Bank centralny już nie chce podnosić stóp. Coraz więcej ekonomistów sądzi, że w ciągu roku zacznie je wręcz obniżać. Widać też jednak, że eksperci są wyjątkowo niepewni swoich prognoz. Od czego będą zależały dalsze decyzje?
Rada Polityki Pieniężnej (organ NBP decydujący o stopach) utrzymała stopy procentowe bez zmian. Na rynku coraz więcej jest jednak prognoz wskazujących na możliwe rozpoczęcie cyklu obniżek w ciągu roku. Czy to rzeczywiście jest możliwe? Wszystko sprowadza się do tego, czy inflacja przykleiła się już do gospodarki, czy nie. Zewnętrzne przyczyny inflacji już wyraźnie słabną – zaburzenia na rynkach towarów mijają, ceny surowców spadają. Wysoka inflacja może się jednak sama podtrzymywać, odrywając się od realnego cyklu w gospodarce. Najbliższe trzy-cztery miesiące pokażą, czy taka inercja inflacyjna rzeczywiście może wystąpić. Jeżeli nie, obniżki staną się rzeczywiście realne.
Stopa referencyjna NBP wynosi obecnie 6,75 proc. Rada Polityki Pieniężnej napisała w komunikacie, że globalne i krajowe spowolnienie gospodarcze, spadek cen surowców oraz dotychczasowe podwyżki powinny sprzyjać stopniowemu spadkowi inflacji. Coraz bardziej wierzą w to też ekonomiści. Prognozy zebrane w kwartalnej ankiecie makroekonomicznej NBP wskazują, że średnie przewidywania na ostatni kwartał 2023 r. wynoszą również 6,75 proc. (zaokrąglając wynik do 0,25 pkt proc.), a na ostatni kwartał 2024 r. już tylko 5,25 proc. Cykl obniżek może więc zacząć się na początku przyszłego roku.

Trzeba jednak dostrzec, że wyjątkowo wysoka jest niepewność prognoz, czyli tak zwane przedziały prawdopodobieństwa. Pokazują nie tyle przewidywany poziom stopy, ale przedział, w którym powinna się ona zmieścić na 50 lub 90 proc. Te przedziały są bardzo szerokie na tle historycznym. Na przykład przedział 50-procentowego prawdopodobieństwa na koniec 2023 r. to 6-7,1 proc. Jego szerokość to aż 1,1 pkt proc., podczas gdy przed pandemią przeciętnie szerokość tego przedziału wynosiła 0,4 pkt proc. Innymi słowy, ekonomiści są bardzo niepewni swoich prognoz.
Pominę już tutaj problem polegający na tym, czy niepewność związaną z przyszłymi zmianami gospodarczymi rzeczywiście da się uchwycić w formie przedziału prawdopodobieństwa, tak jak wynik rzutu monetą lub pogodę – nie każdy ekonomista by się z tym zgodził. To jednak temat na inną dyskusję. Istotne jest tutaj, że mamy do czynienia z ogromną niepewnością, pewnie większą niż zwykle.
Wszyscy zgadzają się z tym, że wkrótce inflacja zacznie spadać. Będzie to mechaniczny proces, wynikający z faktu, że ceny energii nie mogą rosnąć po kilkaset procent rocznie. W zeszłym roku bardzo mocno wzrosły, a w tym roku ich dynamika będzie już prawdopodobnie dużo niższa – a wiele wskazuje, że wręcz ujemna. Przełoży się to na dynamikę cen producentów, a w efekcie również dynamikę cen towarów w sklepach. Co więcej, mijają już zaburzenia w dostawach towarów związane z pandemią. Coraz rzadziej zdarzają się sytuacje, kiedy jakichś produktów nie można dostać z powodu długich czasów dostaw. To też sprawi, że ceny wielu produktów bardzo wyraźnie zwolnią.
Kłopot polega na tym, że inflacja w Polsce w jakiejś mierze przestała już być zjawiskiem czysto podażowym, czyli wynikającym z braku towarów. Gdy wszyscy mocno podnoszą ceny z większą częstotliwością, to cały proces żyje własnym życiem. Firma A podnosi ceny, bo zrobiła to firma B, a to z kolei ze względu na podwyżki u firmy C itd. W takiej sytuacji pierwotne źródło wstrząsu inflacyjnego traci na znaczeniu.
Nikt nie potrafi dobrze odpowiedzieć na pytanie, czy ta inercja w cenach sprawi, że spadek ogólnego wskaźnika inflacji zatrzyma się na 12, 10, a może 5 proc. Są pewne sygnały sugerujące, że to samopodtrzymywanie inflacji nie będzie długotrwałe – na przykład znaczący spadek podaży najbardziej płynnego pieniądza. Inne sygnały sugerują jednak, że inercja cen może być pewnym problemem – na przykład informacje o coraz częstszej indeksacji płac.
Najbliższe miesiące będą bardzo ważne, ponieważ pokażą, co się dzieje z cenami w warunkach spadku cen surowców i popytu krajowego. Zobaczymy, ile ognia ma w sobie inflacja. Ważnym momentem będzie marzec, kiedy NBP publikuje projekcję inflacji.
Podpis: Ignacy Morawski