Warszawskie Śródmieście. Instytut Maszyn Matematycznych (IMM) przypomina jeden z uniwersyteckich wydziałów — kilkupiętrowy, długi na kilkadziesiąt metrów budynek. Po drugiej stronie wewnętrznego parkingu drugi gmach — wysoki, nieco przeszklony z zieloną elewacją — tu też kiedyś urzędowali naukowcy z instytutu, zresztą nadal na budynku widnieje jego nazwa.



IMM — jedna z najstarszych placówek naukowo-badawczych — powstał w 1957 r. To jedna z tych instytucji, które przetrwały próbę czasu, ale nie bez strat. Kiedy zajmowała oba budynki, pracowało w niej 800 osób. Dzisiaj jest ich 100. Prowadzą badania z zakresu oprogramowania, technik i technologii komputerowych. Tutaj odbywa się też praca nad terminalem dostępu opartym o identyfikację za pomocą układu naczyń krwionośnych palca — Vein- Guard. Bo biometria to już rzeczywistość. Jeszcze rzadko stosowana, ale dla zainteresowanych dostępna, choć wciąż nie wolna od wad i urzędowych ograniczeń.
Najlepsze żyły
IMM nad wykorzystaniem biometrii pracuje od 1998 r. VeinGuard to najnowszy projekt naukowców, ale nie pierwszy z wykorzystaniem takiej technologii. Poprzedziły go dwie wersje terminala z użyciem skanera odcisku palca i dwa urządzenia wykorzystujące prześwietlenie układu krążenia. Ewolucja w stronę skanowania naczyń krwionośnych nie jest przypadkowa.
— Pod wieloma względami identyfikacja i weryfikacja za pomocą skanowania naczyń krwionośnych jest lepszym rozwiązaniem od wielu technik biometrycznych. Po pierwsze, około 4 proc. społeczeństwa nie zostawia lub nie może zostawić odcisków palców z powodów naturalnych lub zmian skórnych. Poza tym naruszenie układu linii papilarnych poprzez skaleczenie wyklucza weryfikację. Istotne jest też bezpieczeństwo — odciski palców zostawiamy wszędzie, a układ krążenia jest niewidoczny. Z kolei skanowanie twarzy lub oka albo nie są na tyle zaawansowane, by móc je powszechnie wykorzystywać, albo są źle tolerowane przez użytkowników — tłumaczy Jarosław Wójtowicz, jeden z inżynierów IMM pracujących nad VeinGuardem.
Urządzenie prześwietla palec światłem podczerwonym. Część promieniowania absorbuje hemoglobina zawarta we krwi, a resztę wyłapuje specjalna kamera. W efekcie powstaje dwuwymiarowy obraz układu naczyń krwionośnych prześwietlanego obszaru. Sam obraz nie jest nigdzie zapisywany, tylko zakodowany we wzorzec, a następnie szyfrowany. W praktyce oznacza to, że ze wzorca nie można w żaden sposób odczytać obrazu naczyń krwionośnych, który też nie jest nigdzie przechowywany, lecz tylko jego szyfrowy odpowiednik. VeinGuard jest projektem w pełni polskim — od elektroniki po oprogramowanie — poza kamerą skanującą, którą produkuje Hitachi.
Pojedynczo lub w systemie
Japończycy od lat udoskonalają tę technologii. Poza Hitachi urządzenia umożliwiające kontrolę dostępu dzięki skanowaniu układu krwionośnego ma też np. Fujitsu.
— Nasze rozwiązanie jest konkurencyjne w relacji cena — jakość. Jakościowo nie odbiegamy od światowej czołówki i jesteśmy w stanie stworzyć rozwiązania na zamówienie konkretnych firm — mówi Krzysztof Dzik, kierownik Zakładu Systemów Identyfikacji i Urządzeń Laserowych IMM.
Projekt warszawskiego instytutu uzyskał złoty medal na Międzynarodowej Wystawie Wynalazków „Invento” w Pradze. Krzysztof Dzik tłumaczy, że urządzenie można stosować pojedynczo (np. tylko przy konkretnych drzwiach) lub zainstalować w budynku system terminali odczytujących układ naczyń krwionośnych i w ten sposób za pomocą odpowiedniego oprogramowania kontrolować dostęp konkretnych osób do pomieszczeń lub urządzeń. Koszt jednego terminala to 1,5 tys. euro. Chociaż nie jest to najtańsze rozwiązanie, Krzysztof Dzik mówi, że przedsiębiorstwa są zainteresowane Vein- Guardem. Ale konkretów zdradzać nie chce.
Przyłóż palec za gotówkę
Naukowcy ciągle doskonalą urządzenie, ale — jak to zwykle bywa w przypadku instytucji, których budżet zależy od funduszy publicznych i unijnych — pieniędzy nigdy za wiele. Dlatego zespół jest otwarty na wsparcie inwestorów zewnętrznych.
— Terminale biometryczne można stosować wszędzie tam, gdzie ktoś potrzebuje lepszych zabezpieczeń niż samo hasło. Należy zwrócić uwagę, że naszych urządzeń nie można stosować na potrzeby policyjnej identyfikacji, bo ze wzorca nie można odtworzyć obrazu cech biometrycznych. Najszersze zastosowania taka technologia może mieć w bankowości — ocenia Krzysztof Dzik.
— Jeśli chodzi o wykorzystanie biometrii w bankowości, to razem z Turcją jesteśmy w czołówce Europy — dodaje Jarosław Wójtowicz.
Przykładów nie trzeba długo szukać. W 2010 r. Podkarpacki Bank Spółdzielczy (PBS) wprowadził system wypłat świadczeń socjalnych ze specjalnych bankomatów wyposażonych w czytniki biometryczne układu naczyń krwionośnych w palcu. Wojciech Kujawa, specjalista ds. bankowości elektronicznej PBS Banku, wyjaśnia, że jednym z powodów były kolejki, które powstawały co miesiąc, gdy interesanci przychodzili po świadczenia. System pozwolił zlikwidować kolejki, a w 2011 r. zastosowano go także przy obsłudze innych klientów. Dzisiaj w całej Polsce bank ma 86 bankomatów biometrycznych. Około 15 proc. klientów korzysta z tego rozwiązania i do wypłaty gotówki nie potrzebują już karty. Wojciech Kujawa zapewnia, że są to nie tylko młodzi ludzie.
— Zastosowanie tego rozwiązania pozwoliło nam ograniczyć koszty z tytułu operacji kartowych. Planujemy rozszerzyć system tak, aby weryfikować tożsamość klientów w placówkach PBS bez żadnego dokumentu — zapowiada Wojciech Kujawa.
Co łączy kodeks i paznokcie
Terminal odczytu układu ma jednak pewne ograniczenia. Jedno zaskoczyło naukowców. Okazało się, że ludzi trzeba uczyć przykładania palca.
— Po instalacji systemu pracownicy potrzebują około miesiąca, żeby przyzwyczaić się do takiej kontroli dostępu. Nie przykładamy palca jednakowo. Niekiedy problem mają kobiety z dłuższymi paznokciami, bo mają tendencję do zginania palca, zamiast kłaść go płasko na pozycjonerze skanera. Wiele osób przykłada go niestarannie, co również wyklucza odpowiednie zeskanowanie — tłumaczy Jarosław Wójtowicz.
Inna bariera jest już mniej zabawna. Naukowcy chcieli wykorzystywać swoje urządzenie także do rejestracji czasu pracy, ale… nie mogą. W Polsce bowiem nie można wykorzystywać biometrii w tym celu. Dlaczego? Otóż Kodeks pracy dokładnie wskazuje, jakie dane osobowe może pobierać pracodawca od pracownika. Co prawda sam wzorzec nie jest zaliczony do takich danych, ale sytuacja się zmienia, gdy zostaje przypisany do konkretnej osoby. Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych jest nieugięty. A naukowcy mówią o paradoksie.
— Kontrola czasu pracy przy użyciu biometrii pozwoliłaby np. wykluczyć wiele kończących się w sądach sporów między pracownikiem a pracodawcą o nadgodziny. Z jednej strony zakazuje się stosowania cech biometrycznych do rejestracji czasu pracy, ale z drugiej — odręczny podpis na liście obecnoś- ci również jest cechą biometryczną, a nikt go nie zakazuje — zauważa Jarosław Wójtowicz. Taką interpretację potwierdza Wojciech Wiewiórowski, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych.
— Nie ma wątpliwości, że wzór pisma też jest cechą biometryczną, ale absurdem byłoby, gdybyśmy nagle zakazali jego stosowania. Nie jesteśmy przeciwni samej technologii czy korzystaniu z biometrii przy kontroli dostępu do ważnych pomieszczeń w firmie, np. serwerowni. Warto jednak pamiętać, że takie rozwiązanie powinno dotyczyć wszystkich osób, które do takiego pomieszczenia wchodzą, a nie tylko pracowników zatrudnionych na podstawie stosunku pracy. Przyznaję, że polskie przepisy są pod tym względem ostrzejsze niż obowiązujące w innych krajach i jestem otwarty na dyskusje o zmianach. Na razie jednak nie było żadnych konkretnych propozycji w tej sprawie — sumuje Wojciech Wiewiórowski.