Banki przegrywają batalię frankową. Używając rzymskiego powiedzenia sprawy frankowe w sądach doszły już do trzeciego szeregu. A ten zaczyna pękać. Po masowych przegranych w sądach pierwszej instancji, które jak od sztancy zasądzają unieważnienie umów frankowych, podobną linię orzecznictwa przyjęły sądy apelacyjne, gdzie jeszcze zdarzają się wyjątki, ale tendencja jest silna. Podobne wyroki zaczynają zapadać w Sądzie Najwyższym (SN), a podpisuje się pod nimi sama Małgorzata Manowska. Jeszcze na początku roku bankowi prawnicy, odwołując się do kuluarowych, nieoficjalnych rozmów, spekulowali, że pierwsza prezes SN skłania się w stronę rozwiązania rzadko już dzisiaj stosowanego - „złotego na liborze”, czyli przekształcenia kredytu frankowego w złotowy, oprocentowany według stawki LIBOR. Wyrok, jaki trzyosobowy skład wydał pod jej przewodnictwem, nie potwierdza tych teorii.

Powództwo frankowiczki częściowo oddalone
Małgorzata Manowska wraz z dwoma sędziami (tzw. neosędziowie, którzy uzyskali nominację po zmianach prawnych wprowadzonych przez rząd PiS) zajmowała się sprawą pozwu frankowiczki przeciw Raiffeisenowi. Powódka domagała się unieważnienia umowy kredytu i zapłaty przez bank blisko 89 tys. zł. W 2008 r. zaciągnęła kredyt indeksowany do franka szwajcarskiego w wysokości 372 tys. zł. Do 2018 r. spłaciła nieco ponad 222 tys. zł.
Sąd w pierwszej instancji stwierdził, że wprowadzenie do umowy klauzuli waloryzacyjnej było jak najbardziej zgodne z prawem, ale konstrukcja indeksacji miała jedną wadę: umożliwiała bankowi narzucenie sposobu ustalenia wysokości zobowiązania do zwrotu, a tym samym odsetek, czyli świadczenia głównego. Żeby wyliczyć wartość kredytu i raty, trzeba było odwołać się do bankowej tabeli kursów. Tu następuje znane z wielu innych spraw stwierdzenie, że ani umowa, ani załączniki nie określały zasad, na jakich bank wycenia walutę.
Dalej sąd okręgowy uznał, że zasady wyliczenia wartości kredytu są abuzywne, a więc nieważne i niewiążące dla stron. Zdecydował, że nie można ich zastąpić innymi przepisami, wykluczył też możliwość ustalenia kursu na podstawie przepisów ogólnych. Mimo to oddalił powództwo o zapłatę pieniędzy przez bank. Jak czytamy w uzasadnieniu wyroku Sądu Najwyższego, pierwsza instancja uznała, że „o ile nieprawidłowe zachowanie przedsiębiorcy mogło stanowić podstawę do stwierdzenia nieważności umowy i pozbawienia go spodziewanych zysków”, o tyle „nie prowadziło do całkowicie nieuzasadnionego zubożenia”.
Po dogrywce: 2:0
Od werdyktu odwołały się obydwie strony. Sąd apelacyjny potwierdził nieważność umowy i zasądził żądaną kwotę. Przyczyny ustalenia nieważności są takie same: możliwość jednostronnego kształtowania wysokości zobowiązania przez bank jako silniejszą stronę stosunku prawnego. Bardzo interesująca jest argumentacja sądu, który stwierdza, że jest bez znaczenia, czy bank nadużywał swojej pozycji, jak i to, że oferował kredyt na warunkach korzystniejszych niż konkurencja. „Rażącego naruszenia interesów konsumenta upatrywać należało w przyjętym modelu stosunku obligacyjnego, nie zaś w ocenie sytuacji rynkowej, w której funkcjonuje konsument” – czytamy w uzasadnieniu.
W innym miejscu sąd zauważył, że klient nie miał wpływu na wysokość zobowiązania, ponieważ w sposób arbitralny wyznaczał ją kurs walutowy banku. „Decydującego znaczenia nie mógł mieć zaś fakt, że kurs był przez bank jednostronnie kształtowany na poziomie odpowiadającym kursom stosowanym przez inne banki”.
Podobnie jak w pierwszej instancji, również w apelacji utrzymał się pogląd, że klauzul umownych nie można zastąpić innymi przepisami i w konsekwencji umowa została uznana za nieważną. „Sąd Apelacyjny podkreślił następnie, że skoro wprowadzenie niedozwolonych postanowień umownych doprowadziło do bezskuteczności lub nieważności łączącej strony umowy, to pozwany powinien zwrócić powódce wszystkie świadczenia, które od niej uzyskał” – pisze w uzasadnieniu do swojego wyroku SN.
W przeciwieństwie do sądu okręgowego sąd apelacyjny uznał, że bank powinien oddać klientce żądaną sumę, mimo że jej zobowiązania kredytowe przekraczają kwotę dochodzoną pozwem.
Knock out w Sądzie Najwyższym
Sąd Najwyższy w pełni podzielił stanowisko wyrażone w wyroku, jaki zapadł w apelacji. „Wbrew zarzutom pozwanego, Sąd Apelacyjny zasadnie stwierdził, że kwestionowane przez powódkę postanowienia tworzące mechanizm indeksacji są abuzywne, co oznacza, że są od początku, z mocy samego prawa dotknięte bezskutecznością na korzyść kredytobiorcy” – stwierdza w uzasadnieniu.
W pełni zgadza się z apelacją, że klientka nie została w sposób wyczerpujący poinformowana o ryzyku kursowym. „Nie stanowi przy tym wypełniania obowiązku informacyjnego przedstawienie analizy historycznego kursu franka szwajcarskiego ani tym bardziej powoływanie się przez bank na złożenie w formie pisemnej przez powodów oświadczeń o świadomości ryzyka walutowego o standardowej treści”.
Za zupełnie poprawne SN uznaje rozumowanie sądu apelacyjnego, że umowa jest nie do utrzymania po wyeliminowaniu klauzul niedozwolonych. Dalej stwierdza: „Nie przekonuje stanowisko skarżącego o konieczności zastąpienia przez Sąd Apelacyjny postanowień niedozwolonych innymi, które odwoływałby się np. do kursu walut stosowanego przez Narodowy Bank Polski”. Dlaczego? Ponieważ rozwiązanie takie stoi w sprzeczności ze wskazaniami unijnej dyrektywy 93/13 w sprawie nieuczciwych warunków w umowach konsumenckich, której jednym z celów jest prewencja i zniechęcanie przedsiębiorców do stosowania niedozwolonych praktyk w przyszłości.
Jest to pierwsze orzeczenie, w którym Sąd Najwyższy oddala skargę banku i uznaje, że umowa kredytu indeksowanego jest nieważna, jeżeli zawiera nieuczciwe postanowienia indeksacyjne. Ten wyrok oraz zapadły tego samego dnia analogiczny wyrok w sprawie kredytu walutowego przeciwko Deutsche Bankowi rozwiewa wątpliwości co do tego, czy Sąd Najwyższy zaakceptuje nieważność umów kredytów powiązanych z kursem waluty obcej.
Obecnie linia orzecznicza wydaje się już ustalona - jeżeli mechanizm powiązania kredytu z kursem waluty obcej był nieprzejrzysty dla konsumenta co do jego skutków ekonomicznych albo jeżeli umowa zawiera wadliwe odesłania do kursów wyznaczanych przez bank, to umowa musi być uznana za nieważną.
Niedopuszczalne jest bowiem ratowanie umowy w interesie przedsiębiorcy, w tym poprzez zastępowanie postanowień nieuczciwych kursem NBP czy wyższym oprocentowaniem opartym na WIBOR. W rezultacie konsumenci mogą liczyć na ochronę ze strony sądów. W kwestii obrotu niekonsumenckiego SN zajmie stanowisko 27 kwietnia - mam nadzieję, że również wypowie się przeciwko zastrzeganiu w umowie dowolności w wyznaczaniu wysokości zobowiązania przez jedną ze stron.