Niemcy sami zdecydują o otwarciu rynku pracy
Możemy poczekać aż siedem lat na pracę w Unii Europejskiej. Komisja Europejska przyznała Niemcom prawo do zadecydowania, kiedy chcą otworzyć swoje granice na pracowników z nowych państw członkowskich.
Gunter Verheugen, komisarz ds. rozszerzenia Unii Europejskiej, zaskoczył wszystkich, przedstawiając wczoraj, czyli tydzień wcześniej niż planowano, oficjalne stanowisko UE w negocjacjach o swobodnym przepływie osób.
Bruksela de facto zaakceptowała propozycję Niemiec dotyczącą wprowadzenia siedmioletniego okresu przejściowego dla wszystkich nowych członków UE. Kraje członkowskie przez 7 lat od rozszerzenia Unii miałyby prawo utrzymania restrykcji na rynku pracy. Okres ten mógłby jednak zostać skrócony już po dwóch latach, pod warunkiem zgody wszystkich członków. W ciągu jego trwania każdy kraj miałby prawo znieść zakaz pracy dla obywateli jednego, kilku lub wszystkich nowych członków.
Wygodna furtka
Ten pierwszy przegląd, kiedy Bruksela przeanalizuje poziom bezrobocia, wzrostu demograficznego i przepływ siły roboczej, może teoretycznie zakończyć się zniesieniem zakazu pracy dla wszystkich nowych członków, albo skróceniem go do 3-4 lat.
Po pięciu latach od rozszerzenia UE zakazy skończą się i będą obowiązywać jedynie „środki zabezpieczające”, a piętnaście krajów będzie pilnować, czy nie pojawia się u nich zbyt wielu pracowników z nowo przyjętych krajów. To właśnie jest furtka dla Niemiec i Austrii.
— Pod koniec dekady problemem będzie nie jak chronić się przed pracownikami, ale jak ich przyciągnąć — stwierdził wczoraj Gunter Verheugen, by rozwiać obawy kandydatów do UE.
Ostrzegł też, że lepiej dojść do porozumienia jak najwcześniej, bo zbliżające się wybory w Niemczech mogą opóźnić cały proces.
Wszystko do negocjacji
Propozycję KE muszą jeszcze zaakceptować wszystkie państwa członkowskie. Nie wiadomo, czy zrobią to szybko, bo biedniejsze kraje chcą w zamian za zgodę wytargować od Niemców pieniądze na swoje ubogie regiony.
Polska nadal może próbować negocjować z Brukselą.
— To tylko punkt wyjścia, bardzo często podczas negocjacji zdarza się, że pozycja musi zostać zrewidowana — zapewnił komisarz Verheugen.
Zakaz nie obowiązuje Malty i Cypru, bo KE uważa je za zbyt małe kraje, a ich poziom bezrobocia (niewiele ponad 2 proc.) nie niepokoi Brukseli.