Handlujący akcjami w ostatnich tygodniach gremialnie odwrócili się od spółek ze Stanów Zjednoczonych. Z jednej strony wynikało to z ich – co podkreślało wielu analityków – wysokich wycen, szczególnie w sektorze technologicznym. Z drugiej, po okresie hurraoptymizmu związanego z początkiem prezydentury Donalda Trumpa przyszły wątpliwości związane z m.in. eskalacją wojny handlowej. Zaczęto nawet przebąkiwać o recesji w największej gospodarce świata. Zachęciło to stronę podażową do przetasowań w portfelach i redukcji zaangażowania w akcje.
W dziesięciu z ostatnich jedenastu tygodni zarządzający funduszami sprzedawali netto akcje na Wall Street, wynika z danych Goldman Sachs Grioup.
Według specjalistów z Bank of America (BofA) różnica między odsetkiem inwestorów przeważających i niedoważających akcje z Wall Steeet to -23 proc., Inaczej mówiąc, tych ostatnich jest zdecydowanie więcej, choć jeszcze miesiąc temu obóz inwestorów przeważających akcje amerykańskie był o 40 pkt proc. większy niż w najnowszym badaniu.
"To krach" - nie mają wątpliwości eksperci BofA.
Zmiana preferencji
Ponad 44 proc. respondentów stwierdziło w marcowym badaniu (objęło 171 podmiotów zarządzających aktywami o wartości przekraczającej 426 mld USD), że spodziewa się pogorszenia globalnego wzrostu gospodarczego. To znaczny wzrost odsetka pesymistów w porównaniu z poprzednim miesiącem.
"Pesymizm dotyczący globalnego wzrostu to zła wiadomość dla akcji" - uważa Michael Hartnett, strateg BofA, choć jego zdaniem gwałtowny spadek nastrojów inwestorów znamionuje zakończenie korekty na amerykańskim rynku akcji. Wskaźniki nie są jednak w żadnym przypadku na poziomach oznaczających ekstremalnie niedźwiedzie nastroje, przy których można "zamknąć oczy i kupować", zaznaczono.
"Wskaźnik alokacji na giełdach jest nieco ponad (a nie poniżej) poziomu neutralnego, zaś udział gotówki nadal, mimo skoku w górę, jest na relatywnie niskim pułapie (np. w 2021 r. z tych wartości dopiero rozpoczynał się większy ruch)" - napisał w komentarzu do danych Tomasz Hońdo z Quercus TFI.
Jak dodaje, wskaźniki nie zeszły niżej zapewne głównie dlatego, że mimo większej ogólnej niechęci do akcji fundusze zapałały miłością do walorów z Europy. Deklarowane w sondażu zaangażowanie na Starym Kontynencie podskoczyło do poziomu najwyższego od lipca 2021 r.
"Mamy tu do czynienia z niezwykle ciekawą sytuacją. Podczas gdy sondażowe zaangażowanie na Wall Street odchyliło się o jedno odchylenie standardowe w dół od długoterminowej średniej, to zaangażowanie w Europie znalazło się prawie jedno odchylenie powyżej średniej. W efekcie obliczany przez nas na tej podstawie wskaźnik rotacji inwestorów w błyskawicznym tempie przechylił się z jednego ekstremum - czyli ekscytacji akcjami w USA po wyborach prezydenckich w listopadzie - do drugiego ekstremum, czyli silnej ekscytacji renesansem Europy" - zauważa Tomasz Hońdo.
Gwałtowne zmiany nie zaskakują
Od początku roku indeks Stoxx Europe 600 wzrósł o 9 proc. Niemiecki DAX zyskał ponad 17 proc., a rodzimy WIG 23,6 proc. Tymczasem S&P 500 spadł o 3,5 proc. i na zamknięciu sesji 18 marca wyniósł 5675 pkt. Michael Hartnett uważa, że ponowny wzrost indeksu powyżej 6000 pkt będzie możliwy, tylko jeśli zmniejszą się obawy o inflację i złagodnieje wojna handlowa. W ubiegłym tygodniu eksperci banku zarekomendowali kupno amerykańskich blue chipów dopiero przy poziomie 5300 pkt, czyli o około 7 proc. niższym niż obecnie.
"Nastawienie nawet profesjonalnych inwestorów potrafi w bardzo krótkim czasie ulegać gwałtownym przetasowaniom, w których niemały jest zapewne udział emocji i zmieniającej się mody. Można mówić o psychologicznym efekcie podążania za tłumem. Kiedy to nastawienie za bardzo przechyla się w którymś kierunku, warto działać w sposób kontrariański (odwrotny do powszechnych opinii). Obecnie mamy do czynienia z objawami ekstremalnej rotacji ("wszyscy" kochają europejskie walory - może warto więc kotrariańsko przyglądać się znów akcjom z USA?), choć niekoniecznie z ekstremalnie negatywnym już ogólnym nastawieniem inwestorów do akcji jako takich" - komentuje Tomasz Hońdo.
Kiedy większość inwestorów sprzedaje amerykańskie akcje, po stronie kupujących stanęli członkowie władz firm, wynika z indeksu nastrojów insiderów, obliczanego przez firmę Washington Service. Wskaźnik wzrósł z 0,31 do 0,46, najwyższego poziomu od czerwca ubiegłego roku. Wówczas S&P 500 ustanawiał rekord dzięki znakomitym wynikom firm, ekspansji gospodarki i spodziewanym obniżkom stóp Fedu.
Czytaj także: Amerykańska wyjątkowość ma swoje granice