Niemiecka machina eksportowa jeszcze nie rdzewieje

Gabriel ChrostowskiGabriel Chrostowski
opublikowano: 2025-05-21 20:00

Mimo alarmistycznych nagłówków niektórych gazet niemiecka machina eksportowa wcale nie przeżywa zapaści. Utrzymuje dość stabilną pozycję na rynkach zbytu. Nie zmienia to jednak diagnozy, że Niemcy potrzebują zmiany modelu rozwojowego i oparcia wzrostu w większym stopniu na popycie krajowym.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Pozycja eksportowa Niemiec na globalnych rynkach towarowych pozostaje stabilna wbrew powszechnym tezom o zapaści konkurencyjności. Przyjmując rok 2015 jako punkt odniesienia, zmiany udziału niemieckiego eksportu w światowym handlu są stosunkowo niewielkie: w sektorze żywności to zaledwie 0,2 pkt proc., w branży motoryzacyjnej i sprzęcie transportowym tylko 0,4 pkt proc., a w obszarze maszyn i urządzeń elektronicznych 0,9 pkt proc.

Nieco większe spadki odnotowano w przemyśle chemicznym (1,2 pkt proc.) oraz na rynku materiałów i surowców, obejmującym drewno, papier i minerały (2,1 pkt proc.). Jeśli za punkt odniesienia przyjmiemy rok 2019 (tuż przed serią szoków), spadki wynoszą odpowiednio: 0,4, 0,7, 0,9, 1,3 oraz 0,6 pkt proc. Te wartości wydają się niskie w porównaniu do alarmistycznej narracji o upadku niemieckiego modelu eksportowego, szczególnie biorąc pod uwagę wyjściowo wysokie udziały Niemiec w światowym rynku.

Wprawdzie widoczny jest łagodny trend spadkowy, ale należy go raczej interpretować w kontekście długookresowych i strukturalnych zmian zapoczątkowanych m.in. przystąpieniem Chin do WTO w 2001 r., a nie jako nagły szok wywołany pandemią, kryzysem energetycznym czy napięciami geopolitycznymi. Takie zmiany są naturalnym elementem ewolucji gospodarczej: kraj najpierw buduje pozycję na arenie globalnej, by następnie osiągnąć pewien pułap i przejść do fazy konkurowania o jej utrzymanie. W systemie opartym na zasadach wolnego handlu trudno jest podtrzymać nieograniczone zwiększanie udziałów w rynkach zbytu - istnieją naturalne granice ekspansji eksportowej.

Do podobnych wniosków dochodzą ekonomiści państwowego Banku Rozwoju Niemiec KfW (Kreditanstalt für Wiederaufbau). W raporcie zatytułowanym „Germany’s competitiveness – from ‘sick man of Europe’ to superstar and back: Where does the economy stand?” pokazują oni, że realny eksport towarów i usług w latach 2012-23 zwiększył się o 27 proc., czyli szybciej niż w przypadku Francji, Wielkiej Brytanii (po 25 proc.), USA (17 proc.) czy Kanady (23 proc.).

Główny przekaz jest taki: niemiecka gospodarka zmaga się z systemowymi słabościami (opóźnieniami w transformacji cyfrowej, erozją kompetencji młodego pokolenia, niskimi inwestycjami publicznymi, wysokimi cenami energii), ale jednocześnie eksport w wielu sektorach pozostaje silny na tle innych krajów, a konkurencyjność cenowa wcale się nie pogorszyła. Oczywiście na dłuższą metę Niemcy muszą w większym stopniu bazować na popycie krajowym (konsumpcji i inwestycjach) niż na eksporcie. Ta diagnoza się nie zmienia, bo prawdopodobnie wkroczyliśmy w erę protekcjonizmu.

Wykres ukazuje jeszcze jedną interesującą kwestię: wyraźnie widoczny model wzrostu gospodarczego Polski, mocno oparty na dywersyfikacji. W ostatnich dekadach systematycznie zwiększaliśmy nasze udziały na światowym rynku we wszystkich grupach towarowych - od żywności przez maszyny i elektronikę aż po sprzęt transportowy i chemię. W tym samym czasie wzrosły również nasze udziały na rynku usług, czego nie doświadczyły choćby Czechy, których gospodarka opiera się bardziej na eksporcie towarów przemysłowych. To istotna przewaga, która prawdopodobnie odegrała znaczącą rolę w naszym szybkim wzroście po pandemii w porównaniu z innymi państwami regionu. Wysoka dywersyfikacja stanowi skuteczną ochronę przed dużymi szokami światowymi.

Otwartym pytaniem pozostaje, czy w warunkach zbliżania się pod względem poziomu rozwoju do państw najwyżej rozwiniętych nasza gospodarka nie potrzebuje większej specjalizacji. Możliwe, że tak.