Nie taki „shutdown” straszny

Przemek BarankiewiczPrzemek Barankiewicz
opublikowano: 2013-10-01 10:10

Od szóstej naszego czasu Ameryka zawiesiła działalność – takie przynajmniej wnioski płyną z medialnego nasłuchu telewizji/radia/portali. Tymczasem na giełdach jest spokojnie. Indeksy giełd tracą, ale ułamki procenta. Dolar się osłabia, ale bez paniki. Dla inwestorów to nie pierwszy „shutdown”, a i tak prawdziwa próba ognia czeka nas w połowie października.

Ostatni „shutdown” Ameryka przechodziła na przełomie 1995 i 1996. Trwał aż 21 dni (dłużej niż KILKADZIESIĄT poprzednich). Choć problemy Billa Clintona nie były oczekiwane przez rynek (według danych PewResearchCenter tylko 13 proc. Amerykanów oczekiwało takiego scenariusza wobec 45 proc. spodziewających się obecnych kłopotów), indeks S&P 500 w tym okresie praktycznie się nie zmienił. A potem nastąpiły zwyżki (o 10,5 proc. w miesiąc):

Najciężej Wall Street przechodziło „shutdown” w 1979 r. (4,4 proc. spadku w 11 dni), ale już w grudniu 1982 r. i grudniu 1987 r. „zamknięcie” przyniosło po 2,5 proc. wzrostu indeksu S&P 500.


Jak będzie tym razem? Każdy tydzień „shutdown” osłabia kwartalną dynamikę wzrostu PKB USA o 0,1 punkt procentowy – wyliczyli analitycy z Barclays. Jeśli więc Demokraci i Republikanie szybko się dogadają, tragedii nie będzie.
Gorzej, jeśli nie osiągną porozumienia do 17 października. Do tego czasu Amerykanie muszą podwyższyć limit zadłużenia. Jeśli tego nie zrobią, w kasie rządu zostanie kilkadziesiąt miliardów dolarów. Na waciki.

Konsekwencje? Natychmiastowe cięcie wydatków rządowych równych 4 proc. amerykańskiego PKB. I nawet to cięcie może nie wystarczyć to uniknięcia kolejnego cięcia ratingu USA. W 2011 r., przy okazji ostatniej walki o podniesienie „sufitu”, S&P pozbawił kraj literki „A”. Między 5. a 10. sierpnia Dow Jones stracił 14 proc.
Wczoraj Standard & Poor's oznajmiła, że sytuacja nie powinna zmienić ratingu USA. O ile będzie krótkotrwała...