Mało kto wie, że z energetycznego punktu widzenia Niemcy i Austria to jeden kraj. Ich systemy elektroenergetyczne są całkowicie zintegrowane i formalnie funkcjonują jak jeden. Dla Polski to problem techniczny i ekonomiczny, narzekają też Czesi. Na szczęście rozwiązanie jest tuż tuż.

Zapchane granice
16 września sprawą Niemiec i Austrii zajęli się europejscy regulatorzy — odpowiednicy polskiego Urzędu Regulacji Energetyki (URE) — zrzeszeni w organizacji Acer. Głosowano nad ustanowieniem granicy pomiędzy systemami elektroenergetycznymi Niemiec i Austrii. Nieoficjalnie wiadomo, że wniosek przeszedł, ale istnieje jeszcze możliwość apelacji, z której oba zainteresowane kraje mogą skorzystać. Dlatego regulatorzy wstrzymują się z oficjalnym ogłoszeniem decyzji.
Kiedy ją ogłoszą, będzie to triumf polskiego URE oraz dobre wieści dla większości uczestników krajowego rynku energetycznego. Pomoże to rozwiązać problem tzw. przepływów kołowych, które zakłócają prace polskich sieci elektroenergetycznych. Przepływy kołowe to, w dużym uproszczeniu, nieplanowane przepływy energii elektrycznej z Niemiec poprzez Polskę i Czechy aż do Austrii. Niemcy i Austria to wprawdzie jeden rynek, ale geograficznie dzieli je Bawaria, z bardzo słabo rozwiniętą siecią (nowe inwestycje są tam oprotestowywane przez lokalną społeczność). Dlatego kiedy w Niemczech nagle rośnie produkcja prądu w źródłach słonecznych lub wiatrowych, energia (nie mogąc popłynąć przez Bawarię) nieplanowo trafia m.in. do Polski.
Dla polskich sieci, wiekowych i wymagających modernizacji, te nagłe dopływy prądu oznaczają ryzyko awarii. Nagłe przepływy „zatykają” też połączenia transgraniczne, przez co polsko-niemiecki handel prądem jest utrudniony. Boleśnie odczuliśmy to w sierpniu, kiedy z powodu upałów i suszy konieczne były ograniczenia w konsumpcji prądu. Operator polskiego systemu elektroenergetycznego, PSE, chciał dokupić prądu z Niemiec, ale nie mógł, bo połączenia były zapchane.
Na koszt sąsiada
Ustanowienie granicy między Niemcami a Austrią będzie oznaczało m.in. to, że Niemcy będą musiały startować w aukcjach i rezerwować przepustowości na polsko- -niemieckich połączeniach transgranicznych. Przepływy nieplanowane staną się wtedy bardziej planowe.
To dobra wiadomość dla przedsiębiorców, dla których niespodziewane przepływy oznaczały koszty. Obecnie PSE broni stabilności krajowej sieci, m.in. wzywając do zwiększenia wytwarzania w Polsce wtedy, kiedy w Niemczech silnie wieje. Wymusza to włączanie mniej efektywnych bloków energetycznych, co przekłada się na wzrost cen energii na krajowym rynku bilansującym. Dlatego niemiecko-austriacki rozwód energetyczny powinien ucieszyć firmy handlujące prądem.
— Po pierwsze, ceny energii będą bardziej przewidywalne i nie będą już zależały od tego, czy w innym kraju wieje, czy nie. Po drugie, uczestnicy polskiego rynku będą ponosili tylko te koszty, które sami generują, a nie dodatkowo koszty blokowania niemieckich przepływów. Po trzecie, być może niemiecki operator przeniesie w jakiś sposób nowe ograniczenia na niemieckie źródła OZE, a to dodatkowo pomoże ograniczyć wytwarzanie — rozważa Krzysztof Noga, członek zarządu Duonu.
Granica albo zapłata
Z decyzji organizacji Acer zadowolone będą też PSE i URE, od dawna dyskutujące o przepływach kołowych na poziomie europejskim.
W ostatnich latach problem stał się palący — dynamiczny wzrost mocy OZE w Niemczech zmusza PSE do reagowania niemal codziennie, a nie dwa razy w roku, jak kiedyś. Trwa wprawdzie inwestycja w tzw. przesuwniki fazowe na granicy polsko-niemieckiej, ale szybko się nie skończy. © Ⓟ