko z tym certyfikatem, w ten sposób składamy się na wspólny fundusz, bo certyfikat to zobowiązanie – za każde ścięte drzewo do produkcji papieru musimy posadzić trzy. W tym roku uruchomiliśmy elektrownię fotowoltaiczną, która w 40 proc. zaspokaja nasze zapotrzebowanie na prąd. Pozostały kupujemy od szwajcarskiej firmy, która ma z kolei certyfikat poświadczający, że pochodzi on wyłącznie z odnawialnych źródeł energii – opowiada współwłaściciel drukarni.

Biuro w obrazach

Jednym z hobby Tomasza Korościka jest sztuka, a dokładnie – wspieranie młodych łódzkich artystów.

– Promujemy ich często na starcie, bo to dla nich najważniejszy moment. Organizujemy wernisaże i udostępniamy im przestrzenie naszego biura. Twórcy często wolą takie miejsca od klasycznych galerii sztuki, odwiedzanych głównie przez koneserów, którzy – powiedzmy sobie szczerze – są zamkniętą i w sumie niewielką grupą. Natomiast w biurze – nieważne czy to drukarnia, firma konsultingowa, bank czy redakcja – pojawiają się różni ludzie związani z biznesem. Wiszące prace mają szansę przykuć ich wzrok – uważa prezes Oltomu.

Ta ścieżka się sprawdza – udostępnienie ścian artystom okazało się trafionym pomysłem na promocję ich twórczości.

– Mamy na koncie współpracę z kilkorgiem młodych twórców, którym udało się sprzedać pierwsze prace dzięki dołożeniu naszej cegiełki do spopularyzowania ich działań. Sam też kolekcjonuję sztukę i z zainteresowaniem obserwuję rozwijający się na świecie trend, zgodnie z którym dzieła sztuki wynajmuje się do przestrzeni biurowej i domu. To ciekawe połączenie – artysta może pokazać swoje prace, a właściciel firmy czy domu częściej zmieniać aranżację przestrzeni. Ciekawe, kiedy spopularyzuje się w Polsce – zastanawia się Tomasz Korościk.

Przełamanie bariery lęku

Hobby dostarczającym mu znacznie więcej adrenaliny jest jednak pasja spadochronowa, która zaczęła się dość przypadkowo.

– Kolega, który jest zawodowym skoczkiem spadochronowym, zaproponował mi skok w tandemie. W pierwszej chwili entuzjastycznie się zgodziłem, później zacząłem się zastanawiać, czy to rozsądne. Przyznaję – przestraszyłem się i zadzwoniłem do niego, żeby odwołać spotkanie. Tłumaczyłem, że mam rodzinę, firmę, dużo ode mnie zależy, a to zbyt duże ryzyko, żeby podchodzić do niego frywolnie. Ku mojemu zdumieniu przyznał mi rację, ale zadał pytanie, czy wiem, który, zgodnie ze statystykami, element tego sportu jest najbardziej niebezpieczny. Okazało się, że nie start samolotu, sam skok czy lądowanie, lecz… dojazd samochodem na lotnisko. Na drugi dzień skoczyłem – wspomina.

Doświadczenie przerosło oczekiwania i wyobrażenia debiutanta. Tego samego dnia zapisał się na przyspieszony kurs AFF, czyli swobodnego spadania, i skończył go w następny weekend, co dało mu uprawnienia do samodzielnych skoków pod nadzorem instruktora. Kolejnym etapem było zdobycie licencji B umożliwiającej wykonywanie skoków na całym świecie i dalszy rozwój w tym sporcie.

– Skok w tandemie pozwolił na przełamanie największej w moim przypadku bariery – lęku. To oznaczało też przekroczenie pewnych granic w głowie, a to, jak dziś oceniam, otwiera dużo nowych możliwości. Poznajesz też lepiej swoją psychikę. Mniej więcej do 200. skoku ten sport oznaczał dla mnie głównie adrenalinę, teraz adrenalina zmienia się w dopaminę, serotoninę, endorfiny – hormony szczęścia i młodości. To się naprawdę czuje, nawet przez kolejne dni. Zaobserwowałem, że łatwiej potem radzić sobie ze stresem. Problemy dnia codziennego wydają się dużo prostsze, decyzje podejmuje się szybko i racjonalnie – mówi spadochroniarz.

Zdaniem skoczka ten sport uczy przede wszystkim współpracy, stuprocentowego zaufania i precyzyjnego przygotowania się do skoku, co oznacza ścisłe przestrzeganie procedur.

– To jest jednak sport grupowy, skacze się zawsze z kilkoma lub kilkunastoma osobami. W sporcie lotniczym wszystko jest bardzo precyzyjnie ubrane w procedury bezpieczeństwa. Na pierwszym miejscu jest bezpieczeństwo. Analizując wypadki i katastrofy, uważam, że wspólnym mianownikiem jest odstępstwo od procedury. To też uczy, że w życiu zasady i procedury są po to, by jednak z nich korzystać i unikać niepotrzebnego ryzyka – podkreśla biznesmen.

250 kilometrów na godzinę

Tomasz Korościk skacze ze spadochronem sportowym, pozwalającym na dynamiczne podejście do lądowania z dużą prędkością. To tylko jedna z dyscyplin spadochroniarskich.

– Największą radość sprawia mi coś, czego nie da się zrobić na powierzchni ziemi, lecz tylko podczas tzw. swobodnego spadania. To się dzieje podczas 60 sekund od wyjścia z samolotu do otwarcia spadochronu. Spadasz z prędkością 250 km/h, a odpowiednio układając swoje ciało, możesz nim sterować – możesz lecieć w dół, do przodu, odlatywać do kogoś, złapać go za rękę, pomachać, wykonywać z innymi ewolucje, łączyć się w formacje. Dla mnie to kwintesencja tego sportu. Przez te 60 sekund umysł działa tak szybko, że ciało jest w stanie zrobić bardzo dużo – opowiada przedsiębiorca.

Lecąc na wakacje czy w sprawach biznesowych, zawsze zabiera ze sobą kask, wysokościomierz, spadochron i stara się znaleźć piękne miejsca umożliwiające skoki.

– Gdy masz licencję i sprzęt, cały świat jest dla ciebie otwarty i gościnny. Jedna z najciekawszych stref spadochronowych, przyciągająca cały świat skoczków, jest… na Helu. W momencie wyjścia z samolotu przy bezchmurnym niebie przeżywa się surrealistyczne doznania bycia w niebieskiej bańce, w której niebo płynnie przechodzi w wodę, tylko na dole widać cieniutki, długi pasek półwyspu. Bardzo dobrze wspominam też strefę na Sycylii – wyskakuje się z samolotu nad starożytną wyspą Ortygia z piękną zatoką. W zeszłym roku miałem okazję poskakać w Hiszpanii, nad największą mariną w Europie, a w planach mam Tajlandię – zapowiada prezes Oltomu.

Spadochroniarze to niewielka grupa ludzi. W Polsce aktywne licencje ma około 2 tys. osób łącznie z wojskowymi.

– To jednocześnie bardzo otwarte środowisko skupiające ludzi z różnych branż, natomiast w strefie skoków obowiązuje hierarchia oparta na doświadczeniu – zawsze mniej doświadczony słucha bardziej doświadczonego, żeby na pierwszym miejscu było bezpieczeństwo, a dopiero na drugim dobra zabawa – podsumowuje Tomasz Korościk.