W 2012 r. Polska przekazała potrzebującym krajom w ramach oficjalnej pomocy rozwojowej 421 mln USD, czyli 1,37 mld zł — wynika z danych Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Wspieramy ponad 40 państw, przede wszystkim Białoruś i Ukrainę, ale też Afganistan, Mołdawię, Gruzję, Azerbejdżan, Tunezję, Kenię czy Ugandę. Czy to oznacza, że możemy być z siebie dumni? Bynajmniej. Na tle innych państw europejskich wychodzimy na twardego skąpca.

W przeliczeniu na mieszkańca polski rząd przekazał w 2012 r. biedniejszym krajom na rozwój… 11 USD. To tyle co nic. Dla porównania, statystyczny Szwajcar przekazał ponad 1,9 tys. USD, Szwed 1,5 tys. USD, a Holender 1,2 tys. USD. Nawet pogrążeni od kilku lat w dramatycznym kryzysie Grecy przekazują biedniejszym państwom po 80 USD (nie chodzi tu o pomoc humanitarną, ale o oficjalne wsparcie finansowe państwa).
— Pomoc, którą ofiarujemy biedniejszym państwom, jest niepokojąco niska. Częściowo ten rozdźwięk między Polską a innymi krajami wynika stąd, że wiele państw zachodnich przez lata wzbogacało się na swoich koloniach i teraz mają potrzebę rekompensaty. Jednak ten fakt nie tłumaczy aż tak tragicznie wyglądających dla nas statystyk — mówi prof. Ryszard Bugaj, ekonomista Polskiej Akademii Nauk.
Co więcej, trzy czwarte kwot przekazywanych przez Polskę (310 mln USD) to po prostu część obowiązkowej składki, którą wpłacamy do organizacji międzynarodowych, głównie UE i ONZ. Do tej „ofiary serca” zostaliśmy po prostu zmuszeni.
— Jeśli wyłączymy wsparcie przekazywane za pośrednictwem UE i ONZ, to faktyczna pomoc wyniosła zaledwie promil polskiego budżetu. Nawet przy napiętych finansach publicznych jesteśmy w stanie bez większych problemów zwiększyć tę kwotę — mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole, członek rady gospodarczej przy premierze.
Nędza przesadzona
To, że sami jesteśmy biedni, jest słabą wymówką. Choć na standardy europejskie jesteśmy dość ubodzy, to na tle całego globu raczej należymy do państw bogatych. Na świecie jest około 170 krajów biedniejszych niż Polska (mających niższy PKB na mieszkańca, według danych MFW). Statystyczny Polak jest ponadsześciokrotnie bardziej zamożny niż statystyczny mieszkaniec Afryki.
Nawet jeśli uwzględnimy zamożność poszczególnych państw, to pod względem udzielonej pomocy Polska znajduje się na ostatnim miejscu wśród państw OECD (na równi ze Słowacją). W 2012 r. ofiarowała biedniejszym krajom 0,09 proc. dochodu narodowego brutto, podczas gdy Szwajcaria, Szwecja, Holandia czy Wielka Brytania grubo ponad 2 proc., czyli nawet uwzględniając różnice w dochodach, są one od nas 20-krotnie bardziej hojni.
— Miejmy nadzieję, że dane te nie pójdą w świat. Nie pomoże nam to w budowaniu prestiżu naszego kraju i naszej gospodarki — mówi Ryszard Bugaj. Tymczasem tydzień temu premier Donald Tusk deklarował, że w ciągu kilku lat Polska wejdzie do grona 20 największych gospodarek świata pod względem PKB. — Nie możemy twierdzić, że jesteśmy jednym z najbogatszych państw świata, i jednocześnie przekonywać, że na pomoc dla innych państw nas nie stać — mówi Jakub Borowski.
Opłacalna pomoc
Eksperci podkreślają, że pomoc dla biedniejszych krajów rzadko kiedy ma wymiar czysto charytatywny. Zwykle rządy bogatych krajów traktują ją po prostu jako długoterminową inwestycję — dziś pomożemy ci się rozwinąć, byś później stał się naszym ważnym partnerem handlowym. Obie strony są zadowolone.
— Pomoc międzynarodowa jest zwykle po prostu narzędziem polityki zagranicznej kraju. USA przekazują miliardy dolarów dla biednych państw w ramach organizacji USAID, która jest po prostu ramieniem amerykańskiej dyplomacji. Drugą stroną medalu jest to, że wśród największych darczyńców są najwięksi światowi producenci broni — mówi Rafał Antczak, wiceprezes Deloitte.
Polska sama przez ostatnie ćwierć wieku otrzymała od państw zachodnich ogromną pomoc. Na początku lat 90. umorzyły nam znaczącą część długu publicznego, a ponadto stale otrzymujemy programy pomocowe z Banku Światowego, Europejskiego Banku Inwestycyjnego, Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, nie wspominając już o miliardach euro, które otrzymujemy w ramach unijnych funduszy. W żadnym z tych przypadków pomoc nie była czysto charytatywna.
— Zawsze przy tego typu pomocy beneficjentem są obie strony. Kraje zachodnie bardzo skorzystały na wspieraniu Polski, bo dzisiaj jesteśmy dla nich ważnym rynkiem zbytu, a w dodatku ich firmy zarobiły na naszej prywatyzacji — uważa Ryszard Bugaj.
Poszukiwanie przyjaciół
Część ekspertów ma nadzieję, że Polska również rozwinie politykę wspierania biedniejszych państw.
— Być może powinniśmy wybrać sobie kilka strategicznych krajów, z którymi będziemy w przemyślany sposób nawiązywać współpracę gospodarczą. Nie chodzi o wsparcie humanitarne, ale o pomoc w tworzeniu państwa prawa i rozwijaniu konkurencyjnego, przejrzystego rynku. Moglibyśmy nie tylko współfinansować te reformy, ale też dzielić się swoimi doświadczeniami. Taka współpraca na pewno kiedyś zaprocentuje — mówi Rafał Antczak, który w latach 90. jako ekonomista instytutu badawczego CASE doradzał rządom m.in. Ukrainy, Mołdawii, Kazachstanu i Kirgistanu.
Jego zdaniem, wsparciem można otoczyć np. Mongolię. — To jedna z najszybciej rosnących gospodarek świata, a mało kto wie, że nawet część przedstawicieli rządu mówi po polsku, bo studiowali w naszym kraju. Tymczasem Ministerstwo Spraw Zagranicznych w 2009 r. zlikwidowało ambasadę w Ułan Bator — mówi Rafał Antczak.